Atomowe szachy poza kontrolą

Załóżmy, że Izrael zdecyduje się dokonać czegoś do tej pory niewyobrażalnego, czyli po prostu zniszczyć irańskie możliwości jądrowe fizycznie, za pomocą wojska. Wielka wojna na Bliskim Wschodzie albo atom – czy taka nas czeka alternatywa?

Publikacja: 12.07.2024 17:00

27 września 2023 r. Iran ogłosił, że z sukcesem wystrzelił na orbitę satelitę Noor-3. Ta technologia

27 września 2023 r. Iran ogłosił, że z sukcesem wystrzelił na orbitę satelitę Noor-3. Ta technologia może być krokiem milowym na drodze rozwoju programu atomowego przez Teheran

Foto: Sepahnews/Zuma Press/Forum

Ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie – wojna w Gazie między Hamasem a Izraelem, a przede wszystkim wymiana ciosów na linii Iran–Izrael oraz śmierć prezydenta tego kraju Ebrahima Raisiego nakazują zadać sobie ważne pytania. Jaka przyszłość czeka region w związku z nuklearnymi ambicjami Teheranu? Czy nie wywrócą one do góry nogami geopolitycznego stolika? Bo irański program atomowy to ból głowy państw nie tylko zachodnich.

Zwłaszcza śmierć irańskiego prezydenta z 19 maja 2024 r. nakazuje ponowić pytanie o przyszłość irańskiego programu atomowego. O ile w tym przypadku mamy oficjalnie do czynienia z wypadkiem lotniczym, a nie działaniem wrogich Iranowi służb specjalnych, o tyle warto się zastanowić, jak tamto wydarzenie wpłynie na program, a przede wszystkim co ewentualne zdobycie broni jądrowej przez Teheran może oznaczać dla krajów regionu i w konsekwencji świata. No i wreszcie najważniejsze: czy Iran bombę już ma, a jedynie blefuje, wzorem Izraela, udając, że nie posiada niczego? Taka perspektywa byłaby katastrofą dla stabilizacji na Bliskim Wschodzie.

Czytaj więcej

Metaverse. Na dwoje babka wróżyła

Jak ukryć bombę

Na dodatek Iran to kraj bardzo aktywny sejsmicznie, co jakiś czas zdarzają się tam potężne trzęsienia ziemi. Logiczne zatem powinno się nasuwać pytanie: czy wśród trzęsień ziemi dałoby się ukryć, albo już ukryto, próby z bronią jądrową Teheranu?

Pewne przesłanki do jego zadania nastąpiły w styczniu 2020 r., kiedy to po zabójstwie jednego z czołowych generałów Kasema Sulejmaniego niemal natychmiast doszło do potężnego trzęsienia ziemi w rejonie – co za przypadek – irańskiego ośrodka badań jądrowych. Trzęsienie powtórzyło się rok później, w podobnej skali, prawie w rocznicę zamordowania czołowego fizyka atomowego Iranu, profesora Mohsena Fachrizadeha. Naukowiec zginął 27 listopada 2020 r., trzęsienie ziemi – 14 listopada 2021 r. Generał Sulejmani zginął 3 stycznia 2020 r., a zaraz potem 20 lutego 2020 r. nastąpiło trzęsienie ziemi w okolicy ośrodka badań jądrowych. Przypadki się oczywiście zdarzają, ale czy mógł to być irański pokaz siły i komunikat dla świata: zostawcie nas w spokoju, pomścimy naszych męczenników itd., itp.?

– Ukrycie posiadania broni atomowej przed światem jest niezwykle trudne ze względu na skomplikowane technologie monitorowania oraz intensywną kontrolę międzynarodową, np. przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej (MAEA) – tłumaczy dr Magdalena El Ghamari, specjalistka ds. bezpieczeństwa i stosunków międzynarodowych z Collegium Civitas. – Trzęsienia ziemi mogą być używane do zamaskowania prób nuklearnych, jednak różnice w sygnaturach sejsmicznych między naturalnym trzęsieniem ziemi a wybuchem jądrowym są zazwyczaj wykrywalne. Agencje monitorujące aktywność sejsmiczną potrafią odróżnić te dwa zjawiska. Przykładowe trzęsienia ziemi w pobliżu irańskich ośrodków nuklearnych, takie jak te, które miały miejsce w 2020 i 2019 r., mogłyby budzić podejrzenia, ale nie ma jednoznacznych dowodów, że były one wynikiem prób nuklearnych.

Ekspertka podkreśla, że istnieją inne sposoby na ukrywanie bomby. Jednym z nich jest współpraca z krajami trzecimi, również wrogimi Zachodowi, jak Korea Północna czy Rosja.

– Współpraca z Koreą Północną w przeprowadzaniu prób nuklearnych jest jednym z teoretycznych scenariuszy. Korea Północna ma udokumentowane doświadczenia w testach nuklearnych i istnieją podejrzenia o współpracę wojskową między tymi krajami – zauważa analityczka.

Większym optymistą jest dr Robert Czulda z Uniwersytetu Łódzkiego. Jego zdaniem świat trzyma rękę na pulsie i nic jeszcze nie jest przesądzone odnośnie do posiadania przez Iran broni jądrowej. – Dokonanie eksplozji testowej przez Iran byłoby bardzo trudne, bowiem na całym świecie są rozmieszczone stacje monitorowania. Taki wybuch musiałby zostać wykryty. Ma on inną charakterystykę niż trzęsienie ziemi. Z kolei współpraca z Koreą Północną nie jest na tyle rozwinięta, aby scenariusz, w którym to reżim w Pjongjangu dokonuje eksplozji na potrzeby irańskie, był prawdopodobny – uspokaja naukowiec. Dodaje jednak zaraz, że są powody, choć inne, do niepokoju. – Nie można wykluczyć sytuacji, w której Iran zostanie tzw. państwem progowym, będzie miał możliwości, a więc wiedzę i środki, by w krótkim czasie stworzyć bombę, jeśli tylko zapadnie taka decyzja. Może też ją zbudować i nie informować o tym świata.

Niedawno Iran przyspieszył prace nad wzbogacaniem uranu w związku z niestabilną sytuacją na Bliskim Wschodzie. Poufny raport, do którego parę tygodni temu dotarła Associated Press, wykonany przez MAEA, wskazuje, że Iran posiada wystarczająco dużo – 6201,3 kg – uranu do zbudowania kilku bomb atomowych. Kolejne ruchy tego kraju, tajne negocjacje z Nigrem w sprawie dostaw surowca, a także instalacja 1302 wirówek do wzbogacania, powinny zaniepokoić decydentów na świecie.

Kula śniegowa na Bliskim Wschodzie

Niemal na pewno atomowy Teheran oznaczać będzie zmianę układu sił, który obecnie istnieje – nie tylko na Bliskim Wschodzie. – Uzyskanie przez Iran broni atomowej może mieć poważne konsekwencje regionalne i globalne, z uwagi na pogłębiający się wyścig zbrojeń, szeroko rozumianą stabilność regionalną oraz strategię deterrence i bezpieczeństwo – podkreśla dr El Ghamari. – Istnieje ryzyko, że inne kraje w regionie, takie jak Arabia Saudyjska, a także kraje Azji Wschodniej (Korea Południowa, Japonia, Tajwan), mogą dążyć do uzyskania własnej broni jądrowej, aby zrównoważyć potencjalne zagrożenie ze strony Iranu. Co więcej, poszerzenie klubu państw jądrowych może prowadzić do destabilizacji regionalnej i zwiększenia napięć, szczególnie na Bliskim Wschodzie, który już teraz jest regionem o wysokim poziomie konfliktów – zauważa.

Odstraszanie nuklearne (deterrence) to strategia, której celem jest zapobieganie agresji ze strony przeciwników poprzez groźbę odwetu przy użyciu broni jądrowej. Kraj posiadający taką broń daje do zrozumienia, że każdy atak na jego terytorium lub uderzenie w jego interesy będzie skutkowało niszczycielską odpowiedzią nuklearną.

Zasada wzajemnej destrukcji, znana jeszcze z czasów zimnej wojny, jak do tej pory działała. Ale nie jest powiedziane, że np. z powodu błędnej oceny kryzysu politycznego nie dojdzie kiedyś do katastrofy. Powrót do status quo i obecnej rzeczywistości politycznej nie miałby już szans. Sam Teheran, posiadając bombę, zyskałby i na prestiżu, i jednocześnie mógłby wywierać większy wpływ na kraje regionu. Do czasu, rzecz jasna, uatomowienia innych krajów arabskich. Wszystko zależy od woli politycznej.

– Jeśli Iran będzie chciał mieć broń jądrową, a jest to całkiem logiczne z ich punktu widzenia, to nikt ich nie zatrzyma – wprost mówi dr Czulda z Uniwersytetu Łódzkiego. – Ostatnią szansą było porozumienie nuklearne Joint Comprehensive Plan of Action (JCPOA), ale umowy już nie ma. Nie ma też nadziei, że Zachód może ułożyć sobie dobre relacje z Iranem. To jednak nie oznacza, że Iran na pewno bombę zbuduje. Przede wszystkim jest to trudne, a do tego dochodzą inne problemy, trzeba mieć takich ładunków dużo, aby odstraszanie było skuteczne, a także należy mieć środki do ich przenoszenia. Gdyby Iran miał broń jądrową, to nie po to, by jej używać jako instrumentu wojskowego. Żadne państwo, które ją posiada, jej nie używa. Broń jądrowa to instrument polityczny.

Ekspert także podkreśla, że w związku z nuklearnym ruchem Iranu mogłoby dojść na Bliskim Wschodzie do efektu kuli śniegowej. – Jeśli Iran posiądzie broń, to wówczas Arabia Saudyjska też będzie chciała. Zapewne uczyniłaby to razem z Pakistanem. A potem by poszło: Zjednoczone Emiraty Arabskie, Turcja, pewnie Egipt, a wówczas i Algieria. Dojdzie do zjawiska proliferacji broni jądrowej i to w regionie niestabilnym – martwi się dr Czulda.

Czytaj więcej

Współczesna wojna: żołnierze-maszyny, genetyka i sztuczna inteligencja

Jak nie wypuścić dżina z butelki

Nic dziwnego, że świat zachodni martwi się, co robić. Tylko czy możemy w ogóle jeszcze myśleć o zatrzymaniu programu jądrowego? A jeśli nie, to co się stanie, kiedy któreś z państw, na przykład Izrael, zdecyduje się dokonać czegoś do tej pory niewyobrażalnego, czyli po prostu zniszczyć irańskie możliwości jądrowe fizycznie, za pomocą wojska. Wielka wojna na Bliskim Wschodzie albo atom – czy taka nas czeka alternatywa?

Do tej pory próbowano sankcji, a także sięgano po zabójstwa czołowych generałów i naukowców. Co jeszcze można zrobić? – Można przyjąć, że w przypadku gdy Iran nie będzie w stanie przekonać MAEA, iż w dalszym ciągu wywiązuje się ze swoich zobowiązań wynikających z układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, w tym dotyczących zapewnienia odpowiedniego dostępu inspektorom MAEA, może spotkać się z potępieniem ze strony Rady Bezpieczeństwa ONZ i być może z bardziej zdecydowanymi rezolucjami tego organu, nawet przywracającymi system sankcji – tłumaczy dr hab. Marcin Marcinko z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspert od prawnych aspektów bezpieczeństwa międzynarodowego. – Szczególne uprawnienia przysługują tu Radzie Bezpieczeństwa ONZ, która zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych ponosi główną odpowiedzialność za utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, działając w tym zakresie we wspólnym imieniu państw. W celu realizacji swoich obowiązków Rada posiada m.in. kompetencje do nakładania tzw. sankcji niewojskowych, rozumianych jako zbiorcze określenie środków niewymagających użycia siły zbrojnej. Jednocześnie Rada Bezpieczeństwa ONZ jest organem politycznym, więc jej decyzje bywają uzależnione od sytuacji geopolitycznej – tłumaczy prawnik.

Wskazuje też, że już wcześniej były sankcje, i podkreśla, że jakikolwiek atak na instalacje jądrowe z prawnego punktu widzenia byłby ryzykowny. – Tego rodzaju działania potraktowane byłyby jak prewencyjne użycie siły. Podobnie jak było w przypadku ataku na iracką elektrownię atomową Osiraq, która była dopiero we wczesnej fazie budowy, ale przez Izrael została potraktowana jako zagrożenie. Atak ten został potępiony przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, ale konkretnych konsekwencji nie wyciągnięto – wskazuje dr hab. Marcinko. Tak zwane uderzenie prewencyjne nie jest realizacją prawa do samoobrony, lecz naruszeniem zakazu użycia siły. Zaś Iran w takim przypadku mógłby właśnie z prawa do samoobrony chcieć skorzystać, by odpowiedzieć militarnie Izraelowi, przynajmniej w teorii.

– Europa Zachodnia nic nie może w tej sprawie zrobić, bo jest niezdolna do działania w jakiejkolwiek sprawie, czego dowodem jest np. kwestiia migracji, ale też umowa jądrowa, której Europa nie jest w stanie w jakikolwiek sposób ożywić – komentuje dr Czulda z Uniwersytetu Łódzkiego.

Większą optymistką jest za to dr El Ghamari, która wierzy w sprawczość Zachodu oraz organizacji międzynarodowych. – Zapobieganie uzyskaniu przez Iran broni atomowej wymaga kompleksowego podejścia, łączącego dyplomację, sankcje ekonomiczne oraz działania wywiadowcze. Powrót do negocjacji i ewentualne odnowienie porozumienia nuklearnego (JCPOA) może być kluczowym elementem. Porozumienie to, choć krytykowane przez niektórych, na pewien czas skutecznie ograniczyło zdolności Iranu do rozwijania broni jądrowej. Kolejno utrzymanie i wzmocnienie sankcji może wywrzeć dalszą presję na Iran, zmuszając go do przestrzegania umów międzynarodowych. Sankcje powinny być jednak skonstruowane w sposób minimalizujący cierpienie ludności cywilnej – wyjaśnia. I podobnie jak inni eksperci od nauk politycznych sugeruje, że aby torpedować zamiary Teheranu, warto uciekać się także do działań w cyberprzestrzeni. Wykorzystanie zaawansowanych technologicznie cyberbroni, takich jak stworzony przez Izrael wirus Stuxnet, który kilka lat temu sparaliżował prace jądrowe, mieści się w ramach takiego postępowania.

Od zagrożenia nuklearnego do katastrofy cybernetycznej

Zarazem eksperci od cyberbezpieczeństwa zwracają uwagę, że lekarstwo może być gorsze od choroby. – Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w odróżnieniu od czasów zimnej wojny, dziś wszyscy korzystamy w zasadzie z tych samych systemów i tego samego oprogramowania – ostrzega Michał „rysiek” Woźniak, niezależny ekspert ds. bezpieczeństwa informatycznego. – Jeśli np. amerykańska NSA czy CIA znajdzie możliwą do wykorzystania dziurę bezpieczeństwa w systemie Windows albo jakimś szeroko stosowanym sterowniku przemysłowym, to znaczy, że może ją znaleźć również rosyjskie GRU czy jakaś chińska cyfrowa jednostka specjalna. Mało tego, jak sobie taka NSA czy CIA przygotuje złośliwe oprogramowanie wykorzystujące taką niezałataną, nieznaną publicznie lukę, to to złośliwe oprogramowanie może wyciec – dodaje, porównując ten proces do wycieku broni biologicznej.

– Tak się stało ze Stuxnetem – tłumaczy ekspert. – Stworzone przez amerykańskie służby złośliwe oprogramowanie, które wykorzystywało nieznane błędy bezpieczeństwa m.in. w systemie Windows i które miało na celu spowolnienie irańskiego programu jądrowego, przypadkiem przedostało się poza infrastrukturę, którą miało atakować, i zainfekowało komputery na całym świecie. Podobnie było z EternalBlue, czyli exploitem wykorzystującym (znów!) nieznaną wcześniej publicznie krytyczną dziurę w systemie Windows. Stworzona przez amerykańską Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) cyberbroń wyciekła w wyniku włamania do infrastruktury tejże NSA! W wyniku tego wycieku oprogramowanie (a więc i informacja o niezałatanej podatności w systemie Windows) dostało się w ręce zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się atakami ransomware, najprawdopodobniej powiązanej z rządem Korei Północnej, która na jej bazie stworzyła wirusa WannaCry. Zainfekowane zostały setki tysięcy komputerów, w tym np. w szpitalach w Wielkiej Brytanii. Zamiast więc pytać, co Izrael czy Iran mają w zanadrzu, lepiej pytać, na co my wydajemy pieniądze publiczne – kontynuuje ekspert informatyczny. – Kupując narzędzia w stylu Pegasusa, wspieramy niestety firmy zajmujące się znajdowaniem takich dziur bezpieczeństwa i tworzeniem na tej bazie narzędzi ofensywnych, które mogą zostać wykorzystane przeciwko nam. Mało tego, ten sam exploit niedawno został użyty w wirusie NotPetya, najprawdopodobniej rosyjskim, wyglądającym jak ransomware, ale faktycznie mającym na celu sparaliżowanie ukraińskiej gospodarki. Efekt? Jedna z największych firm logistycznych na świecie, Maersk, musiała wstrzymać dostawy, bo jej system informatyczny został sparaliżowany.

Woźniak wskazuje tutaj, że mogłoby w ten sposób dojść do katastrofy – tym razem w cyberprzestrzeni – i zwraca uwagę na problem powiązania wielkich korporacji z wojskiem. Ta finansowa symbioza, która może spowodować duże problemy dla zwykłego człowieka, sama w sobie stanowi ryzyko. – Cyberbezpieczeństwo traktowane jest bardzo często po macoszemu. Narażeni na zagrożenie jesteśmy wszyscy.

Ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie – wojna w Gazie między Hamasem a Izraelem, a przede wszystkim wymiana ciosów na linii Iran–Izrael oraz śmierć prezydenta tego kraju Ebrahima Raisiego nakazują zadać sobie ważne pytania. Jaka przyszłość czeka region w związku z nuklearnymi ambicjami Teheranu? Czy nie wywrócą one do góry nogami geopolitycznego stolika? Bo irański program atomowy to ból głowy państw nie tylko zachodnich.

Zwłaszcza śmierć irańskiego prezydenta z 19 maja 2024 r. nakazuje ponowić pytanie o przyszłość irańskiego programu atomowego. O ile w tym przypadku mamy oficjalnie do czynienia z wypadkiem lotniczym, a nie działaniem wrogich Iranowi służb specjalnych, o tyle warto się zastanowić, jak tamto wydarzenie wpłynie na program, a przede wszystkim co ewentualne zdobycie broni jądrowej przez Teheran może oznaczać dla krajów regionu i w konsekwencji świata. No i wreszcie najważniejsze: czy Iran bombę już ma, a jedynie blefuje, wzorem Izraela, udając, że nie posiada niczego? Taka perspektywa byłaby katastrofą dla stabilizacji na Bliskim Wschodzie.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi