„Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz” Annie Jacobsen. Spłonie wszystko do gołej ziemi

Od detonacji bomby termojądrowej minęły niecałe dwie minuty, a już ponad milion osób straciło życie lub właśnie umiera. Teraz zaczyna się prawdziwe piekło.

Publikacja: 20.09.2024 17:00

Pięciopiętrowy gmach Pentagonu w kształcie pięcioboku, a także wszystko, co znajduje się wewnątrz te

Pięciopiętrowy gmach Pentagonu w kształcie pięcioboku, a także wszystko, co znajduje się wewnątrz tego budynku, na 600 tysiącach metrów kwadratowych powierzchni biurowej, momentalnie za sprawą promieniowania świetlnego i cieplnego zamieni się w przegrzany pył, a 27 tysięcy pracowników Departamentu Obrony – w płonący węgiel

Foto: Austin Nooe/Shutterstck

Fragment książki Annie Jacobsen „Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz”, przeł. Michał Strąkow, która ukaże się za kilka dni nakładem wydawnictwa Insignis, Kraków 2024
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Waszyngton, Dystrykt Kolumbii, być może w niedalekiej przyszłości

Detonacji ładunku termojądrowego o mocy 1 megatony towarzyszy błysk światła i impuls cieplny. Ilość emitowanego ciepła jest tak ogromna, że trudno to sobie uzmysłowić. 100 milionów stopni Celsjusza to cztery–pięć razy więcej, niż wynosi temperatura w jądrze Słońca .

Czytaj więcej

Atomowe szachy poza kontrolą

W pierwszym ułamku milisekundy po uderzeniu bomby termojądrowej w budynek Pentagonu na obrzeżach Waszyngtonu następuje emisja promieniowania. Miękkie promieniowanie rentgenowskie o bardzo krótkiej długości fali rozgrzewa otaczające powietrze do temperatury wielu milionów stopni Celsjusza, co prowadzi do uformowania się gigantycznej ognistej kuli . Kula ta rozszerza się z prędkością milionów kilometrów na godzinę i w ciągu kilku sekund osiąga średnicę ponad 1,5 kilometra , a natężenie promieniowania elektromagnetycznego i olbrzymia temperatura sprawiają, że betonowe powierzchnie eksplodują, przedmioty wykonane z metalu wyparowują lub ulegają stopieniu, kamień pęka, a ludzie momentalnie zamieniają się w płonący węgiel.

Pięciopiętrowy gmach Pentagonu w kształcie pięcioboku, a także wszystko, co znajduje się wewnątrz tego budynku, na 600 tysiącach metrów kwadratowych powierzchni biurowej, za sprawą promieniowania świetlnego i cieplnego zamienia się w przegrzany pył. Mury rozpadają się pod wpływem fali uderzeniowej, która pojawia się niemal natychmiast, a 27 tysięcy pracowników Departamentu Obrony ginie na miejscu. W obrębie kuli ognia nie przetrwało nic.

Zupełnie nic. Punkt zero został wyzerowany .

Czytaj więcej

Ali Chamenei – najwyższy lawirant Iranu

Rozchodząca się z prędkością światła fala promieniowania cieplnego emitowanego przez ognistą kulę zapala każdy łatwopalny przedmiot w promieniu wielu kilometrów. Zasłony, gazety, książki, drewniane ogrodzenia, ubrania, suche liście – wszystko to momentalnie wybucha płomieniem i staje się pożywką dla potężnej burzy ogniowej , ogarniającej w błyskawicznym tempie obszar o powierzchni co najmniej 160 kilometrów kwadratowych, który przed tym nagłym błyskiem światła był sercem amerykańskiego systemu politycznego, zamieszkanym przez blisko 6 milionów osób.

Kilkaset metrów na północny zachód od budynku Pentagonu fala cieplna pochłania 258 hektarów Cmentarza Narodowego w Arlington, w tym 400 tysięcy nagrobków, w których spoczywają kości weteranów wszystkich wojen stoczonych przez Stany Zjednoczone, a także doczesne szczątki 3800 afroamerykańskich wyzwoleńców, których pochowano w sekcji numer 27. Ci, którzy tego wczesnego wiosennego popołudnia wybrali się tutaj, żeby oddać hołd zmarłym, a także koszący trawniki ogrodnicy, doglądający drzew arboryści, przewodnicy wycieczek, żołnierze 3. Pułku Piechoty, zwanego Starą Gwardią, którzy w białych rękawiczkach pełnią codziennie wartę honorową przy Grobie Nieznanych Żołnierzy – wszyscy oni w mgnieniu oka zamieniają się w zwęglone, płonące figurki, które jedynie kształtem przypominają istoty ludzkie. Ogień sprawi, że zostanie z nich jedynie sadza – czarny proszek powstający przy spalaniu materii organicznej. Spopielonym ofiarom oszczędzone będzie doświadczenie bezprecedensowego koszmaru, jaki stanie się udziałem 1 do 2 milionów osób, które pomimo ciężkich obrażeń przeżyły przeprowadzony z zaskoczenia atak nuklearny, w żargonie specjalistów z dziedziny obronności określany mianem „gromu z jasnego nieba”.

Martwi w chwili znalezienia

Na drugim brzegu Potomaku, 1,5 kilometra na północny wschód, marmurowe ściany i kolumny mauzoleów Lincolna i Jeffersona rozgrzewają się do niewiarygodnie wysokiej temperatury, po czym pękają i rozpadają się na kawałki. Stalowe i kamienne mosty oraz estakady wyginają się i zawalają. Na południe, po drugiej stronie międzystanowej autostrady 395, jasne i przestronne przeszklone centrum handlowe Fashion Centre w Pentagon City, z mnóstwem sklepów z ekskluzywną odzieżą i artykułami gospodarstwa domowego, a także sąsiednie budynki, w których jeszcze przed chwilą mieściły się eleganckie restauracje i biura oraz hotel Ritz-Carlton, zostały obrócone w perzynę. Belki stropowe, ruchome schody, żyrandole, dywany, meble, manekiny, psy, wiewiórki i ludzie – wszystko płonie. Jest koniec marca, godzina 15.36 czasu lokalnego.

Od wybuchu minęły 3 sekundy. 2,5 kilometra na zachód, na stadionie Nationals Park, trwa mecz baseballowy. Ubrania większości z 35 tysięcy widzów zasiadających na trybunach stają w ogniu. Ci, którzy nie spalą się szybko żywcem, doznają ciężkich poparzeń trzeciego stopnia. Ogień strawi ich naskórek, odsłaniając krwawe tkanki skóry właściwej.

Oparzenia trzeciego stopnia wymagają natychmiastowej pomocy lekarskiej, a w skrajnych przypadkach amputacji poparzonej kończyny, inaczej mogą doprowadzić do śmierci. Na terenie stadionu Nationals Park może znajdować się w tej chwili kilka tysięcy osób, które przetrwały uderzenie fali cieplnej dzięki temu, że przebywały akurat w pomieszczeniach zamkniętych – stały w kolejce, żeby kupić coś do zjedzenia, albo korzystały z toalet. Teraz ci wszyscy ludzie rozpaczliwie potrzebują miejsca w specjalistycznym ośrodku leczenia oparzeń. Ale na całym obszarze metropolitalnym Waszyngtonu jest tylko dziesięć łóżek przeznaczonych dla ciężko poparzonych pacjentów. Wszystkie znajdują się w Centrum Leczenia Oparzeń w MedStar Washington Hospital w centrum Waszyngtonu, a ponieważ placówka ta położona jest około 8 kilometrów na północny wschód od Pentagonu, z całą pewnością już nie funkcjonuje, o ile w ogóle jeszcze istnieje. Centrum Leczenia Oparzeń Johnsa Hopkinsa w Baltimore, 70 kilometrów na północny wschód, dysponuje niespełna dwudziestoma łóżkami dla osób, które doznały ciężkich oparzeń, ale wszystkie one zostaną już wkrótce zajęte. Łącznie we wszystkich pięćdziesięciu stanach jest tylko około 2 tysięcy łóżek na oddziałach oparzeń.

Czytaj więcej

Próby jądrowe, czyli ćwiczenia z apokalipsy

W ciągu kilku sekund promieniowanie cieplne wyemitowane w pierwszej fazie wybuchu ładunku nuklearnego o sile 1 megatony dotkliwie poparzyło skórę około miliona osób, z których 90 proc. niebawem umrze. Naukowcy zajmujący się obronnością spędzili dziesięciolecia na wykonywaniu takich obliczeń. Większość ofiar nie zdoła przejść więcej niż kilka kroków od miejsca, w którym znajdowały się w momencie eksplozji nuklearnej. Staną się tym, co specjaliści w dziedzinie obrony cywilnej określili w latach pięćdziesiątych, kiedy zaczęto przeprowadzać te makabryczne obliczenia, mianem „Dead When Found”, martwi w chwili znalezienia .

W bazie Anacostia-Bolling, obiekcie wojskowym o powierzchni 4 kilometrów kwadratowych położonym na południowy wschód od Pentagonu, po drugiej stronie Potomaku, wybuch pochłonął kolejne 17 tysięcy ofiar, w tym prawie wszystkich, którzy tego dnia pracowali w siedzibie Agencji Wywiadu Obronnego, w siedzibie Agencji Łączności Białego Domu, w bazie Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie, w hangarze helikoptera Marine One i w dziesiątkach innych pilnie strzeżonych obiektów federalnych, które służą zapewnieniu bezpieczeństwa narodowego Ameryki. Na Uniwersytecie Obrony Narodowej większość spośród 4 tysięcy studentów nie żyje lub właśnie kona. Oto tragiczna ironia losu: uczelnia ta (założona w 200. rocznicę powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki i finansowana przez Departament Obrony) jest miejscem, w którym oficerowie wojskowi uczą się, jak stosować taktykę wojskową w celu zapewnienia globalnej dominacji Stanów Zjednoczonych w zakresie bezpieczeństwa narodowego. Uniwersytet Obrony Narodowej to nie jedyna uczelnia o profilu wojskowym, która została zniszczona w wyniku tego wyprzedzającego uderzenia nuklearnego.

Ludzie palą się żywcem

E Strategy, National War College, Inter-American Defense College, U.S. Army Europe Heritage and Education Center, Africa Center for Strategic Studies – wszystkie te placówki naukowe przestały istnieć. Cały obszar nabrzeża, od Buzzard Point Park aż po kościół Świętego Augustyna, od Navy Yard aż po most imienia Fredericka Douglassa, uległ kompletnemu zniszczeniu.

W XX wieku ludzkość stworzyła broń nuklearną, aby ocalić świat przed złem, a teraz, w XXI wieku, broń nuklearna zniszczy świat. Spali wszystko do gołej ziemi.

Opisanie w sposób naukowy tego, co dzieje się w trakcie i po wybuchu bomby, nie jest rzeczą prostą. W termojądrowy błysk światła wbudowane są dwa impulsy promieniowania cieplnego . Pierwszy z nich trwa ułamek sekundy, po czym następuje drugi impuls, który trwa kilka sekund, i to on powoduje, że ludzka skóra zapala się i płonie. Impulsy świetlne są ciche; światło nie wydaje dźwięku. To, co następuje później, to ogłuszający huk – dźwięk eksplozji. Generowane przez nią intensywne ciepło tworzy falę wysokiego ciśnienia, która rozprzestrzenia się od centrum wybuchu niczym tsunami, gigantyczna ściana wysoce sprężonego powietrza, przemieszczająca się szybciej od dźwięku. Ścina ludzi z nóg, innych wyrzuca w powietrze, rozrywa płuca i bębenki w uszach, wsysa ciała, po czym je wypluwa. „Ogólnie rzecz ujmując, duże budynki ulegają zniszczeniu na skutek gwałtownej zmiany ciśnienia powietrza, natomiast w przypadku ludzi i obiektów takich jak drzewa czy słupy energetyczne najbardziej destrukcyjny jest bardzo silny wiatr”, odnotował pracownik Archiwum Atomowego, który sporządzał te przerażające statystyki.

Czytaj więcej

Jak Amerykanie przekazali bombę atomową Stalinowi

Wmiarę jak nuklearna ognista kula się rozrasta, fala wysokiego ciśnienia, pochodzącego z nagrzanej promieniowaniem plazmy w kuli ognistej, powoduje katastrofalne zniszczenia. Fala ta posuwa się naprzód nieubłaganie niczym buldożer, rozchodząc się w promieniu 5 kilometrów od centrum wybuchu . Powietrze za falą uderzeniową przyspiesza, tworząc wiatry o niewyobrażalnej prędkości kilkuset kilometrów na godzinę. W 2012 roku podczas przejścia huraganu Sandy, który wyrządził szkody o wartości 70 miliardów dolarów i zabił 147 osób, najwyższa stała prędkość wiatru wynosiła około 130 kilometrów na godzinę. Najwyższa prędkość wiatru, jaką kiedykolwiek zarejestrowano na Ziemi, wynosiła 407 kilometrów na godzinę; taką prędkość odnotowano w pewnej peryferyjnej stacji meteorologicznej w Australii. Nuklearna fala uderzeniowa nie sunie jednak przez australijskie pustkowia, tylko przez miasto Waszyngton, niszcząc i burząc wszystko na swojej drodze, w okamgnieniu zmieniając fizyczny kształt konstrukcji inżynieryjnych – budynków biurowych i mieszkalnych, pomników, muzeów, parkingów. Wszystko się rozpada i obraca w proch.

To, co nie zostało zmiażdżone przez czoło fali wysokiego ciśnienia, jest rozrywane na strzępy przez porywisty wiatr, który zrywa się po przejściu fali uderzeniowej. Budynki i mosty zawalają się, przewracają się żurawie budowlane. Przedmioty tak małe jak komputery czy betonowe pustaki i tak duże jak osiemnastokołowe ciężarówki czy piętrowe autobusy turystyczne unoszą się w powietrzu niczym piłeczki tenisowe.

Nuklearna kula ognista, która pochłonęła wszystko w promieniu około 1800 metrów od miejsca wybuchu, teraz zaczyna unosić się w górę jak balon wypełniony gorącym powietrzem. Wznosi się z prędkością 70–100 metrów na sekundę.

Od wybuchu minęło 35 sekund.

Rozpoczyna się formowanie słynnego atomowego grzyba, którego masywny kapelusz i trzon, składające się z pyłu, spopielonych ciał ofiar oraz szczątków cywilizacji, zmieniają stopniowo kolor z czerwonego na brązowy, a następnie pomarańczowy. Potem pojawia się niebezpieczny efekt spadku ciśnienia, który sprawia, że wiatr zaczyna wiać w kierunku miejsca wybuchu. Obiekty – samochody, ludzie, słupy oświetleniowe, znaki uliczne, parkometry, stalowe belki nośne – są zasysane do centrum ognistego piekła i pochłaniane przez płomienie.

Minęło 60 sekund.

Kapelusz i trzon grzyba, w tej chwili szarobiałe, wciąż pną się w górę, sięgają teraz 8, a następnie 16 kilometrów ponad punktem zero . Średnica kapelusza również się rozrasta – do 16, 30, wreszcie 50 kilometrów, wydymając się coraz bardziej na zewnątrz.

W końcu wierzchołek grzyba dociera ponad troposferę, wyżej niż pułap lotu samolotów pasażerskich i wyżej niż obszar, w którym zachodzi większość zjawisk atmosferycznych. Radioaktywne produkty eksplozji jądrowej wyniesione do atmosfery niebawem powrócą na ziemię w postaci promieniotwórczego opadu. Wybuch bomby nuklearnej wytwarza „wiedźmi napar z radioaktywnych produktów, z których część jest porywana do powstałej po wybuchu chmury pyłu”, ostrzegał już kilkadziesiąt lat temu astrofizyk Carl Sagan.

Od detonacji minęły niecałe 2 minuty, a już ponad milion osób straciło życie lub właśnie umiera. Teraz zaczyna się prawdziwe piekło. To nie to samo co ognista kula o stosunkowo niewielkim promieniu, która pojawiła się na krótko po wybuchu – to megapożar, którego skala przechodzi ludzkie pojęcie. Gazociągi eksplodują jeden po drugim. Przypominają gigantyczne palniki albo miotacze ognia, wyrzucające nieprzerwane strumienie płomieni.

Zbiorniki zawierające materiały łatwopalne ulegają rozerwaniu. Wybuchają zakłady chemiczne. Płomyki w gazowych podgrzewaczach wody i piecykach działają jak zapalniczki , podpalając wszystko, co jeszcze nie płonie. Zawalone budynki zamieniają się w gigantyczne piekarniki. Ludzie wszędzie palą się żywcem.

Pomoc wcale nie nadeszła

Otwarte szczeliny w podłogach i dachach działają jak kominy. Dwutlenek węgla z burz ogniowych opada i osadza się w tunelach metra, dusząc znajdujących się tam pasażerów. Ludzie szukający schronienia w piwnicach i innych pomieszczeniach pod ziemią wymiotują, wpadają w konwulsje, zapadają w śpiączkę i umierają. Każdy, kto patrzył bezpośrednio na błysk światła towarzyszący nuklearnej eksplozji, w niektórych przypadkach nawet z odległości 20 kilometrów, został oślepiony.

12 kilometrów od punktu zero, w obrębie pierścienia o średnicy 24 kilometrów wokół Pentagonu (strefa 5 psi), samochody i autobusy zderzają się ze sobą. Asfalt na ulicach pod wpływem wysokiej temperatury zamienia się w lepką maź, w której ocalali grzęzną niczym w ruchomych piaskach. Wiatry o sile huraganu podsycają i roznoszą ogień, liczba pożarów wzrasta z setek do tysięcy, a nawet milionów. 15 kilometrów dalej niesione wiatrem płonące szczątki i gorący popiół zaprószają ogień w coraz to nowych miejscach. Ogniska pożarów się łączą. Cały Waszyngton ogarnia jedna wielka burza ogniowa. Megainferno. Wkrótce ta ognista burza przerodzi się w ognisty mezocyklon. Od wybuchu minęło 8, może 9 minut.

W odległości 16–20 kilometrów od punktu zero (w strefie 1 psi), ludzie snują się po ulicach, oszołomieni i na wpół żywi, niepewni, co właściwie się wydarzyło, desperacko próbujący wydostać się z tego piekła. Dziesiątki tysięcy osób ma pęknięte płuca. Wrony, wróble i gołębie zapalają się w locie i spadają na ziemię niczym deszcz płonących ptaków. Nie ma elektryczności. Nie działają telefony. Numer alarmowy 911 nie odpowiada. Powstały podczas wybuchu jądrowego impuls elektromagnetyczny pozbawił ludzi dostępu do radia, internetu i telewizji. Samochody z elektrycznymi układami zapłonowymi w promieniu wielu kilometrów od centrum wybuchu nie dają się uruchomić. Stacje wodociągów nie mogą pompować wody. Z uwagi na śmiertelnie wysoki poziom promieniowania pracownicy służb ratowniczych mają zakaz wkraczania na skażony obszar. Dopiero po kilku dniach nieliczni ocalali zdadzą sobie sprawę, że pomoc wcale nie nadeszła.

Do tych, którym jakimś cudem udało się przeżyć termojądrowy wybuch, falę uderzeniową i burzę ogniową, dociera nagle straszliwa prawda o wojnie nuklearnej. Że są teraz zdani wyłącznie na siebie. Craig Fugate, były dyrektor FEMA (Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego), przyznał w rozmowie ze mną, że dla ocalałych jedyną nadzieją na utrzymanie się przy życiu jest znalezienie sposobu na „przetrwanie na własną rękę”. Zaczyna się „walka o jedzenie, o wodę, o Pedialyte…”.

Jak to możliwe, że amerykańscy naukowcy zajmujący się obronnością mieli tak dokładną wiedzę o tych wszystkich przerażających rzeczach? Skąd i dlaczego rząd Stanów Zjednoczonych wie tak dużo o skutkach ataku nuklearnego, podczas gdy opinia publiczna pogrążona jest w nieświadomości? Odpowiedź jest równie groteskowa jak same pytania: przez te wszystkie lata od zakończenia drugiej wojny światowej kolejne rządy Stanów Zjednoczonych przygotowywały się i opracowywały plany na wypadek wybuchu powszechnej wojny jądrowej. Nuklearnej trzeciej wojny światowej, która z pewnością pochłonęłaby co najmniej 2 miliardy ofiar.

o autorze

Annie Jacobsen

Jest dziennikarką śledczą współpracującą z „Los Angeles Times Magazine”. Była nominowana do Nagrody Pulitzera w dziedzinie historii za książkę „The Pentagon’s Brain”. Jej książki „Area 51” i „Operacja Paperclip” były bestsellerami na liście „New York Timesa”

Fragment książki Annie Jacobsen „Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz”, przeł. Michał Strąkow, która ukaże się za kilka dni nakładem wydawnictwa Insignis, Kraków 2024
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Waszyngton, Dystrykt Kolumbii, być może w niedalekiej przyszłości

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich