W poprzedni wtorek w felietonie „Kłamstwo” (bez liczby w tytule) napisałem: „Ostateczne zwycięstwo kłamstwa ma miejsce bynajmniej nie wówczas, gdy fałsz – wielekroć po goebbelsowsku powtarzany – uzyskuje status prawdo-podobny. Ono ma miejsce dopiero wtedy, gdy ludzie przestają odróżniać jedno od drugiego, obojętnieją moralnie, głuchną duchowo i jest im wszystko jedno”. Potwierdził to prezydent Rzeczypospolitej, honorując Orderem Orła Białego jednego z „bohaterów” mojego krótkiego tekstu o zwycięstwie kłamstwa nad prawdą.
Czytaj więcej
Gdy ludzie przestają odróżniać fałsz od prawdy, obojętnieją moralnie, głuchną duchowo...
Ledwie dwa tygodnie temu Antoni Macierewicz został przyłapany na fałszowaniu raportu amerykańskiego instytutu, biorąc z niego tylko to, co nie przeczyło zamachowi w Smoleńsku, resztę zatajając. Nie neguję jego zasług i odwagi w antykomunistycznej opozycji. Ale potem? Niesławna „lista Macierewicza” z czasów, gdy był ministrem spraw wewnętrznych, którą ktoś trafnie przyrównał do granatu wrzuconego do szamba: nikogo nie zabił, wszystkich opryskał. Ale na pewno opóźnił rzetelną lustrację, a może ją w ogóle uniemożliwił. Potem Smoleńsk – skąd uciekł, gdy usłyszał o katastrofie – co nie przeszkodziło mu w miotaniu absurdalnych oskarżeń, mnożeniu hipotez i bezczeszczeniu pamięci ofiar, aż do zacementowania podziału Polski na „smoleńską” i tą zwyczajną, trzymającą się resztek zdrowego rozumu. Co potwierdził aż nadto ostatnim oszustwem.
Na koniec niechlubna rola jako ministra obrony narodowej niszczącego wojsko, pozbawiającego je sprzętu i doświadczonych dowódców, których ceniło NATO. Kilka dni temu prezydent Andrzej Duda, mówiąc o sądownictwie, oskarżył niesprzyjających władzy sędziów o „fabrykowanie kłamstw”, które spowodowały konflikt o praworządność z Unią Europejską. Okazało się, że nasz prezydent nie pojmuje – choć jest doktorem prawa – zasad demokracji i trójpodziału władz. Władza sądownicza nie może być kreowana przez wolę władzy wykonawczej; tego uczą już na wstępnym kursie prawa. Upieranie się przy uzależnieniu KRS i „neosędziów” od woli rządzącej partii jest istotą konfliktu. Oto ostateczne zwycięstwo kłamstwa: ludzie już zobojętnieli, mało kto się oburza, bo nie pamięta prawdy. Jedyny ratunek to zbliżające się wybory. Ale coraz mocniej wątpię, czy w ogóle do nich dojdzie.