Stawką jest pas IBF w wadze ciężkiej należący do Daniela Dubois, ale to Joshua, były dwukrotny mistrz tej kategorii i złoty medalista igrzysk olimpijskich w Londynie (2012), uważany jest za faworyta. Walczył na Wembley cztery razy, wszystkie pojedynki wygrał, a dla Dubois będzie to debiut na tym imponującym obiekcie.

Obaj urodzili się w Londynie, w tym mieście uczyli się boksu i obaj są pewni wygranej. Zarówno AJ, jak i Dubois mają za sobą serię zwycięstw przed czasem, więc zasadne jest pytanie, który będzie bił mocniej i celniej. Tym, którzy szybko wykupili bilety na ten pojedynek, imponuje też fakt, że obaj wrócili na ścieżkę zwycięstw po porażkach z Ukraińcem Ołeksandrem Usykiem, królem tej kategorii. Joshua przegrał z nim dwa razy – w latach 2021 i 2022, tracąc mistrzowskie pasy, a Dubois w zeszłym roku na „ukraińskiej gali” na stadionie we Wrocławiu, którą obejrzało ponad 40 tys. ludzi.

Czytaj więcej

Zawodowy boks wraca na Kubę. Gutierrez i Ramírez nie musieliby uciekać

Więcej do stracenia w sobotni wieczór będzie miał Joshua, który wierzy, że jest w stanie wrócić na mistrzowski tron i zostać wreszcie bezdyskusyjnym czempionem królewskiej kategorii. Jeśli zmierzyłby się z Tysonem Furym, Wembley byłoby za małe, by pomieścić chętnych na obejrzenie „bitwy o Wielką Brytanię”. Trzeci pojedynek z Usykiem też byłby okazją do bicia rekordów, choć i w tym przypadku byłby problem, gdzie pomieścić ludzi.

Teraz jednak Joshua myśli już tylko o bitwie z Dubois. – Mogę być brutalny, jeśli zajdzie taka potrzeba, mogę być snajperem, któremu wystarczy jeden strzał. Czuję się wszechstronnym zawodnikiem, który ma torbę pełną broni i skorzysta z tej, która będzie potrzebna – mówi AJ. Dubois odpowiada krótko: – AJ jest królem, więc nie mam wyjścia, muszę zabić króla.

Johnny Fisher, partner sparingowy Dubois, powiedział Sky News: – Myślę, że będzie nokaut. Dubois rozgrzeje atmosferę i rzuci się na Joshuę. To zaciekły puncher, bijący piekielnie mocno. Jeśli trafi, wygra przez nokaut, ale Joshua potrafi skontrować jak mało kto.

Joshua w październiku będzie obchodził 35. urodziny, jest osiem lat starszy od Dubois. Wojna doświadczenia z młodością i wiele znaków zapytania, to jeszcze jeden magnes przyciągający tłumy na widownię. Tak jest teraz i tak było zawsze. Od Jacka Dempseya, Joe Louisa i Rocky,ego Marciano, po Sugar Raya Robinsona, Muhammada Alego, Władimira Kliczkę czy teraz Joshuę, który podobnie jak jego rodak Tyson Fury mógłby sam zapełniać stadiony, szczególnie na Wyspach Brytyjskich.

Nie zapominajmy jednak o Ameryce, to tam 100 lat temu zrodziła się moda na wielkie walki, którymi żył cały kraj.

Jack Dempsey – Georges Carpentier 2 lipca 1921 r.

Na początku XX wieku największe tłumy na widowni gromadził zawodowy boks, a Jack „Tygrys” Dempsey był światową gwiazdą tego sportu. Amerykanin, który zdobył tytuł mistrza świata wagi ciężkiej w 1919 r., stał się tak wielką atrakcją, że dwa lata później na jego walkę z Francuzem Georges’em Carpentierem w Jersey City w stanie New Jersey trzeba było zbudować nowy stadion, by pomieścić chętnych do jej obejrzenia. Promotor Tex Rickard pożyczył w tym celu 250 tys. dol., aby zbudować obiekt z miejscami siedzącymi, znany jako Boyle,s Thirty Acres. Po dziewięciu tygodniach stadion był już gotowy.

Walkę, w której Dempsey znokautował Carpentiera, obejrzało 91 613 wiernych kibiców boksu, a wpływy z biletów (1 789 238 dolarów) były rekordowe. Dempsey w trzeciej obronie tytułu rozbił popularnego i cenionego rywala w czwartej rundzie.

Jack Dempsey – Gene Tunney 23 września 1926 R. i 22 września 1927 r.

Dempsey – jedna z największych gwiazd lat 20., obok baseballisty Babe Rutha – przyciągał tłumy, nic więc dziwnego, że w walkach z takimi tuzami, jak Jack Sharkey czy Luis Angel Firpo, na Yankee Stadium i Polo Grounds w Nowym Jorku oglądało go po 80 tys. ludzi. Najwięcej widzów (120 557) przyszło jednak na Sesquicentennial Stadium w Filadelfii, 23 września 1926 r., gdy bił się o tytuł najcięższej kategorii z innym wielkim mistrzem tamtych lat, Gene Tunneyem. To trzeci wynik w rankingu największych bokserskich zgromadzeń wszech czasów.

Gdy szli do ringu, padał deszcz. Nie mogło to jednak zepsuć atmosfery wielkiego sportowego święta. Zdaniem ekspertów wygrać miał faworyzowany Dempsey, ale Tunney sprawił sensację i pokonał mistrza na punkty, będąc zdecydowanie lepszy. Wpływy z biletów przyniosły 1 895 733 dolarów, bijąc poprzedni rekord. W tej sytuacji rewanż był nieunikniony. Doszło do niego rok później, tym razem w Chicago. 104 943 widzów na Soldiers Field zapłaciło za bilety dokładnie 2 858 660 dolarów. Niewiele zabrakło, by Dempsey odzyskał tytuł, gdy powalił rywala w siódmej rundzie, ale sędzia liczył tak długo, że Tunney odzyskał siły i ostatecznie ponownie wygrał na punkty. I jako pierwszy w historii, za drugi pojedynek z „Tygrysem” zarobił milion dolarów. Wyższe honoraria otrzymali dopiero w latach 60. Floyd Patterson i Sonny Liston.

A Dempsey po tej porażce otworzył restaurację w Nowym Jorku i w dobrym zdrowiu dożył 88 lat. Na ring wracał tylko w walkach pokazowych.

Joe Louis – Max Schmeling 23 czerwca 1938 r.

Rewanż Joe Louisa z byłym mistrzem świata wagi ciężkiej, Niemcem Maxem Schmelingiem na Yankee Stadium w Nowym Jorku przyciągnął 70 043 widzów. Było to wydarzenie dalece wykraczające poza sport. Na rok przed wybuchem II wojny światowej do Ameryki przybył przecież ulubieniec Adolfa Hitlera, by po raz drugi utrzeć nosa jednemu z największych mistrzów wagi ciężkiej. Szacowano, że przed odbiornikami, by wysłuchać transmisji z tego wyjątkowego wydarzenia, zasiądzie około 100 mln ludzi, najwięcej w historii.

Czytaj więcej

Polacy z fantazją bili każdego, kto stanął im na drodze. Byli śmietanką boksu

Louis, który uosabiał amerykański mit (od pucybuta do milionera), był mistrzem wagi ciężkiej od kilkunastu miesięcy, ale wciąż miał w pamięci bolesną porażkę, którą dwa lata wcześniej zadał mu Schmeling, nokautując go w 12. rundzie. Skutecznym lekarstwem mogło być tylko równie efektowne zwycięstwo w rewanżu. Louis twierdził, że dopiero wtedy poczuje się prawdziwym mistrzem świata. Cel osiągnął już w pierwszej rundzie. Schmeling trzykrotnie padał na deski, by ostatecznie, po 124 sekundach przegrać przez nokaut. Zyski z walki przekroczyły milion dolarów.

Joseph „Brown Bomber” Louis był dumą Ameryki, szczególnie tej czarnej. Gdy zdobywał swój pierwszy tytuł mistrza świata, po wygranej z Jimmy Braddockiem na Comiskey Park w Chicago w 1937 r., oglądało go 45 tys. ludzi. Z kolei na Polo Grounds w Nowym Jorku, gdzie pokonał Billy,ego Conna w 1941 r., oklaskiwany był przez 54 487 widzów.

A Schmelinga, mimo przegranej z Louisem, wciąż w Niemczech kochano, czego dowodem jest 70 tys. widzów w Stuttgarcie, w 1939 r., gdzie bił się z Adolfem Heuserem, nokautując go w pierwszej rundzie. Stawką tego pojedynku było mistrzostwo Niemiec i Europy w wadze ciężkiej.

Warto dodać, że Schmeling nigdy nie był członkiem nazistowskiej partii, co więcej, po wojnie, podczas której był spadochroniarzem Luftwaffe, wyszło na jaw, że w 1938 r. uratował dwoje żydowskich dzieci, ryzykując własne życie. Głośno było też o jego przyjaźni z Louisem, którego wspomagał finansowo. Jemu po wojnie wiodło się znakomicie, przez lata był przedstawicielem Coca-Coli. Po śmierci Louisa pokrył wszystkie koszty związane z pogrzebem czarnoskórego mistrza z Alabamy. Schmeling zmarł w wieku 99 lat, był najdłużej żyjącym czempionem wagi ciężkiej.

Len Harvey – Jock McAvoy 10 lipca 1939 r.

Nie tylko Amerykanie kochali boks. W Anglii przed II wojną światową też przyciągał tłumy, a największa w kraju widownia bokserska – co najmniej 90 tys. – pojawiła się, by zobaczyć, jak Len Harvey broni swojego brytyjskiego tytułu wagi półciężkiej przeciwko Jockowi McAvoyowi na stadionie White City w Londynie. Czwarta walka Harveya z McAvoyem była mile widzianą – choć krótką – odskocznią od myślenia o wojnie, która miała się rozpocząć za niecałe dwa miesiące.

Policja próbowała trzymać hordy kibiców na dystans za pomocą pałek, ale nie dała rady. Podobno 10 tys. osób rzuciło się do jednego z wejść. Kibice bez biletów wyważyli trzy żelazne bramy, aby dostać się do środka, więc na stadionie mogło być ich więcej niż oficjalne 90 tys. Według współczesnych doniesień, taki sam tłum zgromadził się w tym samym miejscu na walce Harveya o tytuł brytyjskiej wagi ciężkiej z Walijczykiem Jackiem Stevensonem w 1934 roku.

Sugar Ray Robinson – Randy Turpin 12 września 1951 r.

Amerykanin Sugar Ray Robinson nie bez powodu uważany jest za najlepszego w historii zawodowego boksu bez podziału na kategorie wagowe. Bił się pięknie i skutecznie, nawet jak przegrywał. A przy tym pięknie tańczył, grał na pianinie. Mistrz dwóch kategorii, półśredniej i średniej, uwielbiany przez widzów i ekspertów. Jego rewanż z Brytyjczykiem Randy Turpinem, na Polo Ground w Nowym Jorku obejrzało 61 370 osób, rekordowa liczba widzów poza wagą ciężką. Rok później na Yankee Stadium 47 968 ludzi było świadkami jego dramatycznej porażki z Joeyem Maximem w pojedynku o światowy tytuł kategorii półciężkiej. Prowadził zdecydowanie u wszystkich sędziów, ale nie wyszedł do 14. rundy, bo był totalnie odwodniony. Walka była rozgrywana w 40-stopniowym upale.

Z Turpinem też nie miał lekko. Zdecydował się na rewanż niespełna dwa miesiące po przegranej w Londynie, gdzie stracił mistrzowski pas w wadze średniej. Kończył tam swoje wyczerpujące występy w Europie. Tym razem nie zostawił decyzji w rękach sędziów. Obawiał się, że ringowy może zatrzymać walkę po rozcięciu lewego łuku brwiowego, które Turpin „zafundował” mu w dziesiątej rundzie. Ruszył więc do wściekłego ataku i Anglik po dwóch knockdownach został poddany.

Rocky Marciano – Archie Moore 21 września 1955 r.

Największe zainteresowanie, co zrozumiałe, budzili mistrzowie najcięższych kategorii. Tacy chociażby jak niepokonany Rocky Marciano, wielka gwiazda lat 50. Ostatnia walka Marciano, z Archiem Moore’em, przyciągnęła na nowojorski Yankee Stadium 61 574 widzów. Rok wcześniej w tym samym miejscu 47 585 osób obejrzało nokaut Rocky’ego na Ezzardzie Charlesie w ich rewanżowej walce. W pojedynku z Moore’em emocji było jeszcze więcej. Najpierw w drugim starciu na deski padł Marciano, a później czterokrotnie lądował na nich Moore, ostatecznie znokautowany w dziewiątej rundzie.

Marciano nigdy więcej nie walczył i w kwietniu następnego roku w wieku 33 lat przeszedł na emeryturę niepokonany, z bilansem 49-0, 43 KO.

Nocą 31 sierpnia 1969 roku, dzień przed swoimi 46. urodzinami zginął w katastrofie prywatnej Cessny 172 lecącej z Chicago do Des Moines, gdzie czekało na niego mające być niespodzianką przyjęcie urodzinowe.

Muhammad Ali – George Foreman 30 października 1974 r.

„Rumble in the Jungle”, prawdopodobnie najsłynniejsza walka bokserska, przyciągnęła 60 tys. widzów na Stade du 20 Mai w Kinszasie w Zairze – obecnie Demokratycznej Republice Konga. Prezydent Zairu Mobutu Sese Seko wyłożył 10 mln dol. na honoraria dla Alego i Foremana, by walka odbyła się w kraju, którym krwawo rządził. Pokazano ją w ponad 100 krajach. W Polsce też, ale z jednodniowym poślizgiem. Rozpoczęła się o czwartej rano miejscowego czasu, aby Amerykanie mogli ją obejrzeć w najlepszych dla siebie godzinach.

Ali zaskoczył Foremana taktyką rope-a-dope. Oparty o liny przyjmował dziesiątki ciosów urzędującego mistrza, w większości na gardę czy też je amortyzując. Gdy Foreman się zmęczył, nagle przeszedł do ataku w ósmej rundzie, wyprowadził serię ciosów, którymi rzucił na deski faworyzowanego czempiona. W wieku 32 lat znów był mistrzem świata.

Muhammad Ali – Leon Spinks 15 września 1978 r.

Ali zdobył tytuł mistrza świata wagi ciężkiej po raz trzeci na oczach 63 350 widzów – nowy rekord w boksie na hali – w Superdome w Nowym Orleanie. Złoty medalista igrzysk olimpijskich w Rzymie (1960) pomścił w rewanżu porażkę, którą poniósł siedem miesięcy wcześniej z Leonem Spinksem, mistrzem olimpijskim z Montrealu (1976). Ali wygrał w Nowym Orleanie jednogłośnie na punkty, co obejrzało w telewizji 90 mln widzów w 80 krajach.

Inne duże walki Alego na stadionach, np. z Kenem Nortonem w 1976 r. na Yankee Stadium (30 tys.) i Thrilla in Manilla na Filipinach z Joe Frazierem (28 tys. w Araneta Coliseum), rekordów wprawdzie nie biły, ale zapisały się na dobre w historii tej dyscypliny.

Julio Cesar Chavez – Greg Haugen 20 lutego 1993 r.

Rekord frekwencji pojedynku Dempsey – Tunney, wynoszący 120 557 widzów, przetrwał prawie 67 lat, aż do walki meksykańskiego idola, Julia Cesara Chaveza z Amerykaninem Gregiem Haugenem na Stadionie Azteca w Mexico City, którą obejrzało 132 247 jego wiernych kibiców. Chavez wygrał przez techniczny nokaut w piątej rundzie, broniąc pasa WBC w wadze superlekkiej.

Wokół ringu znajdował się drut kolczasty i fosa, aby zapewnić bezpieczeństwo Haugenowi, który zdenerwował Meksykanów, twierdząc, że Chavez wygrał 85 swoich ostatnich walk, „bijąc kierowców taksówek z Tijuany”.

Tony Zale – Billy Pryor 16 sierpnia 1941 r.

Jeśli chodzi o największą frekwencję w historii boksu, cofamy się do lat 40. do walki Tony’ego Zale’a z Billym Pryorem. To, co odróżnia ten pojedynek od innych, to fakt, że była to darmowa gala.

Walka odbyła się w Juneau Park w Milwaukee i uważa się, że wzięło w niej udział nieco ponad 135 tys. osób, dokładnie 135 132. Tym samym pobity został rekord frekwencji z walki Dempsey – Tunney.

Co ciekawe, sędzią ringowym tego pojedynku był nie kto inny tylko Dempsey. Zale przez większość walki miał przewagę i ostatecznie znokautował Pryora w dziewiątej rundzie, wcześniej ośmiokrotnie posyłając go na deski.

Nie odnotowano żadnych zamieszek, jak pisał „Milwaukee Journal”: „panowała rodzinna atmosfera”. Ogromnego tłumu pilnowało zaledwie 132 policjantów. Fakt, że gala była bezpłatna, oczywiście miał znaczenie. W tych trudnych czasach ludzie byli oszczędni i dobrze znali wartość pieniądza.

Anthony Zale „Człowiek ze stali”, wielki mistrz kategorii średniej, a tak naprawdę Anthony Florian Zaleski, syn polskich emigrantów, urodził się 29 maja 1913 r. w mieście Gary w stanie Indiana. Jego kariera trwała od 1934 do 1948 r. Wygrał 87 walk, nokautując 45 rywali, 18 razy schodził z ringu pokonany.

Zaleski nie pojawiał się na ringu przez cztery lata, ponieważ zgłosił się na ochotnika do Marynarki Wojennej w czasie II wojny światowej. W obozie rekrutacyjnym Great Lakes w 1942 r. oficer rejestracyjny zapytał: „Nazwisko i zawód!”. Na co Tony łagodnie odpowiedział: „Anthony Zaleski, zawodowy bokser, waga średnia”.

„Nie chciałbym być na twoim miejscu, Zaleski. Tony Zale ma przyjść tu w przyszłym tygodniu!” – usłyszał od oficera.

Chris Eubank – Nigel Benn 9 października 1993 r.

Rewanż Chrisa Eubanka i Nigela Benna, tym razem w wadze superśredniej, przyciągnął 47 tys. widzów na stadion Old Trafford. Walka o dwa mistrzowskie pasy zakończyła się kontrowersyjnym remisem. Trzy lata wcześniej Eubank wygrał z Bennem przez nokaut w dziewiątej rundzie. Bili się wtedy w wadze średniej. Rewanż najpopularniejszych angielskich pięściarzy niestety nie dorównał jakością temu, co oglądano w ich pierwszym pojedynku.

Joe Calzaghe – Mikkel Kessler 3 listopada 2007 r.

Niepokonany Walijczyk Joe Calzaghe zachwycił swoich kibiców, wygrywając zdecydowanie na punkty z Duńczykiem Mikkelem Kesslerem, i potwierdził, że jest najlepszym na świecie bokserem wagi superśredniej. Jego mistrzowski występ na stadionie Millennium w Cardiff obejrzało 50 015 widzów. Calzaghe przy okazji obronił po raz 21. tytuł mistrza świata organizacji WBO i odebrał pas WBA Kesslerowi. Walijczyk rok później pokonał jeszcze w Las Vegas Bernarda Hopkinsa, a w Nowym Jorku Roya Jonesa Jr. i zakończył bez porażki swoją niesamowitą karierę.

Władimir Kliczko – David Haye 2 lipca 2011 r.

57 tys. widzów na Imtech-Arena w Hamburgu i szacowana na 500 mln telewizyjna publiczność na całym świecie obejrzała toczoną w strugach ulewnego deszczu walkę Władimira Kliczki, młodszego z ukraińskich braci, który z łatwością pokonał na punkty Anglika Davida Haye’a.

Pięściarze walczyli na zadaszonym ringu, ale publiczność, szczególnie ta najbliżej miejsca walki, takiego komfortu nie miała. Po tej wygranej Ukrainiec miał już trzy mistrzowskie pasy, do swoich tytułów IBF i WBO dołożył odebrany Anglikowi pas WBA.

Długie, prawie dziesięcioletnie panowanie Kliczki dobiegło końca cztery lata później, gdy na oczach 55 tys. widzów w ESPRIT Arenie w Düsseldorfie, rodak Davida Haye’a, mierzący 206 cm Tyson Fury, pokonał go jednogłośną decyzją sędziów. Wcześniej młodszy Kliczko podobne tłumy gromadził, walcząc z Eddiem Chambersem i Jeanem Marcem Mormeckiem, a rekordowe audytorium 61 tys. widzów miał podczas zwycięskiej walki z Uzbekiem Rusłanem Czagajewem na Veltins Arenie w Gelsenkirchen.

Carl Froch – George Groves 31 maja 2014 r.

Rewanż Carla Frocha o tytuł mistrza świata wagi superśredniej z George’em Grovesem na stadionie Wembley obejrzało 80 tys. widzów, bijąc brytyjski powojenny rekord (55 tys.).

Stawką były dwa tytuły (IBF i WBA) należące do Frocha, który obronił je w spektakularnym stylu, nokautując rywala w ósmej rundzie. Pierwszy ich pojedynek rozegrany pół roku wcześniej skończył się jego wygraną w dziewiątym starciu. Po drugiej walce przeszedł na emeryturę, twierdząc, że nie może już spotkać go nic lepszego niż zwycięstwa nad Grovesem. I słowa dotrzymał. Dziś jest cenionym komentatorem boksu i ekspertem.

Anthony Joshua – Władimir Kliczko 29 kwietnia 2017 r.

Tego dnia, gdy Anthony Joshua znokautował Władimira Kliczkę na Wembley, rekord frekwencji zatrzymał się na imponującej liczbie 90 tys. widzów. W jednej z najlepszych walk o tytuł wagi ciężkiej od lat Joshua trzykrotnie posyłał Kliczkę na deski, sam leżąc w piątej rundzie. Ostatecznie w starciu dwóch złotych medalistów olimpijskich i zawodowych mistrzów świata (aktualnego i byłego) lepszy okazał się młodszy Joshua. Sędzia przerwał walkę w przedostatniej, 11. rundzie, chroniąc Kliczkę przed ciężkim nokautem.

Kilka miesięcy po wygranej z Kliczką, 28 października 2017 r., na Principality Stadium w Cardiff przyszło 78 tys. ludzi, by zobaczyć Joshuę. I nie miało znaczenia, że jego rywalem był ​​urodzony w Kamerunie, mało znany, znokautowany w dziesiątej rundzie Carlos Takam. Zaskakująca była frekwencja, jak na angielskiego boksera walczącego w Walii.

Tyson Fury – Dillian Whyte 23 kwietnia 2022 r.

Tyson Fury miał za sobą dwie zwycięskie wojny z Deontayem Wilderem, był mistrzem WBC wagi ciężkiej i miał opinię króla najcięższej kategorii, choć w tym momencie więcej pasów od niego posiadał już Usyk. Wtedy jednak, w 2022 r., ważniejszy od rywala, Dilliana Whyte’a, był rekord frekwencji na Wembley. Od 2017 r. należał do Anthony’ego Joshui, z którym Fury od lat prowadził korespondencyjną wojnę. Walkę Joshui z młodszym Kliczką na Wembley obejrzało 90 tys. ludzi, a Fury’ego z Whyte’em 4 tys. więcej. To, że „Król Cyganów” znokautował rodaka w szóstej rundzie prawym podbródkowym, było tylko dodatkiem. Przy okazji ogłoszono też, że 94 tys. widzów to nowy rekord Europy.

Minęły dwa lata i Wembley znów gościć będzie bokserów wagi ciężkiej. I wszystko wskazuje na to, że padnie kolejny rekord, który Joshua odbierze „Królowi Cyganów”. Na jego sobotniej walce z Danielem Dubois ma być 96 tys. ludzi. I będzie, bo wielcy mistrzowie niezmiennie przyciągają tłumy.

Stawką jest pas IBF w wadze ciężkiej należący do Daniela Dubois, ale to Joshua, były dwukrotny mistrz tej kategorii i złoty medalista igrzysk olimpijskich w Londynie (2012), uważany jest za faworyta. Walczył na Wembley cztery razy, wszystkie pojedynki wygrał, a dla Dubois będzie to debiut na tym imponującym obiekcie.

Obaj urodzili się w Londynie, w tym mieście uczyli się boksu i obaj są pewni wygranej. Zarówno AJ, jak i Dubois mają za sobą serię zwycięstw przed czasem, więc zasadne jest pytanie, który będzie bił mocniej i celniej. Tym, którzy szybko wykupili bilety na ten pojedynek, imponuje też fakt, że obaj wrócili na ścieżkę zwycięstw po porażkach z Ukraińcem Ołeksandrem Usykiem, królem tej kategorii. Joshua przegrał z nim dwa razy – w latach 2021 i 2022, tracąc mistrzowskie pasy, a Dubois w zeszłym roku na „ukraińskiej gali” na stadionie we Wrocławiu, którą obejrzało ponad 40 tys. ludzi.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Pinokio i polityczni czarownicy. Morawiecki odwoływał pandemię. Tusk odwołuje powódź