85. rocznica śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza. Wyczekując katastrofy

18 września mija 85 lat od śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza. Słynny artysta popełnił samobójstwo po wejściu do Polski Armii Czerwonej. Katastrofa, której wyczekiwał od lat, zmaterializowała się. Zawarte w jego twórczości lęki są zaskakująco aktualne.

Publikacja: 20.09.2024 17:00

Zdjęcie z cyklu „Zabawy sadystyczne”. Na zdjęciu: Roman Jasiński i Stanisław Ignacy Witkiewicz „Witk

Zdjęcie z cyklu „Zabawy sadystyczne”. Na zdjęciu: Roman Jasiński i Stanisław Ignacy Witkiewicz „Witkacy” (pierwszy z prawej), Warszawa 1932 r.

Foto: Jan Kochanowski/archiwum Elżbiety Jasińskiej/FOTONOVA

Inwazja Rosji na Ukrainę i trwające za naszą granicą okrucieństwa, rywalizacja amerykańsko-chińska i perspektywa nowego starcia mocarstw o przywództwo w świecie, przemiany technologiczne wywracające do góry nogami naszą codzienność i wnikające w naszą najbardziej intymną prywatność, rozwój sztucznej inteligencji, rozejście się polityczno-ideologiczne kobiet i mężczyzn… Powodów do obaw, że względnie proste, komfortowe i beztroskie życie Europejczyków z ostatnich dekad będzie odchodzić do przeszłości, nie brakuje.

Sam premier Tusk mówi, że „żyjemy w czasie przedwojennym”. Politycy dowolnych opcji odmieniają przez wszystkie przypadki „bezpieczeństwo”, przekonując, że to oni nam je zapewnią. Komentatorzy licytują się na wróżby, ile lat zostało nam do nieuchronnej wojny – czy dotykającej nas bezpośrednio inwazji Rosji na Polskę, czy też globalnego starcia Ameryki z Chinami grożącego światu zagładą. Teraz zaś zestawmy tę listę z tematami najważniejszych utworów Witkacego. Atak ze wschodu, przemiany technologiczne, mechanizacja życia i poczucie bycia trybikiem w machinie, utrata wolności jednostki, wojna płci, zagłada europejskiej cywilizacji wyniszczonej dekadencją, daremność lub niszczycielstwo rewolucji dokonywanych w imię wielkich idei, pojawiają się też Rosja i Chiny… A w tym wszystkim najbardziej poruszająca jest bezradność jednostki wobec wszechogarniającego poczucia schyłkowości.

Starcie populistów i liberałów

Witkacego nieszczególnie interesował przy tym „interes publiczny” i dobro ogółu. Już 21-letni Staś pisze do ojca, przekonanego o łączności sztuki i poświęcenia dla innych: „Zdaje się, że nigdy na siebie nie będę patrzył z punktu widzenia społeczeństwa. (...) zawsze będę uważał, że stosunki oparte nie na walce, tylko na litości, są kłamstwem”. Prawdy metafizycznej szuka w autoekspresji wybitnych artystów i sam aspiruje do tego miana. Boi się zatem o swoją własną możliwość tworzenia. Spodziewa się śmierci kultury w drodze powszechnego „zbydlęcenia” i zaniku wyższych uczuć. Zmiażdżenia twórczych jednostek przez tłum zunifikowanych automatów. Prześladuje go doświadczenie bolszewickiej rewolucji, którą oglądał na własne oczy jesienią 1917 r.

Czytaj więcej

Witkacy i Bartók na ratunek komunie

Krytyk i historyk literatury Jan Błoński pisał: „Rozpad dotychczasowej cywilizacji nie jest dla Witkacego wielce prawdopodobnym domysłem, ale prawem historii, której rozwój (...) można uznać za prawo natury”. Porównał Witkacowski „dramat oczekiwania” do późniejszej o pokolenie twórczości Samuela Becketta. U Polaka wygasanie sztuki i refleksji filozoficznej, u Irlandczyka wygasanie nadziei na zapełnienie pustki po Bogu. Tu i tu dojmująca jest bezradność człowieka. Bohaterowie „Szewców” nie są podmiotowi. Miotają się, próbują się dostosować, ale historia, w tym okrutna rewolucja, dzieje się sama. Nie mają wpływu na to, co ma miejsce wokół nich. Ich ostatnim orężem jest – podobnie jak u Becketta – słowo i forma. Próba wyrażenia siebie i zrozumienia świata, która wychodzi jednak coraz gorzej. U Witkacego możliwa jest także ucieczka w erotykę, używki i rozmaite eksperymenty, które nie muszą jednak wcale przynosić pozytywnych skutków.

Renesans liberalno-demokratycznego progresywizmu

Witkacy jeszcze przed II wojną światową ogłasza w najlepszym razie bezcelowość wielkich ideologii, a w najgorszym ich potencjalną zbrodniczość. Także intelektualne czy polityczne upodmiotowienie warstw niższych nie przynosi lepszego świata postępowych utopii, ale zaraża masy nihilizmem charakteryzującym dotąd elity. Dobrze oddaje to dialog z „Szewców”, Beckettowski w treści:
„II CZELADNIK: Zupełna pustka – już mnie nic nie bawi.
I CZELADNIK: Ani mnie. Coś w nas trzasło i już nie wiadomo, po co żyć.
KSIĘŻNA: Macie to, czegoście chcieli, co my, arystokraci, czuliśmy zawsze. Jesteście po tamtej stronie – cieszcie się”.

Po upadku ZSRR w świecie zachodnim nastąpił renesans liberalno-demokratycznego progresywizmu. Od kryzysu finansowego 2008 r. weszliśmy jednak znów w stan permanentnego rozchwiania aksjologicznego i materialnego. Stan nienasycenia, niemożności zaspokojenia uczuć metafizycznych, ustanowienia szeroko akceptowanej etyki, krążenia konkurencyjnych (para)religii. Powraca poczucie schyłkowości, cywilizacyjnego wyczerpania i ograniczona wiara w wartość własnego przetrwania. Status quo nie może trwać w nieskończoność, ale co je zastąpi? Wyłoni się nowy, alternatywny paradygmat, będziemy sobie spokojnie gnili? Czeka nas wolność czy zniewolenie? A może jednak obowiązujący porządek da radę obronić się po odpowiedniej mutacji?

Czytaj więcej

Trochę Polak, trochę zdrajca

Los tytułowych szewców może być w tych niepewnych czasach przestrogą dla współczesnych populistów. Bunt wobec zużytych elit, obalenie ich? To się da zrobić. Trudniej jednak wprowadzić w życie jakikolwiek nowy porządek, jeśli program był czysto negatywny. Dawni rewolucjoniści często stają się potem pogubionymi agentami chaosu, popadają w oportunizm i skupiają się na osobistych korzyściach, ewentualnie wybierają ślepą przemoc. Albo po prostu wchodzą w – a jakże – buty poprzedników.

Bezlitosna mechanizacja życia

Śmierć metafizyki oraz rozwój technologiczny mają u Witkiewicza razem doprowadzić do świata, gdzie człowiek być może będzie miał syty brzuch, ale stanie się wypranym z indywidualnych cech automatem nijak niezainteresowanym sztuką czy filozofią. Trybikiem w machinie podporządkowanym bezwzględnej zbiorowości kierowanej przez okrutnych tyranów. Pojawią się niebezpieczne utopie i sublimowanie przyjemności. Witkacy wróży tryumf totalitaryzmu jeszcze przed Aldousem Huxleyem i wiele lat przed George’em Orwellem.

Bohaterowie, którzy zdadzą sobie sprawę z powagi zagrożenia, mogą próbować je powstrzymać, ale to się nigdy nie udaje. Atanazy pod koniec „Pożegnania jesieni” deklaruje pod wpływem olśnienia: „Cóż, że automatyczni ludzie przyszłości będą szczęśliwi i nie będą wiedzieć o swoim upadku. My wiemy teraz za nich i powinniśmy ich od tego uchronić”. Gdy młody artysta przepełniony nadzieją snuje w swojej głowie wizje ratowania ludzkości, przypadkowo trafia na szarych, bezimiennych żołnierzy totalitaryzmu i zostaje przez nich pod błahym pretekstem rozstrzelany. Czesław Miłosz mówił, że opisana przez Witkacego w powieści porewolucyjna Polska „to dokładnie taka Polska, jaką ja widziałem w 1945, 1946 roku”. Rzeczywiście Sajetan Tempe porównany w „Pożegnaniu...” do Robespierre’a z dzisiejszej perspektywy aż pachnie Stalinem.

Zagłada wolności nie musi być jednak tak jaskrawo bezpośrednia i okrutna. Pod koniec „Szewców” na scenę wchodzi Hiper-Robociarz – hybryda człowieka i maszyny. Wykłada on credo wiary w technologię zastępującą etykę. „Raz trzeba to sobie uświadomić, że żadnej sprawiedliwości nie ma i być nie może – dobrze, że jest statystyka i z tego trzeba się cieszyć”. Następnie proponuje czeladnikom, żeby odgrywali „rządzących” przed ludem. Dla nich, polityków, będą powierzchowne zaszczyty, wystawne przyjęcia i kobiety. Niech społeczeństwo myśli, że to oni są ważni. Za fasadą będą zaś stali podobni jemu transhumanistyczni panowie technologii, kontrolujący za jej pośrednictwem życie innych i prowadzący tajemnicze eksperymenty. I tak Witkacy prawie 100 lat temu przepowiedział obecne dziś od prawa do lewa lęki przed big tech i postaciami w rodzaju Elona Muska, Marka Zuckerberga czy Billa Gatesa.

Czytaj więcej

Pisarze „na bani”

Technologia może być także narzędziem imperiów dążących do dominacji. W „Nienasyceniu” ważną rolę odgrywają tajemnicze pigułki dawamesku. Mają one dawać poczucie harmonii ze światem i redukować metafizyczny ból, a w praktyce niszczą wolę oporu wobec wschodnich najeźdźców. Tu także można snuć różne analogie – w szczególe z ogłupiającym zachodnią młodzież chińskim TikTokiem, w ogóle z uzależniającymi nas jak narkotyki mediami społecznościowymi czy smartfonami, a także z przemycanym do Stanów Zjednoczonych morderczym fentanylem.

Śmierć jednostki, śmierć cywilizacji

Kluczową figurą „Nienasycenia” jest generał Kocmołuchowicz, wybitny dowódca wojskowy, ewidentnie wzorowany na Piłsudskim. Ma on uchronić Polskę i Europę przed najazdem Chińczyków, którzy po podbiciu Rosji zbliżają się ze wschodu. Ostatecznie Kocmołuchowicz pod wpływem pigułek oraz przekonania o historycznej konieczności decyduje się jednak poddać, zamiast wydawać wielką bitwę. To mało polski wybór – wobec nieuchronności klęski generał chce oszczędzić życie żołnierzy. Fantazja i wiara w indywidualny geniusz przegrywa z zimną, statystyczną kalkulacją.

Sami mroczni Chińczycy są przez Witkacego przedstawieni jako ludzie doskonale zmrówczeni. Jednostka nie ma dla nich znaczenia, a oni sami nie wykazują cech jednostkowych. Interesuje ich interes roju, a nie własny. Przykładowo oficerowie, których plany bitewne zostają krytycznie ocenione przez kolektyw, są skazywani na śmierć i pokornie poddają się karze jako najnaturalniejszej rzeczy w świecie – nawet nie trzeba im wiązać rąk podczas egzekucji. Dowódca ich armii to nudny, przewidywalny aparatczyk.

Także sam Kocmołuchowicz zostaje przez nich z honorami ścięty – Chińczycy nie chcą mieć po swojej stronie wybitnej jednostki, wolą go zawczasu wyeliminować. Egzekucja polskiego dowódcy, wielokrotnie nazywanego „ostatnim indywidualistą”, ma wymiar wielce symboliczny. Tym bardziej że Kocmołuchowicz jest zaskoczony wyrokiem, ale pokornie poddaje się dekapitacji, uznając historyczną konieczność tryumfu Chin. W wymiarze jednostkowym – kocha Wielkiego Brata na 20 lat przed Winstonem i O’Brienem. W wymiarze cywilizacyjnym – Europa oparta na podmiotowości jednostki i zbudowana przez takowe godzi się na swoją zagładę. Autor tak tego nie nazywa, ale w Kocmołuchowiczu poniekąd giną wspólnie Chrystus, Arystoteles, Leonardo, Szekspir, Kant i Napoleon. Dostrzeganie akurat w Chinach potencjału do podbicia świata, gdy Państwo Środka było od wojen opiumowych w głębokim kryzysie, rozrywane wojnami domowymi i traktowane jak kolonia przez obce mocarstwa, także pokazuje wizjonerstwo Witkacego.

Sam Witkacy, pisząc „Nienasycenie”, miał na pewno z tyłu głowy sowiecką Rosję. Równie dobrze jednak można widzieć tu dosłownie Chińczyków, obcych najeźdźców w ogóle albo po prostu ofiary totalnej mechanizacji życia. Miłosz nazywa Witkiewicza także „prorokiem szarości” i „prorokiem zgleichschaltowania”. Stłamszenie jednostki może, ale nie musi jednak mieć wymiaru państwowego totalitaryzmu. Dzieła Witkacego pod wieloma względami zapowiadają także przyszłe społeczeństwo konsumpcyjne i jego krytykę. Często przywoływany cytat z artysty głosi: „z bydła powstaliśmy i w bydło się obrócimy”. „Bydlęciem” dla autora „Szewców” jest zaś przede wszystkim człowiek zunifikowany i wydrążony. A zatem mógłby za takowego uznać także jednostkę bezwiednie podążającą za mediami masowymi i reklamami. Konsumenta robiącego to, co wszyscy, myślącego to, co wszyscy, ubierającego się tak jak wszyscy. Zaspokojonego bytowo poprzez kupowanie kolejnych towarów i pustego duchowo. Poniekąd – człowieka jednowymiarowego Marcusego. Jak pisze Mateusz Werner, w historiozoficznej wizji twórcy „Pożegnania jesieni”, „nowoczesność staje się momentem masowego regresu człowieczeństwa, upadkiem ludzkości we wtórną animalność (...). Paradoksalnie to właśnie humanizm Witkacego kazał mu się opowiedzieć przeciwko nowoczesności”. Tu także dotykamy zatem problemów boleśnie aktualnych w zglobalizowanym i zatomizowanym świecie XXI wieku.

Prorok red pilla

W utworach Witkacego powraca też motyw demonicznych kobiet. Rozwiązłych i wyrachowanych modliszek zdolnych owijać sobie wokół palca naiwnych mężczyzn, manipulujących nimi, napawających się ich uwagą oraz ich cierpieniem. Chyba mało która postać literacka tak dobrze personifikuje zjawisko inceli (mężczyzn nie z własnej woli żyjących w celibacie) jak prokurator Robert Scurvy z „Szewców”, którego torturą jest znoszenie nigdy niezaspokojonego pragnienia księżnej Iriny Zbereźnickiej-Podberezki, a niespełniona chuć odbiera mu wszelką radość z innych sfer życia. W trzecim akcie Scurvy zostaje zredukowany, „zbydlęcony” do roli psa na łańcuchu, wyjącego z pożądania. Zwłaszcza w internecie, ale również w prawdziwym życiu, spotkamy dziś tysiące młodych mężczyzn, którzy podobnie widzą siebie oraz swoją relację z demonicznymi „femoidami”.

Autor „Pożegnania jesieni” rozwijał na tym polu doskonale znane mu dzieła wybitnego szwedzkiego pisarza Augusta Strindberga, twórców Młodej Polski czy Otto Weiningera – austriackiego filozofa, sławnego też z tego względu, że popełnił samobójstwo w wieku zaledwie 23 lat. Witkacy osobiście naznaczony był samobójstwem narzeczonej, którego doświadczył kilka dni przed 29. urodzinami. Jak pisał precyzyjnie prof. Lech Sokół: „Bohaterów Witkiewicza nigdy nie łączy miłość w sensie wyższym, która byłaby pokrewna koncepcjom chrześcijańskim, nie występuje żadna forma oddania bogata w odcienie psychologiczne. Nie spotykamy również przyjaźni ani między przedstawicielami płci przeciwnych, ani w obrębie tej samej płci. Agresja i pożądanie, pragnienie zdominowania drugiego osobnika i sprowadzenia go do roli przedmiotu określa stosunki między ludźmi”. Witkacy nie wierzy w miłość, tak jak nie wierzy w solidarność międzyludzką czy służbę wspólnocie, co od młodości zarzucał mu ojciec. Gdy główny bohater „Nienasycenia” znajduje już czystą, idealną kobietę, rytualnie zabija ją w noc poślubną. W ten sposób nigdy mu nie spowszednieje.

Wieczny 17 września

Cała zawarta w twórczości Witkacego mroczna schyłkowość i katastrofizm jest dodatkowo wzmocniona przez dopełnienie ich taką, a nie inną śmiercią. Artysta zamknął swoje życie jako konsekwentne dzieło sztuki krwawym aktem wiary we własną apokaliptyczną historiozofię. Zachował się tak, jak bohaterowie jego utworów. Ciężko było zresztą o silniejszy argument za prawdziwością jego wizji niż jednoczesna napaść hitlerowskich Niemiec i Związku Sowieckiego. Polska była miażdżona diabelskimi totalitarnymi obcęgami i tak samo wkrótce mógł być zmiażdżony Artysta, najwyższa forma twórczej jednostki. W tych okolicznościach pozostawało odebrać światu Witkacego.

Wrześniowa trauma także dziś ma niestety swoją aktualność. Nadal boimy się ataku ze wschodu, porzucenia przez sojuszników, tryumfu brutalnej siły nad szlachetnym, delikatnym i cywilizowanym. Z historii Witkiewicza możemy jednak nauczyć się, że nawet tamta katastrofa mimo dramatycznych skutków i rozlania się morza okrucieństwa nie zakończyła ani historii świata, ani Europy, ani Polski. Trzeba starać się uniknąć powtórki. Należy też jednak pamiętać, że dystopie mogą być intelektualnie pobudzające, przerażające czy poruszające, ale nie muszą być prawdziwe.

o autorze

Kacper Kita

Redaktor portalu Nowy Ład i autor książki „Saga rodu Le Penów”

Inwazja Rosji na Ukrainę i trwające za naszą granicą okrucieństwa, rywalizacja amerykańsko-chińska i perspektywa nowego starcia mocarstw o przywództwo w świecie, przemiany technologiczne wywracające do góry nogami naszą codzienność i wnikające w naszą najbardziej intymną prywatność, rozwój sztucznej inteligencji, rozejście się polityczno-ideologiczne kobiet i mężczyzn… Powodów do obaw, że względnie proste, komfortowe i beztroskie życie Europejczyków z ostatnich dekad będzie odchodzić do przeszłości, nie brakuje.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena