Rzadko się zdarza, by tyle mówiło się o filmach grozy. Rok 2024 obrodził w produkcje udane – zaczęło się od „MaXXXine” wieńczącego trylogię Ti Westa, potem był jeszcze głośny „Kod zła” Osgooda Perkinsa i „Late Night with the Devil” braci Cairnesów. W grudniu do kin trafi „Nosferatu” Roberta Eggersa, a teraz delektować się możemy nagrodzoną w Cannes za scenariusz „Substancją”.
Pewnie nie byłoby tego filmu, gdyby nie „Bulwar Zachodzącego Słońca”. Klasyczny obraz Billy’ego Wildera z 1950 r. opowiadający historię Normy Desmond, gwiazdy kina niemego, która jako 50-latka jest już tylko zapomnianą, boleśnie samotną kobietą. Hollywood przeżuło ją i porzuciło, a ona wciąż marzy o stanięciu w świetle jupiterów. W niezapomnianej scenie przechodzi szereg zabiegów upiększających, które mają ułatwić jej to zadanie. Przede wszystkim odmłodzić, bo starości w Ameryce się nie toleruje.
Podobny temat podjął serial „Strefa mroku” z 1985 r. w odcinku zatytułowanym „Aqua Vita”. Prezenterka telewizyjna decyduje się na cudowną terapię przywracającą jej dawny blask. Za dnia młodnieje, by wieczorami starzeć się coraz szybciej i szybciej. Powtórna młodość ma więc swoją cenę, o czym przekonał się już Dorian Gray z powieści Oscara Wilde’a. Przekona się również Elisabeth Sparkle, główna bohaterka „Substancji”.
Czytaj więcej
„Projekt A.R.T.” pozwala wyruszyć na ratunek dziełom sztuki z całego świata.
Poznajemy ją, gdy ma dokładnie tyle samo lat co Norma Desmond i wielkie role dawno za sobą. Karierę podtrzymuje za sprawą telewizyjnego fitness show, ale i z niego zostaje zwolniona. Szef – oczywiście starszy od niej mężczyzna – daje jej do zrozumienia, że się zużyła, jest za stara i nikogo już nie interesuje. Stąd Sparkle decyduje się na tajemniczą terapię z niepewnego źródła. Przypomina w tym miliony ludzi szukających ratunku w podejrzanych środkach z internetu i regularnie się nimi podtruwających.