Wielkie globalne czy choćby lokalne konflikty, które zabierały życie milionów ludzi, często zaczynały się prawie z niczego. Od drobnego wydarzenia, konfliktu w rodzinach królewskich, ledwie iskier, jak zamach w Sarajewie, który pociągnął za sobą upadek klocków domina całego porządku światowego i kosztował życie kilkudziesięciu milionów ludzi. Zatem i dziś konfrontacji, która obejmie ogniem zagłady dużą czy choćby tylko naszą część świata, przez pokorę wobec Opatrzności wykluczyć się nie da. Niemniej, i to ważniejsze, analiza czynników, które prowadzą do finalnej konfrontacji, daje dziś wynik ujemny. I o tym będzie w tym tekście.
Czytaj więcej
Ameryka chce oczyszczającego deszczu. Pragnie go jak nigdy.
Dlaczego Rosja straszy bronią jądrową, ale po nią nie sięgnie? Władimir Putin i jego tłuste koty nie chcą samozagłady
Jednak na początku kilka słów o strachu. Na globalną konfrontację przygotowuje dziś swoich głównie Moskwa. Tyle że w przypadku Putina to czysta socjotechnika, w której uczestniczy zarówno cały aparat państwowej propagandy, jak i sprzymierzona z dyktatorem Cerkiew. Owo grożenie wojną nuklearną przez Kreml, czyli operowanie eschatologicznym strachem, jest jedynym zabiegiem, który zostaje Putinowi, by usprawiedliwić wobec własnego narodu wielką ludzką i materialną ofiarę, którą ponosi dziś na ukraińskich frontach Rosja. Giną setki tysięcy rosyjskiej młodzieży, kraj (prócz skorumpowanych elit) popada w ubóstwo, izolację i coraz bardziej opresyjny totalitaryzm. Jak wytłumaczyć ludziom, że jest to konieczne? Ideologiczny bełkot o wielkiej Rosji już nie przemawia, majaczenia patriarchy Cyryla też nie, a z perspektywy rychłego zwycięstwa Rosjanie raczej się śmieją. Zostaje strach i budzenie grozy; oto Rosja staje wobec przemożnej inwazji zjednoczonych sił zła (Zachodu), musi się bronić, aż do użycia broni ostatecznej zagłady. To nasza „walka o przetrwanie” – kłamie Putin i jego akolici w rodzaju niesławnej osoby Dmitrija Miedwiediewa.
Owo grożenie wojną nuklearną przez Kreml, czyli operowanie eschatologicznym strachem, jest jedynym zabiegiem, który zostaje Putinowi, by usprawiedliwić wobec własnego narodu wielką ludzką i materialną ofiarę, którą ponosi dziś na ukraińskich frontach Rosja
Otóż to wszystko bzdury; z jednej strony. Z drugiej, ani on, ani otoczenie jego tłustych kotów nie są przygotowani i nie chcą samozagłady. Zbyt dobrze żyją. I co więcej, swojego dobrobytu będą bronić. Inaczej Zachód, tu sytuacja jest inna. W demokracjach króluje bowiem pragmatyzm i logika. O wojnie mówi się tu w kategoriach realnego zagrożenia. W Szwecji czy Finlandii nie tylko podjęto historyczne decyzje o przystąpieniu do NATO, ale drukuje się dziś i rozdaje broszurki o tym, jak przygotować się do wojny. Po co? Ano tylko po to, by ukształtowane przez dekady pokoju społeczeństwo wiedziało, jak się zachować na wypadek W. Z tych samych przyczyn wzmacnia się ochronę wschodniej flanki NATO, poprawia procedury, systemy wywiadu i wczesnego ostrzegania, wzmacnia obronę cywilną. Co szczególnie dobrze widać w Polsce, reformuje się wojsko, systemy dowodzenia, wymienia uzbrojenie czy intensywnie szkoli siły zbrojne w nowych technologiach.