Kto zasługuje na miano najlepszego polskiego pięściarza? Jerzy Kulej, dwukrotny mistrz olimpijski, czy Zbigniew Pietrzykowski, czterokrotny mistrz Europy oraz trzykrotny medalista igrzysk? A może jednak Antoni Kolczyński, czyli wielka gwiazda międzywojnia, ulubiony zawodnik Feliksa Stamma? To pytanie, które odżywa w roku stulecia tej dyscypliny w naszym kraju.
Stamm miał znacznie więcej asów w swojej talii. Pięknie mówił o Antonim Czortku, srebrnym medaliście mistrzostw Europy z 1939 r., który najcięższe boje miał wkrótce toczyć w obozach koncentracyjnych, bijąc się tam z esesmanami o życie. I nie był jedynym z polskich pięściarzy, którzy w czasie wojennej pożogi stawali przed takim wyzwaniem. Trener chwalił też pierwszych mistrzów Europy, Aleksandra Polusa i Henryka Chmielewskiego, dzięki którym Polska nie tylko wygrała w 1937 r. w Mediolanie klasyfikację medalową, ale też zdobyła Puchar Narodów.
O Zygmuncie Chychle, pierwszym polskim mistrzu olimpijskim 1952, powiedział, że to najbardziej kompletny z jego „złotych” chłopców, o Aleksym Antkiewiczu zaś – pierwszym medaliście olimpijskim i pierwszym, który dla polskiego sportu zdobył medal po wojnie – że zawsze może na niego liczyć, bo to wojownik jakich mało. A gdyby sędziowie byli sprawiedliwi, to do brązowego medalu z Londynu (1948) dołożyłby przecież złoty z Helsinek (1952). Skończyło się na srebrnym.
Czytaj więcej
Kiedy przed laty legendarnego kubańskiego boksera Teofila Stevensona kuszono fortuną za walkę z Muhammadem Alim, odpowiadał: „Czym są miliony dolarów w porównaniu z 8 milionami kochających cię Kubańczyków?”. Stevenson, największa sportowa duma Kuby, do końca swych dni był wierny Fidelowi i rewolucji.
Zawsze w nich wierzył
Pierwszym polskim mistrzem olimpijskim został Chychła. Kaszub z Gdańska zdobył tym samym pierwsze olimpijskie złoto po II wojnie światowej dla polskiego sportu. Rok później wygrał mistrzostwa Europy w Warszawie, nie wiedząc, że ma zaawansowaną gruźlicę. Zatajono to przed nim, by walczył o medal. A gdy się o tym dowiedział i rozgoryczony odsunął na bok, by ostatecznie – w 1958 r. – poprosić o zgodę na wyjazd wraz z rodziną na stałe do RFN, niszczono go już bez skrupułów.