Przypomina to postawę jednego z popularnych prawicowych, pożal się Boże, celebrytów, który kilka lat temu przekonywał publicznie, że nie warto, by Polacy uczyli się niemieckiego albo rosyjskiego, bo powinni wiedzieć o Niemcach i Rosjanach tyle, że to nasi wrogowie i trzeba ich nienawidzić. Nie idźmy w tę stronę. Tym bardziej że drwiny z Polaków to śladowa cząstka twórczości Dostojewskiego obecna w kilku utworach, a nie czołowy motyw jego dzieła.
Niezwykłe spotkanie
Wydawało mi się, że nie potrzebuję dodatkowych argumentów za aktualnością Dostojewskiego. Dosłownie w wieczór przed terminem oddania tego tekstu przypadkiem poznałem jednak młodego chłopaka o delikatnych rysach twarzy, po którym widać było wysoką wrażliwość. Czułem, że kogoś mi przypomina, choć nie wiedziałem kogo. Początkowo był nieśmiały. Dostrzegłem też, że coś mu ciąży i waha się przed rozmową. Powoli zaczął się jednak otwierać. Okazało się, że tego dnia dostał kosza od dziewczyny, w której kochał się od lat i z którą planował wspólną przyszłość. Normalna, ludzka rzecz – zacząłem go więc pocieszać, tym bardziej że miał w sobie coś zachęcającego do szybkiego przełamywania nieznajomości. Bolało go, że został odrzucony, gdy wyjawił swoje wady przed osobą, z którą chciał być całkowicie szczery. Teraz trudno mu zaakceptować samego siebie i uwierzyć, że może być pokochany.
Powiedziałem, że pragnienie akceptacji to naturalna potrzeba, podobnie jak lęk przed tym, że ciemne strony naszej duszy nam ją uniemożliwią. Mamy w sobie nasiona resentymentu wobec świata i odruch prowokowania odrzucenia wobec przekonania, że nie zasługujemy na miłość. Dlatego tak bardzo potrafią nas drażnić matki, kochające bezwarunkowo, niezależnie od tego, co zrobimy. Nowy kolega całkowicie się zgodził. Zaczął mówić o scenie z serialu „Breaking bad” i bohaterze zmyślającym, że zabił psa, by inni uczestnicy terapii go odrzucili. Gdy nie zadziałało, zaczął przypisywać sobie śmierć coraz większej liczby zwierząt. W powietrzu wisiało pytanie – ile psów muszę zabić, żebyście mnie skreślili? Mówił też o tym, że starał się być dobry, nawet jeśli wiedział, że ma w sobie zdolność do zła. Wierzył w przyrodzoną godność człowieka. Zawsze był przeciw karze śmierci. Teraz czuje, że te wartości się w nim załamują.
W tej sytuacji nie mogłem nie wspomnieć o moich ulubionych „Notatkach z podziemia” – utworze doskonale wyrażającym te sprzeczne pragnienia, rozdarcie ludzkiej natury i mitomanię człowieka, który gardzi sobą, wobec czego gardzi także innymi. Z jednej strony rozpaczliwie pragnie ich uznania, z drugiej chce z ich strony poniżenia, upokorzenia, ostatecznego skreślenia – by już nigdy nie robić sobie złudzeń i móc delektować się ich niesprawiedliwą wrogością! Wspomniałem zresztą, że akurat na jutro mam do skończenia artykuł o Dostojewskim. Nieznajomy odrzekł na to, że grał w studenckim „Idiocie” księcia Myszkina, którego uważa za swoje alter ego. Dodał, że jeśli będzie miał syna, to planuje nazwać go Lew…
„Braunek. Biografia”: Oleńka, czyli polskie dobro narodowe
Debatujący nad rolą Oleńki w „Potopie” twierdzili, że Małgorzata ma zbyt harde spojrzenie, a Oleńka to przecież wcielenie delikatności. Braunek uważała, że Billewiczówna jest osobą hardą i mocną, wbrew opiniom czytelników Sienkiewicza. Ona ją tak widzi i taką zagra.
Jakby uderzył we mnie piorun – tak! Momentalnie stało się jasne, kogo mi nowy znajomy przypominał – to książę Myszkin! Tak mówi, tak wygląda, tak się wyraża. Nawet ma taką samą awersję do egzekucji człowieka przez człowieka. Jakby tego było mało, wyznał w końcu, skąd owo „załamanie wartości” – cierpi tym bardziej, bo owa femme fatale, którą kochał, okazała się sypiać z jego bliskim kolegą. Znów – jak Nastazja Filipowna i Rogożyn. A on tak bardzo chciał dla niej dobra... Powiedziałem, że być może kochał swoje wyobrażenie o niej, a nie żywego człowieka. Trzeba kochać żywego człowieka mającego wady i dać sobie szansę bycia pokochanym jako żywy człowiek mający wady. Każda rana może się zagoić i dać przestrzeń na budowę nowej relacji z innym człowiekiem, tylko trzeba powstrzymać się przed dosypywaniem sobie samemu soli. Człowiek z podziemia nie chce zaakceptować, że zasługuje na miłość, więc woli rozkoszować się swoim bólem – choćby i bólem zęba, o którym pisze z entuzjazmem.
Na początek warto jednak przyjąć do wiadomości, że niezależnie od naszych ułomności i indywidualnego cierpienia podobne doświadczenia miały i mają równocześnie miliony ludzi, z których wielu następnie uporządkowało siebie i miało dobre życie. Musimy wiedzieć, że są w nas nasiona zła, mieszkają w nas biesy, ale nie jesteśmy ich niewolnikami. Dlatego jest dla nas nadzieja, dlatego też potrzebujemy akceptować siebie nawzajem i dawać sobie ciepło – nie tylko bliskim, ale także nieznajomemu, w którym widzieć będziemy bliźniego zasługującego na dobro. Mam nadzieję, że udało się chociaż trochę pocieszyć kolegę Myszkina. Pan Bóg naprawdę ma poczucie humoru.
Kacper Kita
Redaktor portalu Nowy Ład i autor książki „Saga rodu Le Penów”.
Szkice i notatki wykonane ręką Fiodora Dostojewskiego
Alamy/be&w