Pisarze „na bani”

„Literaci do pióra!” – krzyczał towarzysz Gomułka. Miał rację, bo pisarze – zamiast pracować – trwonili czas na alkohol i narkotyki. W szkole nikt o tym nie uczy...

Publikacja: 20.04.2023 22:00

Juliusza Słowackiego „kręciło” nie tylko opium... Obraz Tadeusza Korpala jako ilustracja do wiersza

Juliusza Słowackiego „kręciło” nie tylko opium... Obraz Tadeusza Korpala jako ilustracja do wiersza „Testament mój”

Foto: MUZEUM LITERATURY/EAST NEWS

Wieniedikt Jerofiejew w poemacie spisanym prozą „Moskwa–Pietuszki” napisał: „Zwykłe picie wódki, choćby wprost z butelki, nie ma w sobie nic prócz dusznych mąk i marności nad marnościami. Zmieszanie wódki z wodą kolońską ma w sobie pewną fantazję, choć nie ma wzniosłości. Natomiast wypicie »Balsamu kanaańskiego« zawiera zarówno fantazję, jak też ideę i wzniosłość, ponadto zaś akcent metafizyczny”. Czym był ów metafizyczny balsam zwany również „srebrnym liskiem”? Był koktajlem, w skład którego wchodził: „denaturat – 100 g, ciemne piwo – 200 g i oczyszczona politura – 100 g”. O tym, jak oczyścić politurę, nie ma co wspominać, bo to wie każde dziecko w Rosji.

Autor największego pijackiego poematu w dziejach światowej literatury dzieciństwo spędził w sierocińcu na Półwyspie Kolskim. Dopiero gdy skończył 17 lat, przekroczył linię koła podbiegunowego i po raz pierwszy zobaczył tak egzotyczne zwierzę jak krowa. Zapewne już w bidulu spróbował alkoholu, ale zaprzyjaźnił się z nim na dobre dopiero w Moskwie. Jego kariera pisarska to równia pochyła pijackiego upadku.

Z pisarzy i poetów nie tylko Wieniedikt lubił wypić. Za kołnierz nie wylewał Faulkner, Nabokov, King, Capote, Chandler. Spożywanie w sporych ilościach zdarzało się także pisarkom, choćby Dorothy Parker czy Marguerite Duras. Kolejnym wielbicielem trunków, który z Jerofiejewem mógłby stanąć w szranki konkursu na największego pijaka literatury, był Charles Bukowski. Ten pływał w alkoholu także podczas pisania. Najbardziej lubił piwo popchnięte szotem whisky. Gdy siadał do maszyny, towarzyszyło mu zwykle 12 piw i flaszka złotego trunku. Nie wiadomo, czy stosował się do sugestii Hemingwaya: „pisz pijany, redaguj na trzeźwo”. Niemniej w jednej z książek wspomina, że gdy siadał do pracy, najpierw czytał to, co napisał poprzedniego dnia. Zresztą Hemingway też nie odstawał od czołówki opojów literatury. George Plimpton, amerykański dziennikarz, stwierdził, że pod koniec życia wątroba pisarza wystawała z brzucha jak „długa, tłusta pijawka”.

Polacy nie gęsi...

Nie tylko współcześni autorzy mieli skłonność do trunków i nie tylko „zagraniczni”. Weźmy takiego Adama Mickiewicza. Gdy spojrzymy na jego zachowane podobizny, jawi nam się poeta natchniony, który z pobladłym licem i błyskiem w oku sięga po niedostępne dla zwykłego śmiertelnika wersy pochodzące wprost od Apollina i muz. To dość infantylna wizja stworzona przez naszą wyobraźnię. Z listów wieszcza dowiadujemy się, jak na prawdę wyglądało jego życie.

Profesor Leszek Libera, w opracowaniu zatytułowanym „Mickiewicz”, kreśli obraz poety, w którym nie sposób doszukać się twórczego szału. „[…] wstaję prawie zawsze o czwartej […], a kawę piję zaraz po piątej. Ranek zajęty pisaniem seksternów, ćwiczeniem się w niemczyźnie […]” – czytamy w jednym z cytowanych przez niego listów. Praca szła Mickiewiczowi z trudem. Libera przytacza jeszcze inny fragment: „powieści skończyć nie mogę, wiersze wyciągam jak druty żelazne”.

W tym czasie często pisał do przyjaciół prośby o przysyłanie tytoniu. Z korespondencji wyłania się obraz faceta, który wstaje o brzasku, podkręca się kawą, a później z mozołem w oparach tytoniowego dymu składa wersy, które dziś musimy analizować na lekcjach języka polskiego, zastanawiając się „co autor chciał przez to powiedzieć”. Podczas interpretacji nie bierzemy pod uwagę, czy myśli autora były zupełnie przejrzyste.

Libera pokazuje Mickiewicza jako utykającego na skutek przebycia choroby Heinego-Medina hipochondryka, który lubił sobie strzelić kielicha. Tego zamiłowania on sam nie ukrywał. Zresztą nie widział w piciu nic złego. Przecież nawet lekarze zalecali alkohol na przeróżne dolegliwości, a on potrzebował lekarstwa. Do tego dochodziły dziesiątki przyjęć wydawanych na cześć polskiego poety, a że kręgi artystyczne w żadnych czasach za kołnierz nie wylewały, to „doniesienia o pijatykach i improwizacjach” odbijały się szerokim echem docierającym aż do Warszawy.

Studium psychiki samotnego człowieka ulegającego chorobie alkoholowej znajdziemy zresztą w drugim najważniejszym dziele Mickiewicza. Tytułowy Konrad Wallenrod, alkoholik i samotny bohater, który sprowadza klęskę na Krzyżaków, mierzy się z własną słabością i trunkiem. Tajemnicą pozostanie, czy poeta przelał w niego swoje własne lęki. Pewne jest jednak, że jednym z ostatnich napojów wypitych przez Mickiewicza na łożu śmierci nie były ziółka, ale kawa z koniakiem. Był to zapewne akt wiary w uzdrawiającą moc alkoholu.

Poeta upalony

Już Bóg w Starym Testamencie polecał pić Tymoteuszowi wino dla zdrowia. Wzmianki o polskich trunkach, zwłaszcza piwie, które w domu Piasta Kołodzieja nigdy się nie kończyło, znajdziemy w kronikach Galla Anonima (nic nie wiemy o jego skłonnościach do alkoholu, ale musiał pić przynajmniej wino z wodą, ponieważ czysta woda była wówczas trująca). O istnieniu karczm serwujących piwo, miód i proste jedzenie wiemy od XI w. W XVI w. alkohol był już w naszym kraju powszechny, łatwo dostępny i dobrze widziany. „Upijanie jest u nich chwalebnym zwyczajem, niewątpliwym dowodem szczerości, dobrego wychowania, trzeźwość zaś poczytywana jest za grubiaństwo i znak podstępności charakteru” – pisał w 1568 r. nuncjusz papieski Juliusz Ruggieri do Piusa V.

Mikołaj Rej, często uznawany za „ojca literatury polskiej”, niby ganił picie, ale jednocześnie chwalił wino i posyłał po nie na Węgry. Coś na rzeczy jest też u Krasickiego, którego satyra „Pijaństwo” wydaje się pisana na „ciężkim kacu” związanym z wyrzutami sumienia.

Stulecie romantyków przyniosło modę na bywanie w kawiarniach. To, które lokale się odwiedzało, świadczyło o pozycji i statusie społecznym. Wydaje się oczywiste, że ludzie, w tym artyści i pisarze, nie wpadali tam na kawę i pączki. Okazuje się, że dla pobudzenia lub ostudzenia wyobraźni pisarze używali nie tylko alkoholu, ale także silniejszych środków zmieniających stan świadomości.

Adam Mickiewicz chętnie sięgał po tytoń i „był hipochondrykiem, który lubił sobie strzelić kielicha”

Adam Mickiewicz chętnie sięgał po tytoń i „był hipochondrykiem, który lubił sobie strzelić kielicha”

Foto: Album/Prisma/EAST NEWS

Nie wiemy, czy Adam Mickiewicz zażywał psychodeliki. Kamil Sipowicz w książce „Encyklopedia polskiej psychodelii” twierdzi, że raczej tak. Poszlaką może być monolog Konrada z III części „Dziadów”, który wypełnia opisy bad tripa (halucynacje, urojenia oraz napady lękowe różnego stopnia po zażyciu narkotyków). Wiemy natomiast, że Miron Białoszewski używał kodeiny i efedryny, Kasprowicz narkotyzował się bieluniem, a Witkacy wszystkim.

Gdy poświęcimy nieco czasu na przegląd literatury polskiej, analizując ją pod kątem występowania substancji psychoaktywnych, nasza uwaga z pewnością zatrzyma się na powieści poetyckiej „Lambro” Juliusza Słowackiego. Rzecz traktuje o korsarzu walczącym o wyzwolenie Grecji spod tureckiej niewoli. Historycy literatury uważają, że pod tymi nacjami autor ukrył sprytnie Polaków i Rosjan oraz upadek powstania listopadowego, a także własny żal wywołany niemożnością udziału w rewolcie. Zapewne jedynym powodem, dla którego nie analizujemy tej pozycji na zajęciach w szkole, jest drobny defekt bohatera. Otóż był on silnie uzależniony od opium.

Wzmianka „Napój z makowej tłoczony rośliny,/ Co śmierć sprowadza” znajduje się już na początku powieści w opisie scen w łaźni w Ipsarze. Używają go Grecy, aby zapomnieć o niewoli tureckiej. Najbardziej cierpi jednak tytułowy bohater i to on jest najsilniej uzależniony: „Często sen przedłużę,/ Aby w tym życiu żyć jak najmniej – nie snem” – mówi. Później pojawiają się poetyckie opisy złych przeżyć i porównania wizji do jadowitych gadów. Słowacki wspomina też o konieczności ciągłego zwiększania dawek: „I co dnia czara o kroplę pełniejsza,/ Te same widma i sny mu dawała”. Z precyzją godną eksperta opisuje skutki przyjmowania kolejnych porcji narkotyku. „Wypił – i z wolna płomieniem rozkwita;/ Z czoła zasłony opadają mgliste,/ W źrenicy płomień obłąkania świta”. Opisuje bladość twarzy, nienaturalne ożywienie, zamglone oczy, przeplatające się stany euforii i przygnębienia, halucynacje, ale także głód narkomana. W końcowych scenach Lambro odurzony narkotykiem zabija ukochaną kobietę, nie poznając, kto przed nim stoi. Zrozpaczony zażywa śmiertelną porcję narkotyku. Dziś powiedzielibyśmy – „złoty strzał”. Zasypia, ale tuż przed śmiercią odzyskuje świadomość. Słowacki w przypisach wyjaśnia „Otruci napojem opium, usypiają; lecz przed samą śmiercią budzą się”. Ciekawe skąd to wiedział?

Odpowiedź może zawierać się w stwierdzeniu, że wiedzę zdobył podczas pobytu w Londynie w 1831 r. Opium było tam modne m.in. dzięki Thomasowi de Quinceyowi i jego „Wyznaniom angielskiego opiumisty”. Miał też pewne wcześniejsze doświadczenia z narkotykiem za sprawą doktora Konstantego Porcyanko z Uniwersytetu Wileńskiego, który w terapiach używał opium i który zaaplikował laudanum poecie choremu na febrę. „Śnił mi się w prawie w rozżarzonej imaginacji jakiś poemat wschodni” – pisał wieszcz w pamiętniku. Zapewne moglibyśmy uwierzyć, że opium znał tylko z literatury, opowieści i terapii, gdyby nie wspomnienia jego przyjaciela Konstantego Gaszyńskiego, które przytacza Martyna Wrona na łamach nieistniejącego już miesięcznika „Focus”: „Był już wówczas bardzo mizerny, w ciągłej gorączce, gdyż jak mówiono, zażywał opium, aby sprowadzić widzenia, które mi nieraz opowiadał”. Wrona zwraca uwagę, że nie tylko opium „kręciło” Juliusza Słowackiego. Przypomina, że w listach do matki nadmieniał o zakupie nargili, która przecież nie służyła do palenia tytoniu ani jako ozdoba domu, a potrzebna była raczej do palenia haszyszu. Wzmianki o nim znajdujemy w poemacie dygresyjnym „Beniowski”, choćby: „Kłębami dymu niechaj się otoczę;/ Niech o młodości pomarzę półsenny”, albo wzmianki o zawodach w paleniu „zioła” między sarmatą Borejszą a arabskim władcą. Zainteresowanie substancjami psychoaktywnymi towarzyszyło naszemu wieszczowi aż do śmierci.

Wizja romantyczna

W panteonie wieszczów narodowych nie możemy pominąć Cypriana Kamila Norwida. To był dziwak i samotnik. Kontakty z otoczeniem utrudniała mu postępująca głuchota. Towarzyszyło mu tylko niewielkie grono zaufanych przyjaciół potrafiących docenić jego talent. „Wraz z postępującą głuchotą mówił bardzo głośno, co więcej, brakowało mu zębów, więc pluł, jak mówił. A jeszcze – jak się zdaje – był uzależniony od alkoholu, pił tanie wina i miał nieświeży oddech. Po prostu unikano jego towarzystwa” – stwierdził w wywiadzie dla PAP prof. Andrzej Fabianowski.

Norwid cierpiał, zarówno fizycznie, jak i psychicznie (motyw cierpienia znajdujemy w wielu jego wierszach), a człowiek zawsze dąży do złagodzenia bólu. Używa do tego alkoholu, narkotyków oraz innych niechemicznych sposobów ucieczki od rzeczywistości. Gdy dodamy do tego, że jednym z przyjaciół poety był Zygmunt Krasiński, chyba możemy przyjąć, że narkotyki nie były mu obce. Krasiński bowiem interesował się nie tylko haszyszem i opium, zażywał także eter i był od niego uzależniony. „Jednak mi lepiej na zdrowiu i duchu od 2ch tygodni, od kiedym zażył nosem i w płuca wpakował 2 uncje eteru. Myślałem, że umieram i znieśmiertelnion wniebowstępuję przez wszechświat do Boga! Zupełnie uczucie duszy uwolnionej od cielska; ptasiałem, wyanielałem się, ręcem do lotu wyciągał i od tej chwili nerwy mi się poprawiły” – opisywał Krasiński swoje wrażenia związane z zażywaniem preparatu. Wpisywały się one w jego doświadczenia o charakterze zmysłowym, prowadzące do wzmożenia duchowości. Podejmował przecież próby rozdzielenia ciała od ducha, twierdząc, „że człowiek zewnętrzny, a więc cielesny, zmysłowy, podobny jest do zwierzęcia, natomiast wewnętrzny przypomina Boga”. W efekcie „eksperymentów” prawie codziennie popadał w letargi i omdlenia. Czuł się „porżnięty na cząsteczki” – jak skarżył się w liście do Delfiny Potockiej. „Wiatr mógłby rozkraść mnie na wszystkie strony świata, ponieść cząstki bytu mojego do gwiazd, drugie rzucić w morze, inne w głąb zakopać, by z nich wyrósł kwiat smętny, kwiat czarny o brzegach pąsowych”.

Zygmunt Krasiński napisał nawet po francusku esej „De l’Ether” (O eterze). Opisał w nim swoje wrażenia i wizje, które były dość przerażające. Twierdził, że odczuwa dwa odrębne stany. Na początku czuł, że staje się „ptakiem – aniołem – nieskończonym duchem, obdarzonym nieskończoną mocą i wyposażonym w zdolność przemierzania wszystkich wszechświatów stworzenia i dotarcia nawet do Boga. Później, po wrażeniu szczęścia i uniesienia, przychodzi uczucie zbliżania się do wiecznej śmierci”. Autor twierdził, że zażywanie opium przynosi przygnębienie, natomiast eter wiąże się z lekkością i uniesieniem.

Czego romantyczni wieszczowie szukali w alkoholu i narkotykach? Zapewne natchnienia, wizji wyostrzających i rozszerzających możliwości poznawcze, zmącenia rozumu i odrzucenia realizmu. W końcu: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie/ Niż mędrca szkiełko i oko”.

Czas nie niesie zmian

Eksplozja zainteresowania psychodelikami to koniec XIX stulecia. Stanisław Przybyszewski, Jan Kasprowicz, Tadeusz Miciński czy też Kazimierz Przerwa-Tetmajer gustowali w haszyszu i opium. Kasprowicz był bardziej zainteresowany słowiańskimi preparatami. Zapewne chłopomania, która charakteryzowała się fascynacją folklorem i codziennym życiem wsi, wiązała się również z poznawaniem ich używek. Chmiel, bieluń, muchomor czerwony, sporysz, mak i konopie były na wsi łatwo dostępne, a zawierały substancje psychoaktywne. Zapewne znajomość tematu kazała Kasprowiczowi nadać swoim poematom tytuły „Datura stramonium (Bieluń pospolity)” czy „Solanum nigrum (Psianka)”.

Jednak królem eksperymentów narkotykowych w literaturze polskiej na zawsze pozostanie Stanisław Ignacy Witkiewicz, czyli Witkacy. W pozycji „Narkotyki. Niemyte dusze” otwarcie opisywał swoje odczucia po zażyciu takich preparatów jak alkohol, morfina, kokaina, meskalina i peyotl. Pierwszych eksperymentów z substancjami psychoaktywnymi dokonywał w czasie pobytu w Rosji. Zwykle odbywały się pod kontrolą znajomych lekarzy, którzy czasem dostarczali mu narkotyków. Skrupulatnie notował rodzaj zażytych substancji i zmiany percepcji, które wywoływały. Twierdził, że nie był od niczego uzależniony z wyjątkiem tytoniu.

Portret Władysława Reymonta namalowany przez Jacka Malczewskiego. Reymont, jak sugeruje jego opowiad

Portret Władysława Reymonta namalowany przez Jacka Malczewskiego. Reymont, jak sugeruje jego opowiadanie „W palarni opium”, doskonale znał działanie narkotyku

Foto: Jacek Malczewski

Z kolei „W palarni opium” to osadzona na przełomie XIX i XX wieku opowieść Władysława Reymonta. Traktuje o człowieku podróżującym drogą morską do Londynu, który przekonuje swoich towarzyszy, by po przybyciu do miasta zabrali go do palarni opium. Bohater trafia do niej, zażywa preparat i opisuje jego wpływ na swój organizm. Opis sugeruje, że Reymont doskonale znał działanie narkotyku „z pierwszej ręki”: „Spokój szczęścia niezmiernego czułem w sobie. Przebiegałem jakieś światy czarodziejskie. Płynąłem w zielonym strumieniu światła. Byłem we wszechświecie. Miliardy słońc kołysały się dokoła, jakby kwiaty białe, żółte i purpurowe. Niezliczone wiry płomieni przebiegały przestrzenie. Widziałem uśmiechy gwiazd”. 13 listopada 1924 r. Reymont został ogłoszony laureatem Nagrody Nobla. „Okropne! Nagroda Nobla, pieniądze, sława wszechświatowa i człowiek, który bez zmęczenia wielkiego nie potrafi się rozebrać. To istna ironia życia. Urągliwa i prawdziwie szatańska” – pisał autor „Chłopów” w liście do konsula polskiego w Sztokholmie. Władysław Reymont faktycznie był chory. Nie jest jednak pewne, czy to choroba serca odpowiadała za jego stan, czy tony alkoholu, które wypił, przez całe życie zmagając się z alkoholizmem. Po upływie roku noblista już nie żył. Sława przyszła zbyt późno.

Z narkotykami eksperymentował też Adam Włodek, pierwszy mąż Wisławy Szymborskiej (nic nie wiemy, aby noblistka miała takie doświadczenia). W 1960 r. przyjął LSD pod nadzorem lekarza, a swoje doświadczenia opisał w relacji „Sześć godzin psychozy”. Co do Czesława Miłosza zdania są podzielone. Kamil Sipowicz twierdzi, że „nic nie wskazuje na to, by próbował psychodelików”, natomiast Jerzy Illg w książce „Mój Znak”, opowiada, że noblista palił marihuanę.

Stanisław Lem eksperymentował m.in. z psylocybiną, a swoimi doświadczeniami dzielił się korespondenc

Stanisław Lem eksperymentował m.in. z psylocybiną, a swoimi doświadczeniami dzielił się korespondencyjnie z Philipem K. Dickiem

Foto: Danuta Węgiel/FOTONOVA

Stanisław Lem w ogóle nie krył się ze swoimi doświadczeniami. Eksperymentował z psylocybiną, a swoimi doświadczeniami dzielił się korespondencyjnie z Philipem K. Dickiem, tym od książki „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”, zekranizowanej jako „Łowca androidów”. „Wchodzi się w fazę urojenia, wszystkie kolory stają się bardziej nasycone – mówił Lem. – Zwykła szafa okazuje się pięknym zjawiskiem, wypełnionym kolorami”. Jednak narkotyki mu nie odpowiadały, wystarczyło mu to, co działo się wewnątrz jego umysłu. Natomiast lubił wypić kielicha, zwłaszcza gdy odczuwał zmęczenie podczas wielogodzinnego pisania, „gdy słabło to odwrotne miejsce, na którym się siedzi”. W jednym z wywiadów wspominał też wizytę zagraniczną: „Kiedy byłem w Moskwie i byłem przyjmowany przez braci Strugackich, kolegów po fachu. To oni próbowali mnie zwalić z nóg przy pomocy gruzińskiego koniaku [...] i ja się nie dałem”. Twierdził jednak, że nigdy „nie zależało mu na losie alkoholika, bo to nie jest miły los”.

Rok 2018 to też już historia, choć nieodległa. W tym roku Olga Tokarczuk otrzymała Nagrodę Nobla. Nigdy nie słyszałem jej wypowiedzi na temat narkotyków czy alkoholu, ale w swoich utworach opisuje m.in. działanie psychoaktywne muchomora czerwonego, co sugeruje, że kuchnia psychodeliczna nie jest jej obca. Na przykład w powieści „Prawiek i inne czasy” opisuje wizje Ruty, córki czarownicy, która spowalnia czas i zapada w niby sen, w którym widzi podmuchy wiatru, cząsteczki światła na powierzchni liści, pojedyncze ruchy owadów. W powieści „Dom dzienny, dom nocny” podaje natomiast przepis na ciasto muchomorowe, a w opowiadaniu „W nocy z soboty na niedzielę” pokazuje Boga, który rozmawia ze swoim sąsiadem o magicznych grzybkach, muchomorach, LSD i opioidach. To dziwne, bo przecież wszyscy wiedzą, że Bóg nie ma sąsiada. Związek naszej noblistki z grzybami zauważyła też Anna Larenta z Uniwersytetu w Białymstoku. Napisała ona pracę „Grzybnia jako metafora w twórczości Olgi Tokarczuk”. Cóż... my, Polacy, jesteśmy mykofilami.

Na pytanie, dlaczego ludzie piją alkohol i zażywają narkotyki, nie ma prostej odpowiedzi. Zapewne dlatego, że mogą. Jedni – bo są szczęśliwi, inni – wręcz przeciwnie, bo szukają nowych doznań, bo się boją, bo świat jest szary, z radości, ze smutku, z powodu spotkania i rozstania, bo są słabi, zdenerwowani, zmęczeni... powodów są tysiące i każdy równie dobry. Czemu odurzają się literaci i artyści? Zapewne z tych samych powodów plus jeden: bo myśli im się w głowach kłębią i trzeba je uspokoić albo ich tok słabnie i chcą go pobudzić – jak to poetycko opisał Jan Himilsbach, „Picie wódki jest to wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości”.

Wieniedikt Jerofiejew w poemacie spisanym prozą „Moskwa–Pietuszki” napisał: „Zwykłe picie wódki, choćby wprost z butelki, nie ma w sobie nic prócz dusznych mąk i marności nad marnościami. Zmieszanie wódki z wodą kolońską ma w sobie pewną fantazję, choć nie ma wzniosłości. Natomiast wypicie »Balsamu kanaańskiego« zawiera zarówno fantazję, jak też ideę i wzniosłość, ponadto zaś akcent metafizyczny”. Czym był ów metafizyczny balsam zwany również „srebrnym liskiem”? Był koktajlem, w skład którego wchodził: „denaturat – 100 g, ciemne piwo – 200 g i oczyszczona politura – 100 g”. O tym, jak oczyścić politurę, nie ma co wspominać, bo to wie każde dziecko w Rosji.

Pozostało 96% artykułu
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Literatura
Nagroda Conrada dla Marii Halber
Literatura
Książka napisana bez oka. Salman Rushdie po zamachu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Literatura
Leszek Szaruga nie żyje. Walczył o godność