Umiera papież. Zebrani wokół stygnącego ciała dostojnicy nie tracą czasu na ronienie łez. Zdejmują i zabezpieczają papieski sygnet, wykonują kilka innych czynności wynikających z protokołu, po czym rozpoczynają rozmowy o sukcesji. Pogrzeb wydaje się nieistotny, na ekranie w ogóle go nie ma.
Watykan z filmu „Konklawe” Edwarda Bergera, adaptacji głośnej powieści Roberta Harrisa, do złudzenia przypomina parlamenty wielu światowych stolic. Skrzydło konserwatywne planuje zaostrzenie kursu, wręcz wojnę z innowiercami, skrzydło liberalne zaciekle zwalcza te pomysły, stawiając na otwartość. Sprawy duchowe pozostają w głębokim tle, nie poświęca się im zbyt dużo uwagi. Liczy się polityka, tarcia między frakcjami, wreszcie zakulisowe rozmowy prowadzące do przeciągania niezdecydowanych na jedną czy drugą stronę.
Reżyser Edward Berger, autor świetnie przyjętego „Na zachodzie bez zmian” z 2022 roku, poświęca sporo czasu na przedstawienie kulisów konklawe. Rozkładane są dywany, porządkowane sypialnie, zabezpieczane okna, pokoje sprawdzane na wypadek podsłuchów. Pierwsi przybyli dyskutują w grupkach, popalając papierosy czy bawiąc się komórkami. Wśród nich uwija się arcybiskup Lawrence (w tej roli świetny Ralph Fiennes), któremu zmarły papież powierzył organizację wydarzenia.
Czytaj więcej
„Substancja” jest najlepszym horrorem tego roku. To obraz, który może powalczyć o Oscary!
Zmagający się z kryzysem wiary duchowny wydaje się osamotniony w olbrzymich, chłodnych pomieszczeniach. Niby popiera frakcję liberalną, reprezentowaną przez kardynała Belliniego, ale jednocześnie stara się zachować obiektywizm. W dodatku wciąż opłakuje zmarłego i myśli o odejściu ze stanowiska. Chyba właśnie dlatego trzyma się na dystans, nikogo nie faworyzuje, uparcie nie bawi się w politykę. Chce przeprowadzić wybór papieża w sposób najlepszy z możliwych. Pojawiające się wątpliwości zbadać i sprawiedliwie ocenić, na te drobniejsze przymknąć oko, nie interweniować.