Metaverse. Na dwoje babka wróżyła

Nadchodzi metaverse, wirtualny świat, w którym ludzie będą mogli być tym, kim zechcą. Ale wraz z jego wizją przybywa wątpliwości związanych z bezpieczeństwem użytkowników i wszechwładzą koncernów technologicznych.

Publikacja: 04.02.2022 17:00

Metaverse. Na dwoje babka wróżyła

Foto: EAST NEWS

Na początku lat 90. pisarz science fiction Neal Stephenson napisał „Zamieć". Do dzisiaj uznawana za jedną z najważniejszych powieści cyberpunkowych opowiadała historię Hiro Protagonisty, hakera, przestępcy, współczesnego ronina posługującego się mieczami samurajskimi, na co dzień rozwoziciela pizzy. W świecie powieści mafia sycylijska zdominowała rynek pizzy, a ludzie prowadzą często podwójne życie. Jedno mają w realu, drugie w metaverse, wirtualnej rzeczywistości, w której poruszają się za pomocą awatarów w trójwymiarowej przestrzeni. 30 lat po publikacji „Zamieci" metawszechświat na naszych oczach staje się rzeczywistością.

Kryzys wizerunkowy

Termin metaverse zagościł na dobre w mediach, gdy Facebook postanowił zmienić nazwę na Meta. Zmiana nazwy związana była nie tylko z nowym pomysłem Marka Zuckerberga na rozwój koncernu, niemal kopią literackiej wizji Stephensona, ale też z kryzysem wizerunkowym firmy. Koncern oskarżano o to, że stał się platformą do manipulowania wyborami w krajach demokratycznych, o nadużywanie wiedzy o użytkownikach, by na nich zarabiać, a wreszcie o łamanie amerykańskiego prawa antymonopolowego.

Czarę goryczy przelały zeznania whistleblowerki, zatrudnionej w Facebooku inżynierki Frances Haugen. Przekazała ona Kongresowi Stanów Zjednoczonych oraz mediom wewnętrzne dokumenty firmy, pokazujące, jak Facebook celowo wspiera obecny na platformie hejt i agresję, by maksymalizować swoje przychody. Inne oskarżenia dotyczyły współpracy przy uciszaniu głosów opozycji w Wietnamie czy specjalnego traktowania użytkowników ze względu na ich status społeczny oraz przynależność polityczną. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że twórca Facebooka skłamał, gdy rok wcześniej zeznawał przed Kongresem Stanów Zjednoczonych. Zuckerberg twierdził wtedy, że firma usuwa ponad 90 proc. hejtu w sieci. Z ujawnionych dokumentów wynikało, że było to zaledwie 5 proc.

Parę dni po wybuchu afery Facebook zmienił nazwę, ogłaszając całemu światu, że zamierza wymyślić internet na nowo. Prace nad metaverse rzeczywiście trwają już od jakiegoś czasu. W 2015 r. do amerykańskiego urzędu patentowego wpłynęły pierwsze wnioski związane z projektem.

Czytaj więcej

Czy to Pekin powstrzyma wojnę na Ukrainie

Wirtualnie za dekadę

Czym jest zatem metaverse? Za nową marketingową nazwą kryje się kolejny krok w ewolucji internetu, przeniesienie go jeszcze bardziej w głąb wirtualnej rzeczywistości. W dobie znaczącego wzrostu prędkości sieci media społecznościowe oparte na postach tekstowych, zdjęciach czy nagraniach wideo nie wykorzystują w pełni nowych możliwości.

Dzięki rozwojowi technologii ubieralnej, hologramów możemy przestać komunikować się na co dzień wyłącznie za pomocą smartfonów, a spotkania biznesowe zamiast na Teamsie czy Zoomie mogą odbywać się w grach wideo czy za pośrednictwem naszych awatarów w wirtualnej rzeczywistości, z wykorzystaniem urządzeń do VR. Istnieją już dziś nawet platformy pozwalające na taką komunikację – Microsoft Mesh czy korporacyjne, cyfrowe uniwersum samej Mety. Firma Zuckerberga planuje wydać miliardy dolarów na jej rozwój.

A sam twórca Facebooka uważa, że metaverse stanie się popularny w ciągu dekady. Korporacyjne biura mogą być już wtedy trójwymiarowe, w pełni wtłoczone do sieci, a ich pracownicy wykonywać swoje zadania z dowolnego miejsca na świecie, pod warunkiem dostępu do odpowiedniej infrastruktury.

O ile początkowo można mówić o drugim, cyfrowym życiu wspomaganym przez takie technologie, jak wirtualna (VR, ang. virtual reality) czy poszerzona/rozszerzona rzeczywistość (AR, augmented reality), to logiczną konsekwencją będzie coraz częstsze zatarcie się granic między światem realnym a cyfrowym.

Czytaj więcej

Współczesna wojna: żołnierze-maszyny, genetyka i sztuczna inteligencja

Wiele wątpliwości

Upowszechnienie się immersyjnych platform, gdzie ludzie będą mieli swoje drugie życie w świecie wirtualnym, może mieć znaczący wpływ społeczny. Przedsmak tego mamy już dziś. Wystarczy spojrzeć na gry wideo, takie jak np. „Fortnite", w których odbywają się koncerty prawdziwych gwiazd muzyki pop, czy na szaleństwo związane z wykupywaniem cyfrowej ziemi przez inwestorów szukających łatwego zarobku oraz z inwestowaniem w NFT – cyfrowe przedmioty.

– Najważniejsze pytanie dotyczy kontroli nad metaverse, niezależnie od jego ostatecznej postaci. Czy będzie to przestrzeń zdecentralizowana, jak internet, współtworzona przez różne podmioty dodające do wspólnej wirtualnej rzeczywistości własne systemy i technologie – powiązane otwartymi protokołami. Czy też scentralizowana, jak Facebook, flagowy serwis firmy Meta. Z chwilą, gdy FB ogłosił siebie jako „metaverse company", termin metaverse zaczął jednocześnie opisywać dwie bardzo różne wizje. Nie wiemy, która wygra. Widać też, że dynamika wczesnego metaversum jest bardzo inna od wczesnego internetu – tamten przez dekady działał nie dla zysku, a przestrzeń metaversum już jest rozkupywana i się nią spekuluje – mówi „Plusowi Minusowi" dr Alek Tarkowski, socjolog internetu i założyciel think tanku Open Future.

Jego zdaniem to właśnie kontrola nad metaverse jest kluczowa – nowy wirtualny świat niesie ze sobą ryzyko. – Na drugim miejscu postawiłbym wyzwania na poziomie osobistym, także neurologicznym – dodaje.

Nie wiemy do końca, jak pogłębiona wirtualna rzeczywistość będzie na nas oddziaływała. Ogromnym wyzwaniem będzie też ochrona danych. Do sprawnego działania technologie VR będą najprawdopodobniej potrzebowały więcej informacji o naszych preferencjach i zachowaniach. A już dziś zakres ingerencji w nasze dane jest sporym problemem.

Ciekawy raport na ten temat stworzyła dla Centrum Cyfrowego Ana Brzezińska. Skupia się w nim na bezpieczeństwie korzystania z technologii VR. Niepokojące wydają się dla niej zarówno ewolucja politycznej dezinformacji, pogłębianej przez deep fake, walka z agresją w sieci, utrata prywatności czy wreszcie sam dostęp do sieci nowej generacji. Są też pozytywy. Badaczka podaje przykład Pekinu, gdzie zastosowanie wirtualnej rzeczywistości znacząco poprawiło wyniki uczniów w nauce.

Z Alkiem Tarkowskim zgadza się Michał „Rysiek" Woźniak, haker i specjalista ds. bezpieczeństwa informacji, niezależny ekspert i współzałożyciel Warszawskiego Hakerspace'a. – Wiemy, jak rozwijały się inne podobne pomysły – podkreśla. – Mark Zuckerberg nie jest osobą postępującą odpowiedzialnie, co rzecz jasna przekłada się na jego firmę. Osoby gotowe naciągać naiwnych na grube pieniądze już patrzą na metaverse ze wzmożoną ciekawością. Spodziewam się więc szwindli starych jak świat: na przykład coś bezwartościowego będzie sprzedawane jako coś niezwykle drogiego, co w ten sposób może stać się jeszcze droższe. Widzimy to w przypadku NFT, widzieliśmy podobne przekręty w „Second Life", zobaczymy i w metaverse. Spodziewam się też potężnych problemów z bezpieczeństwem tej platformy – mówi. I dodaje, że on sam od projektu Mety będzie trzymał się z daleka, co sugeruje też innym użytkownikom sieci.

Centrum Cyfrowe w raporcie zwraca uwagę na kwestie regulacyjne. Olbrzymia, wciąż rosnąca odpowiedzialność społeczna oraz rola korporacji technologicznych powinny budzić niepokój. Warto ściślej regulować działania gigantów tak, aby potencjalne szkody wyrządzone przez sieć nowej generacji były jak najmniejsze. Mamy trochę czasu. Sam Zuckerberg przyznaje, że wprowadzana obecnie w bólach technologia 5G nie wystarczy do pełnego rozwoju metaverse, potrzeba stworzenia kolejnego, jeszcze szybszego standardu przesyłu danych. Zgadza się z nim szef chińskiego giganta Baidu, uważający, że metaverse może wejść do użytku na skalę globalną nie wcześniej niż za kilka lat.

Czytaj więcej

Święty Jacek z kolegami

Technologie i prawa człowieka

W jaki sposób uregulować korporacje technologiczne oraz przyszłość internetu? Obecne rozwiązania nie zawsze nadążają za zmieniającym się szybko cyfrowym światem, a wpływ platform na rzeczywistość jest duży – przykładem może być usunięcie z Twittera kont polskiej Konfederacji czy Donalda Trumpa. Jeśli wielka korporacja może skutecznie utrudniać pracę demokratycznie wybranej głowie państwa, która w danym momencie jest nielubiana, powinno budzić to obawy.

Olbrzymie zbiory danych, które powstają w wyniku aktywności użytkowników sieci, to ropa naftowa epoki cyfrowej. A rozwój technologii wirtualnej czy poszerzonej rzeczywistości, oraz związane z tym usieciowienie wszystkiego, dostarczy nowych informacji na temat człowieka oraz jego zachowania – tak obecnie, jak i w przyszłości. Sposób ich pozyskiwania i wykorzystania wymaga prawnego uregulowania, choćby po to, by w przyszłości wyeliminować ryzyko nadużyć.

Ujawnione w ramach Facebook Papers informacje o tym, że firma Marka Zuckerberga była w posiadaniu wyników badań dotyczących negatywnego wpływu Instagrama na psychikę nastolatków, pokazuje, że to już nie jest tylko science fiction. Być może przydałoby się wręcz wprowadzenie cyfrowej Karty praw człowieka lub wpisanie do konstytucji państw rozdziałów poświęconych sieci oraz prywatności.

– Obserwuję uważnie debatę o interoperacyjności, o przepisach wymuszających, aby Big Tech musiał się dzielić danymi z konkurencją. To zmieniłoby nie tylko rynek – pozwoliłoby wytworzyć ekosystem, w którym alternatywne rozwiązania mogłyby opierać się np. na większym poszanowaniu wartości i praw człowieka – mówi Alek Tarkowski.

Czy da się to zrobić? – Wprowadzenie prawa o ochronie danych osobowych (RODO) pokazało, że możemy skutecznie regulować wielkich graczy. A ostatnio okazuje się, że możemy coraz skuteczniej takie regulacje egzekwować – mówi Michał „Rysiek" Woźniak, podkreślając, że korporacje zarabiające na serwisach społecznościowych powinny przestać udawać, że nie są mediami. – Z jednej strony twierdzą, że nie odpowiadają za treści publikowane przez użytkowniczki i użytkowników, tak jak dostawca internetu nie odpowiada za to, co robisz, używając jego infrastruktury. Z drugiej decydują, kto do ich platform ma dostęp, a kto nie. A za każdym razem, gdy pojawia się temat regulacji, zwłaszcza jakichkolwiek kwestii związanych ze standaryzacją ich infrastruktury, wielkie firmy krzyczą, że przecież narusza to wolność słowa, swobodę wypowiedzi itp. – tłumaczy.

– To się musi skończyć. Te firmy są firmami medialnymi, które przy okazji stały się dostawcami pewnej infrastruktury komunikacyjnej i muszą być regulowane – podkreśla.

Woźniak zachęca na przykład do ujawnienia przez nie kodu na zasadach open source i do rozważenia wprowadzenia wymogu przejrzystości stosowanych algorytmów decydujących, które treści na wielkich platformach widzimy, a które zostają przed nami ukryte. Podobnie za istotne uważa stworzenie nowych przepisów dotyczących prawa do przenoszenia danych między platformami, które to przepisy są jego zdaniem w obecnym kształcie RODO martwe, czy zerwanie z uznawaniem, że korporacje technologiczne są neutralne.

Jego zdaniem istnieje potrzeba wprowadzenia regulacji jasno określających, kto jest odpowiedzialny za błędy algorytmów. W sytuacji, gdy sztuczna inteligencja będzie coraz częściej odpowiadała za to, jakie treści widzimy, rzeczywiście wydaje się to niezbędne.

Na początku lat 90. pisarz science fiction Neal Stephenson napisał „Zamieć". Do dzisiaj uznawana za jedną z najważniejszych powieści cyberpunkowych opowiadała historię Hiro Protagonisty, hakera, przestępcy, współczesnego ronina posługującego się mieczami samurajskimi, na co dzień rozwoziciela pizzy. W świecie powieści mafia sycylijska zdominowała rynek pizzy, a ludzie prowadzą często podwójne życie. Jedno mają w realu, drugie w metaverse, wirtualnej rzeczywistości, w której poruszają się za pomocą awatarów w trójwymiarowej przestrzeni. 30 lat po publikacji „Zamieci" metawszechświat na naszych oczach staje się rzeczywistością.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi