Irena Lasota: Nokaut koni

Który moment debaty Trumpa i Kamali był najśmieszniejszy?

Publikacja: 13.09.2024 17:00

Irena Lasota: Nokaut koni

Foto: AFP

Już kilka minut po zakończeniu debaty między Donaldem Trumpem i Kamalą Harris wszyscy ją omawiali, osądzali i oceniali. Ja mam ten luksus, że też piszę zaraz po wyłączeniu telewizora, ale wiem, że mój felieton ukaże się dopiero za kilka dni, kiedy wszyscy będą mieli po uszy tej debaty i debaty na temat tej debaty. Więc mogę nie udawać obiektywizmu, mogę być w pełni subiektywna, nie muszę być ani symetryczna, ani nawet specjalnie mądra. Mędrcami są specjaliści od Ameryki w polskich mediach. Wszystko zawsze świetnie wiedzą i rozumieją i w odróżnieniu od mojej skromnej osoby nigdy nie mówią ani nie piszą, że czegoś nie wiedzą lub nie rozumieją. Mimo że często mają odmienne zdanie, rzadko się zdarza, by ze sobą polemizowali. Każdy wie swoje.

Jak już wielokrotnie pisałam i mówiłam – nie przepadam za Trumpem. Kiedy był jeszcze prezydentem i krytykowałam go na antenie bardzo sympatycznego radia, ktoś zwrócił mi uwagę, że moje zdanie na żaden inny temat nie wywoływało specjalnych komentarzy. Mówiłam zaś coś o Trumpie i natychmiast pojawiały się dziesiątki komentarzy, że krytykowanie przyjaznego Polsce prezydenta jest spiskiem syjonistycznym i że zamiast ze mną rozmawiać, radio powinno nadawać tylko komentarze pana Cejrowskiego. Jest to o tyle dziwne, że kilkoro moich znajomych, którzy wyjechali z Polski ponad 50 lat temu jako syjoniści, ceni Trumpa, broni go przede mną i będzie na niego głosować.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Moja starcza obsesja?

Debaty kandydatów na urzędy polityczne nie mają zazwyczaj obiektywnych sędziów, zwłaszcza w okresie silnej bifurkacji polityczno-emocjonalnej. Prawie wszyscy obstawiają swojego konia i tylko patrzą, który którego znokautuje (wiem, że konie się nie nokautują, ale to dobrze brzmi). Ja i moje dwie przyjaciółki chciałyśmy przede wszystkim, żeby Kamala się nie skompromitowała, nie palnęła głupstwa i nie dała punktów Trumpowi. I Kamala się sprawdziła. Na początku wszyscy debatowali, czy kandydaci podadzą sobie ręce. Kamala pewnym krokiem podeszła do Trumpa, wyciągnęła rękę, on z wahaniem ją uścisnął i już było po pierwszej niewiadomej. Kamala była ładnie i raczej skromnie ubrana, wyglądała na bardzo rozluźnioną i odpowiadając, patrzyła na Trumpa. Trump chyba ani razu na nią nie spojrzał. Najdziwniejsze w ich wyglądzie było to, że Kamala wyglądała bardzo biało, podczas gdy Trump był jak zawsze w kolorze pomarańczowym. Żadne z nich nie powiedziało niczego o polityce, czego byśmy już nie słyszeli.

Debaty kandydatów na urzędy polityczne nie mają zazwyczaj obiektywnych sędziów, zwłaszcza w okresie silnej bifurkacji polityczno-emocjonalnej. Prawie wszyscy obstawiają swojego konia i tylko patrzą, który którego znokautuje (wiem, że konie się nie nokautują, ale to dobrze brzmi).

Prowadzący debatę, niby obiektywni, sprzyjali Kamali, co można było wyczytać z ich min. Trump robił różne wściekłe miny, podczas gdy Kamala bardzo scenicznie podnosiła zdziwione brwi i lekko przewracała oczami. Przy każdym pytaniu, czegokolwiek by dotyczyło, Trump powracał do sprawy nielegalnych uchodźców i nawet by dobrze na tym wyszedł, gdyby nie jego ulubione wyskoki. Na przykład dwukrotnie powiedział, że w Springfield w Ohio nielegalni imigranci masowo wyjadają domowe psy i koty. Jeden z prowadzących dostał w międzyczasie wiadomość od zarządcy tego niewielkiego miasta, że nic nie wiadomo o choćby jednym takim przypadku. Trump również upierał się, że prawie wszyscy nielegalni uchodźcy „ze 168 krajów” są bandytami i mordercami i że w związku z tym na całym świecie gwałtownie spadła przestępczość, podczas gdy w USA wzrosła ona dramatycznie. Nielegalna imigracja jest rzeczywiście w tym momencie jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla USA, ale ani demokraci, ani republikanie nie mają pomysłu, co z tym zrobić.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Kiedyś zdychały, teraz umierają. Kiedyś wiercenie, teraz ADHD

Trump powiedział, że wydali w ciągu miesiąca kilkanaście milionów imigrantów. Powiedział to z tym samym silnym przekonaniem, jak to, że zakończy wojnę Rosji z Ukrainą i Izraela z Hamasem w ciągu 24 godzin, gdy tylko zostanie wybrany, zanim nawet zostanie zaprzysiężony. To jest dla niego sprawa dwóch połączeń telefonicznych. To znaczy 2 x 2.

Najśmieszniejszy był jednak moment, gdy Harris wymieniała nazwiska znanych ekonomistów, wojskowych i republikańskich polityków, którzy nie chcą popierać Trumpa. Na to Trump, dumny, tym razem z podniesioną głową, odparował, że bardzo szanowany przywódca światowy oznajmił, że świat potrzebuje Trumpa, że świat może być zbawiony tylko przez Trumpa. I wymienił nazwisko tego szanowanego przywódcy światowego: Viktor Orbán.

Już kilka minut po zakończeniu debaty między Donaldem Trumpem i Kamalą Harris wszyscy ją omawiali, osądzali i oceniali. Ja mam ten luksus, że też piszę zaraz po wyłączeniu telewizora, ale wiem, że mój felieton ukaże się dopiero za kilka dni, kiedy wszyscy będą mieli po uszy tej debaty i debaty na temat tej debaty. Więc mogę nie udawać obiektywizmu, mogę być w pełni subiektywna, nie muszę być ani symetryczna, ani nawet specjalnie mądra. Mędrcami są specjaliści od Ameryki w polskich mediach. Wszystko zawsze świetnie wiedzą i rozumieją i w odróżnieniu od mojej skromnej osoby nigdy nie mówią ani nie piszą, że czegoś nie wiedzą lub nie rozumieją. Mimo że często mają odmienne zdanie, rzadko się zdarza, by ze sobą polemizowali. Każdy wie swoje.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach