Fantastyczny Pan D. Fenomen Tadeusza Dołęgi-Mostowicza

Historia najpoczytniejszego pisarza przedwojennej Polski zakończyła się 20 września 1939 r. w miejscowości Kuty. Około godziny 10 kapral Tadeusz Dołęga-Mostowicz zginął, kiedy samochód, którym jechał, został ostrzelany.

Publikacja: 20.09.2024 17:00

Fantastyczny Pan D. Fenomen Tadeusza Dołęgi-Mostowicza

Foto: PAP/Alamy Stock Photo

Niewielu z przedwojennych autorów popularnych przeszło czytelniczą próbę czasu. Mało kto pamięta twórczość Aleksandra Błażejowskiego czy Adama Nasielskiego. Pisarze kryminałów czy brukowych romansideł, kochani niegdyś przez tłumy, zniknęli gdzieś w mroku dziejów. Istnieje jednak wyjątek – Tadeusz Dołęga-Mostowicz, którego twórczość i pełne legend życie niezmiennie fascynują czytelników, a oni nie tylko chętnie sięgają po adaptacje jego twórczości, ale i oryginalne teksty.

Tadeusz Dołęga-Mostowicz urodził się w Głębokim, majątku ziemiańskim na Białorusi, w rodzinie średniozamożnej, ale bynajmniej nie biednej. W końcu była to polsko-białoruska szlachta. Niemniej prym wiodła w niej polska tożsamość, bo kultywowano w niej tradycję uczenia się na pamięć „Pana Tadeusza”. Z Głębokiego po wstępnej nauce trafił Dołęga-Mostowicz do szkół wpierw w Wilnie, a potem w Kijowie. Potem zaś po służbie wojskowej w czasie wojny polsko-bolszewickiej udał się do stolicy odrodzonej Polski.

Czytaj więcej

85. rocznica śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza. Wyczekując katastrofy

Warszawa na początku lat 20. ubiegłego wieku nie była miejscem przyjaznym do życia, Dołęga niczym George Orwell w Paryżu musiał żyć gdzieś na marginesie i doświadczył prawdziwej biedy, mieszkając w najgorszych dzielnicach wielkiego miasta. Niemniej przyniosło to wielki pożytek jego twórczości.

Wreszcie dzięki protekcji zaczął pracować jako korektor w „Rzeczpospolitej”. Z jego pracą w gazecie łączy się jeden z popularnych mitów na jego temat. Niektórzy utrzymują, że był nie tyle korektorem, ile zecerem w gazecie. Pasowałoby to do legendy mówiącej, że swoje bogactwo zbudował od zera, ale jak wyjaśnił to w swojej książce Jarosław Górski „Parweniusz z rodowodem”, jest to tylko jedna z wielu fantastycznych historii, jakie narosły wokół Dołęgi-Mostowicza.

Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Pobicie i nowe mity

W 1927, w pierwszym roku po zamachu majowym, Dołęga-Mostowicz był już felietonistą opozycyjnej „Rzeczpospolitej”. Nie jakimś byle felietonistą, gdyż od kilku lat mozolnie wspinał się po szczeblach kariery i miał stałe grono czytelników, którzy chętnie czytali jego teksty podpisane pseudonimem C. hr. Zan. Nie szczędził w nich kąśliwych, niekiedy wręcz na granicy dobrego smaku, uwag. Nie uciekał też od jednoznacznych komentarzy politycznych wobec obozu rządzącego.

8 września 1927 r. Dołęga-Mostowicz przed północą wracał do domu na ulicy Grójeckiej, gdy nagle drogę zajechały mu dwa samochody, odgradzając możliwość ucieczki. Następnie wyskoczyło z nich siedmiu napastników i uderzało pałkami. Bezwładne ciało wrzucili do samochodu marki Buick i wywieźli za Warszawę, w stronę lasu w Sękocinie. Tam zbili go jeszcze raz i krzyczeli: „A nie będzie tak pisał o Marszałku! Dziś dostałeś, jutro inni!”. W końcu zostawili go na pastwę losu. Pobity redaktor czołgał się do szosy, gdzie uratował go jadący tamtędy rolnik. Około godz. 4.30 Dołęga trafił do Warszawy, do mieszkania swojego wuja. Następnego dnia przez Warszawę przetoczył się niczym huragan głos oburzenia na tak bezprecedensowy akt terroru wobec dziennikarza, który był krytyczny wobec władzy. Dodać należy nie pierwszego i nie ostatniego, bo bandyci często napadali na przeciwników sanacji.

Czytaj więcej

Kazimierz Junosza-Stępowski: Przedwojenny mistrz sceny

Czym zawinił młody, niespełna 30-letni dziennikarz? Otóż uporczywie i bezkompromisowo odważył się krytykować obóz sanacyjny, a przede wszystkim domagał się wyjaśnienia sprawy zaginięcia Tadeusza Zagórskiego. Szczególnie zaś rozsierdził ludzi związanych z obozem rządzących felietonem „Nowa gra towarzyska”, gdzie 10 sierpnia 1927 r. napisał: „Jenerałowie w Polsce mają to do siebie, że umieją znikać. Ta kamforyczna właściwość może oddać podczas wojny wielkie usługi naszej armji. Podczas pokoju zaś daje miłą rozrywkę społeczeństwu”. Sam tekst zdawał się być raczej niegroźnym żartem, w którym autor wyśmiewa poszukiwania generała w różnych miejscach i tylko delikatnie sugeruje, że być może został on porwany.

Temat felietonu jednak nie jest bez znaczenia, bo pokazuje, jakim człowiekiem był Dołęga-Mostowicz, czyli osobą zdeterminowaną do poszukania prawdy. Gen. Zagórski był jednym z politycznych przeciwników Piłsudskiego, a kiedy zaginął w niejasnych okolicznościach, wokół sprawy pojawiło się wiele niewiadomych. Sugerowano i do tej pory traktuje się ten scenariusz jako więcej niż prawdopodobny, że został zabity przez zwolenników Piłsudskiego.

Ważne jest, że wokół pobicia narosła popularna legenda, jakoby Dołęgę-Mostowicza zostawiono w gliniance na pastwę losu i niechybnie by umarł, gdyby nie furman. W taki sposób zostało to przedstawione w „Znachorze” i stąd to powszechne wyobrażenie, że taki sam los spotkał pisarza.

Jak powstała „Kariera Nikodema Dyzmy”

Dołęga-Mostowicz, chociaż był popularnym felietonistą, prawdziwą sławę zyskał dopiero wtedy, gdy zaczął pisać powieści. Podobno miało go do tego popchnąć wzmiankowane wyżej pobicie. Miał wówczas porzucić pracę w gazecie i leczyć rany, ale jego felietony zaczęły znikać z prasy dopiero w 1929 r., więc tę opowieść możemy zaliczyć do kolejnego dotyczącego go mitu. Możemy zatem przypuszczać, że dopiero w tym roku zaczął pisać swoją pierwszą powieść, aby rychło wypłynąć na szerokie wody. Co ciekawe, jego pierwsza powieść wcale jako pierwsza nie została wydana.

Książki Dołęgi-Mostowicza dobrze co do zasady przetrwały próbę czasu. W czym zatem tkwi sekret tej twórczości, skoro tylu innych autorów z tego okresu odeszło w zapomnienie? Nieśmiertelną sławę przyniosły mu dwie pozycje: „Kariera Nikodema Dyzmy” oraz „Znachor”. Pierwsza była zjadliwą krytyką na władzę i jej mechanizmy, druga natomiast romantyczną i sentymentalną historią o wybitnym lekarzu, który utracił pamięć. Obydwie powieści trąciły czułe struny wśród czytelników i stały się niezwykle popularne, ba, można nawet powiedzieć, że zyskały wręcz status kultowych. Klucz do sukcesu stanowiła powtarzalność oraz umiejętne granie innowacyjnie rozwijanymi schematami.

Czytaj więcej

Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Facet od Dyzmy

„Kariera Nikodema Dyzmy”, najsłynniejsza z jego książek, była publikowana w odcinkach na łamach endeckiego „ABC”. Jako pierwsza światło dzienne ujrzała jednak „Ostatnia brygada” będąca gorzką polityczną refleksją. I to właśnie ona wyznaczyła obszary i tematy literackie przywoływane w całej twórczości Dołęgi-Mostowicza. Pełna jest ona dwuznaczności, podejrzliwości, a przedstawiana w niej rzeczywistość składa się z fałszu i blagi. Mimo tego brutalnego fałszu, na ostatnich kartach jego powieści zazwyczaj dochodzi do szczęśliwego zakończenia, choć niekiedy bywa on cierpki i przewrotny.

Foto: Polona

Zaczynał zatem Dołęga-Mostowicz od „Ostatniej brygady”, która była rozrachunkiem z częścią sanacji. Główny bohater Andrzej Dowmunt wraca do Polski z Afryki i chce wesprzeć kraj swoim kapitałem i wiedzą, jednak zamiast entuzjazmu widzi tylko ludzkie kombinacje i cwaniactwo, które wzbudza w nim olbrzymią niechęć. Wreszcie wyrzeka się ideałów i wydaje druzgocący osąd: „Nie naród, nie naród, tylko nasze pokolenie, zdemoralizowane niewolą, zdeprawowane wojną. Nasze pokolenie, pokolenie rozbitych ołtarzy, podeptanych tradycyj, wyzute z dogmatów. Pokolenie, któremu, gdy zabrakło ideału walki o niepodległość – zabrakło steru i busoli. Dojutrki”.

Rozczarowanie Dołęgi-Mostowicza nie dotyczyło zatem tylko sanacji, ale i całego pokolenia, które nie potrafiło wyjść z utartych ścieżek własnych słabości. Podobną krytykę władzy i jej mechanizmów przeprowadził w dziele „Kariera Nikodema Dyzmy”. Na jej kartach demaskował, że prostak mógłby stać się ministrem albo premierem. Pokazywał rzecz do dziś bardzo aktualną, czyli jak pijarem można nadrobić braki charyzmy i wiedzy, aby zrobić wrażenie na masach.

Problemy wszechwładnego fałszu, który panuje nad ludźmi i ich relacjami, porusza Dołęga-Mostowicz w „Kiwonach”, swojej trzeciej publikowanej znów w „ABC” powieści. Portretuje tam postać bezwolnego literata prowadzącego konformistyczny tryb życia, pełnego, a jakże, fałszu. Był już wtedy rozpoznawalny. „Kariera Nikodema Dyzmy” okazała się olbrzymim sukcesem, rozszedł się cały 50-tysięczny nakład. Wydania nie broszurowe, w trwałej oprawie kosztowały 10 zł – tyle wynosiła tygodniówka służącej. Sukces był zatem wręcz fenomenalny.

Bojąc się zaszufladkowania, Dołęga-Mostowicz szybko odciął się od politycznego środowiska, publikując list na łamach lewicujących „Wiadomości Literackich”: „nie tylko endekiem, lecz żadnym partyjnikiem partyjnym czy partyjnikiem bezpartyjnym nie byłem, nie jestem i nie będę”. Tym prostym zabiegiem pijarowym trafił do szerokiego grona czytelników. Kolejną po „Karierze Nikodem Dyzmy” powieścią, która odbiła się szerokim echem, była sensacyjna „Prokurator Alicja Horn”, w której rzutka i niezwykle ambitna pani prokurator zakochuje się w awanturniku i kobieciarzu Bohdanie Druckim. Powieść był pełna pikantnych opisów ocierających się o pornografię, co zarzucali mu czytelnicy, odżegnujący autora od czci i wiary. Zarazem jednak Dołęga-Mostowicz odnalazł swój literacki modus operandi. W „Prokurator…” rozwija dwa kolejne powtarzające się w jego książkach elementy – silną, dominującą postać kobiecą oraz romantycznego drania, oszusta, który pod warstwą zła kryje dobrą, wręcz szlachetną duszę. Rzeczywistość, chociaż brutalna, jest w prozie tego twórcy tak naprawdę bajkowa.

Niezrażony komentarzami dalej szedł w odważne obyczajowo treści, gdzie obecne były już nie tyle miłosne trójkąty, ile erotyczne wieloboki i jeszcze bardziej pogmatwane relacje międzyludzkie. Odbiorcy wręcz zaczytywali się w jego powieściach, a po niektóre trzeba było zapisywać się w kolejkach do wypożyczalni, tymczasem „poważni” krytycy przemilczali jego istnienie, uważając, że jego literatura jest niegodna ich komentarza. Sam Dołęga-Mostowicz starał się bagatelizować sprawę, mawiając: „wolę buicka od pomnika”, ale chyba nie do końca tak było, bo usiłować dostać się do bardziej elitarnego literackiego grona. Zaprzyjaźnił się nawet w tym czasie z Gombrowiczem, który również wydał pod pseudonimem całkiem udaną powieść sensacyjną „Opętani”.

Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Konserwatywny skandalista

Dołęga-Mostowicz na pewno swój fenomen zawdzięczał odwadze i braku poszanowania dla konwenansów. W swoich powieściach nie bał się kontrowersji, poruszał tematy drażliwe, wręcz skandalizujące. Nie wzdrygał się przed opisywaniem relacji homoseksualnych („Bracia Dalcz”) w kraju, gdzie dopiero co przestano karać homoseksualizm. Stworzył również niezwykle atrakcyjny dla czytelniczek model „konserwatywnego feminizmu” („Prokurator Alicja Horn”, „Trzecia płeć”). Z krytycyzmem podchodził do tradycji ziemiańskiej („Wysokie progi”), ale zarazem doceniał wartość prawdziwej arystokracji („Trzy serca”).

Zdając sobie sprawę z dominującego w Polsce tradycjonalistycznego podejścia, potrafił przedstawić sprawy odważne obyczajowo w taki sposób, aby czytelnicy czuli się wciągnięci w akcję, a nie zniesmaczeni. Ponadto do perfekcji opanował uniwersalność opowiadanych historii, poprzez skupienie się na życiu ludzi i ich emocjach, a nie na kontekście, w jakim funkcjonowali. Wszystko to było jednak, jak się zdaje, podszyte kalkulacją co i jak się sprzeda.

Foto: Polona

Wreszcie tematem, który wyraźnie fascynował Dołęgę-Mostowicza było ciążące nad ludźmi fatum. Pojawiło się ono w „Znachorze” i jego kontynuacji „Profesorze Wilczurze”. W „Doktorze Murku zredukowanym” i w „Drugim życiu doktora Murka” czytelnik śledzi historię człowieka rzuconego w odmęty najmroczniejsze zakamarków Warszawy.

I tu dochodzimy do najważniejszego, mówiąc słowami przyjaciela Dołęgi-Mostowicza: „Czemu zachwyca, skoro nie zachęca?”. Jego literatura miała liczne niedociągnięcia. Jeżeli prześledzić jego powieści, łatwo się zobaczy, że występujące tam postacie nie zawsze są autentycznie zbudowane, a w fabułach z biegiem lat pojawiają się coraz większe luki – pewne wątki pozostają niedokończone, natomiast związki przyczynowo skutkowe bywają, delikatnie mówiąc, naciągane. Nie wszystkie z jego dzieł odniosły sukces, na przykład odnoszący się do wojny polsko-bolszewickiej melodramat „Ich dziecko” przeszedł bez echa. Niemniej Dołęga-Mostowicz nie zraził się i pisał dalej, zwłaszcza że miał za sobą jeden z największych sukcesów, ponadczasowego „Znachora”, który rychło stał się najpopularniejszą książką na polskiej wsi. Zaraz też powstał film, który okazał się hitem, a sam Dołęga-Mostowicz, który wcześniej nie miał szczęścia do kinematografii, nareszcie zaczął odcinać od niej kupony. W 1939 „Znachorem” zainteresowały się studia Warner Bros i Universal. Miał szansę nasz autor zrobić międzynarodową karierę, ale wojna pokrzyżowała mu szyki.

Jak zginął Tadeusz Dołęga-Mostowicz

Sława pisarska, a potem kolejne filmy przyniosły Dołędze-Mostowiczowi olbrzymie pieniądze. Był jednym z najlepiej opłacanych polskich pisarzy. Człowiekiem, który bardzo dobrze czuł się ze swoimi pieniędzmi i swoim pasjami, a jedną z nich były drogie samochody. Trudno oszacować, ile dokładnie sprzedał egzemplarzy swoich książek, wskazuje się, że jeżeli trzy z jego książek sprzedały się w łącznym nakładzie 120 tys. egzemplarzy, to same honoraria mogły wynieść 150 tys. zł. Mówimy o rzeczywistości, gdzie miesięczna pensja 500 zł, co sprawia, że człowiek mógł się uważać za klasę średnią. Nic dziwnego, że było go stać i na buicka (razem z kierowcą) i na dwupoziomowe mieszkanie w pałacu Remblińskiego w Alejach Ujazdowskich. Do tego polował oraz bardzo lubił się stroić. Jednocześnie znany był z wielkiego serca i pomocy bliźnim. Oprócz uznania krytyków nie miał tylko jednej rzeczy – żony. I to mimo że fanki słały do niego codziennie listy w ilościach hurtowych.

Jednak i to się zmieniło – pod koniec lat 30. w majątku Sikórz poznał niespełna 16-letnią Katarzynę Piwnicką, dla której stracił głowę. Dołęga-Mostowicz był nią zafascynowany, stała się nawet inspiracją dla magnetycznej Kate z „Trzech serc”. Oficjalnie mieli się zaręczyć w listopadzie 1939 r., ale nie było im to dane, bo zmobilizowany Dołęga-Mostowicz trafił we wrześniu na Kresy Wschodnie. Wiadomość o jego śmierci trafiła do bliskich z opóźnieniem. Jego twórczość, chociaż przez cały PRL była objęta cenzurą, przetrwała historyczne zawieruchy.

Historia najpoczytniejszego pisarza przedwojennej Polski zakończyła się 20 września 1939 r. w miejscowość Kuty. Trzy dni po agresji ZSRR na ziemie polskie. Około godz. 10 kapral Dołęga-Mostowicz zginął, kiedy samochód, którym jechał, został ostrzelany. Rychło wokół końca życia pisarza narosło wiele legend.

Jak dokładnie zginął, nie wiadomo – wersji opowieści o jego końcu jest wiele, ale żadna z nich nie jest w pełni potwierdzona. Mówiło się, że zginął od kuli sowieckiej, ukraińskiej lub przypadkowej, czyli polskiej. Plotkowano nawet, że zginął, rozdając chleb potrzebującym. Wiadomo jedno – w Kutach 20 września 1939 r. oddał życie jeden polski żołnierz i był to jeden z najciekawszych i najbardziej popularnych pisarzy II Rzeczypospolitej. Człowiek powszechnie uwielbiany, otoczony gronem wiernych fanów (a zwłaszcza fanek), którzy czekali na każdą jego nową powieść. Człowiek, który miał już otwartą furtkę, aby podbić Hollywood. Być może, gdyby tego dokonał, Polacy mieliby inną pozycję w amerykańskiej kinematografii. Jego sekret tkwił w autentyczności, umiejętnym odczytywaniu emocji i wkładaniu własnych doświadczeń w bajkową wręcz rzeczywistość, zarazem straszną i pociągającą. Możliwość zanurzenia się w tym pół realnym, pół magicznym świecie od lat działa na wyobraźnię czytelników.

O autorze

Paweł Rzewuski

Doktor filozofii i historyk. Zajmuje się filozofią polityki i historią społeczną. Autor powieści kryminalnej „Syn bagien” oraz popularnonaukowej książki o przedwojennej Warszawie „Grzechy »Paryża Północy«”. Przygotowuje książkę poświęconą tożsamości sarmackiej i I Rzeczypospolitej


Niewielu z przedwojennych autorów popularnych przeszło czytelniczą próbę czasu. Mało kto pamięta twórczość Aleksandra Błażejowskiego czy Adama Nasielskiego. Pisarze kryminałów czy brukowych romansideł, kochani niegdyś przez tłumy, zniknęli gdzieś w mroku dziejów. Istnieje jednak wyjątek – Tadeusz Dołęga-Mostowicz, którego twórczość i pełne legend życie niezmiennie fascynują czytelników, a oni nie tylko chętnie sięgają po adaptacje jego twórczości, ale i oryginalne teksty.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena