Liga mistrzów zarabiania

Najważniejsze europejskie rozgrywki w piłce klubowej zmieniają formułę i będą bliższe wymyślonej przez bogaczy Superlidze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, choć organizatorzy sami się do tego nie przyznają.

Aktualizacja: 17.09.2024 16:57 Publikacja: 13.09.2024 17:00

Real Madryt będzie bronił w tym sezonie zwycięstwa w Lidze Mistrzów, choć po raz pierwszy spróbuje t

Real Madryt będzie bronił w tym sezonie zwycięstwa w Lidze Mistrzów, choć po raz pierwszy spróbuje to zrobić w nowej, ligowej formule

Foto: Ben Stansall/AFP

Wideo ma prawie pięć minut, raczej sztuczne dialogi i jednego bohatera za dużo. UEFA w filmiku nakręconym we Włoszech przy asyście Gianluigiego Buffona oraz Zlatana Ibrahimovicia w luźny sposób chciała zaprezentować nowy format swoich flagowych klubowych rozgrywek, czyli Ligi Mistrzów, i może nawet by się to jej udało, gdyby na scenę – dosłownie, bo akcja dzieje się w Teatro Municipale w Piacenzy – nie wkroczył prezes UEFA Aleksander Čeferin.

To w rozmowie z nim Ibrahimović recytuje formułkę: „Powiemy światu, że czas na zmiany. 36 uczestników, koniec z ośmioma grupami po cztery zespoły, każdy klub w fazie ligowej zagra z ośmioma różnymi przeciwnikami zamiast tylko z trzema, więc rywalizacja staje się lepsza niż kiedykolwiek”. Ibrahimović zaraz potem „podpowiada” też szefowi UEFA, by „przestać karmić kibiców korporacyjnymi bzdurami”.

Potem jeszcze są hasła, że „to Liga Mistrzów, gdzie najlepsi na świecie przybywają, by rywalizować”, a także „tu powstają legendy i łamane są serca”. W końcu docieramy do żartu. „Prezesie, mógłbyś nawet powiedzieć, że to Superli...” – mówi Ibrahimović. „Ciii, hej, jesteś mądrym facetem. Mówiłem ci, że to się nigdy nie stanie” – przerywa mu Čeferin, a odbiorcom przy okazji ma się utrwalić, że „nowa” Liga Mistrzów to tak naprawdę „stara, dobra Liga Mistrzów”, w przeciwieństwie do Superligi, którą chciały założyć najbogatsze kluby. Chciały, ale przecież UEFA ma wszystko pod kontrolą.

Jak się zmieniała Liga Mistrzów, czym – i czy w ogóle – różni się od Superligi oraz dlaczego rządzą nią najbogatsi, choć biedniejszym przez moment mogło się wydawać, że furtka na salony została im otwarta ciut szerzej? Gdy przyjrzymy się bliżej historii rozgrywek i poprzedzającego ją Pucharu Europy (nazywanego też w Polsce Pucharem Europejskich Mistrzów Krajowych), natrafimy na kilka paradoksów oraz sprzecznych relacji.

Liga Mistrzów. Kim tak naprawdę jest mistrz?

Często powtarzanym argumentem przeciwników Ligi Mistrzów jest fakt, że nie występują w niej jedynie mistrzowie swoich lig. – Te najważniejsze klubowe rozgrywki europejskie powinny być tylko dla mistrzów krajów. Mam swoje lata, jestem tradycjonalistą, pewnie można mnie nawet nazwać „ortodoksem”, a może to też wynika z mojego sentymentu do Pucharu Europejskich Mistrzów Krajowych – mówi „Plusowi Minusowi” Michał Listkiewicz, były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN), przez lata blisko związany z UEFA.

Tymczasem Puchar Europy u zarania swych dziejów, po pomyśle rzuconym 16 grudnia 1954 roku na łamach francuskiego „L’Équipe”, a realizowanym od sezonu 1955/1956, wcale nie był zarezerwowany tylko dla triumfatorów rozgrywek krajowych. Przykładów na to nie trzeba daleko szukać – w pierwszych edycjach Polskę dwukrotnie reprezentowała chociażby Gwardia Warszawa, a następnie Polonia Bytom, którym do miana najlepszej ekipy nad Wisłą sporo przecież brakowało.

Mało tego – według encyklopedii piłkarskiej Andrzeja Gowarzewskiego „kryterium mistrzostwa długo nie było najważniejsze i bodaj dopiero wiosną 1965 roku, a więc w dziesięć lat po narodzinach idei, komitet organizacyjny wprowadził obowiązek posiadania tytułu przez uczestników rywalizacji i to tytułu uzyskanego w ostatnich zakończonych rozgrywkach”. Przez pierwszą dekadę Pucharu Europy możemy więc mówić o zaproszeniach do gry, które dziś są kojarzone z ideą Superligi.

Czytaj więcej

Ekstraklasa niedasizmu i pocałunków śmierci

Inny punkt widzenia na legitymację do udziału w najważniejszym z pucharów prezentuje Leszek Orłowski we wstępie do książki „30 lat Ligi Mistrzów”: „Osobiście wolę inną definicję słowa »mistrz«. Nie chodzi w niej o zwycięzcę jakiejś rywalizacji, lecz o osiągnięcie mistrzowskiego kunsztu w danej dziedzinie. A jak wiadomo, piłkarscy mistrzowie mają na ogół siedziby w Anglii, Hiszpanii, Niemczech, Włoszech. Toteż stworzenie rozgrywek dla nich było rzeczą jak najbardziej logiczną i słuszną”, a rozgrywki sprzed 1992 roku wspomina jako coś w rodzaju tortury. „Starć na najwyższym poziomie było niewiele, bo przecież w rywalizacji brało udział tylko kilka drużyn ze ścisłej elity kontynentu, a większość uczestników zmagań stanowili średniacy” – pisze.

Tak narodziła się Liga Mistrzów

Przypomnijmy: UEFA najpierw w sezonie 1991/1992, jeszcze pod szyldem Pucharu Europy, najlepszą ósemkę zespołów dzieliła na dwie grupy, a ich zwycięzcy mierzyli się w finale. Czesi, za sprawą udanego występu Sparty Praga, do dziś nazywają tamten eksperyment „zerowym sezonem Ligi Mistrzów”. Ale oficjalnie Liga Mistrzów jest rozgrywana od edycji 1992/1993. Co do jej narodzin, raczkowania i tego, kto „prowadził ją za rączkę” oraz w którą stronę, relacje bywają zabawnie sprzeczne.

„Przegląd Sportowy” w tekście „Wielka ósemka Europy” opublikowanym przed pierwszą w historii kolejką Ligi Mistrzów pisał: „Od dłuższego czasu wielcy europejskiego futbolu, między innymi prezes AC Milan Silvio Berlusconi, chcieli stworzyć tzw. europejską superligę. Według nich taka liga to korzyści finansowe i sportowe, bo skończyłyby się dwumecze pucharowe, w których tak łatwo o przypadek wyeliminowania, co naraża wielki klub na finansowe straty. UEFA długo mówiła: »nie«. Sekretarz generalny tej organizacji Gerhard Aigner gorąco protestował, gdy chciano zmienić regulamin rozgrywek Pucharu Europy. Jednak wielkie kluby postawiły na swoim”.

Ten sam „Przegląd Sportowy”, tylko prawie ćwierć wieku później, piórem Michała Zaranka odwracał role: „Trzeba było namówić kluby. Gerhard Aigner latał między Madrytem, Barceloną, Manchesterem, Monachium, Londynem, Marsylią i namawiał (…) a do wyobraźni wszystkim przemówiły dodatkowe zyski”.

Listkiewicz, zwolennik Ligi Mistrzów tylko w jej pierwotnym kształcie, podkreśla w tym przypadku zasługi ówczesnego szefa UEFA, Szweda Lennarta Johanssona: – Dopóki prezesem był Lennart, czyli człowiek walczący o wartości w sporcie, Liga Mistrzów była trzymana w ryzach. Potem doszli do głosu ludzie, którym zależało przede wszystkim na zarabianiu. Wśród nich Włoch Giorgio Marchetti, człowiek bardzo kompetentny, ale – jak mu zresztą mówiłem – dla którego zgodnie z nazwiskiem liczy się tylko „market”, czyli rynek praw telewizyjnych i sponsorskich – mówi były szef PZPN.

Tymczasem Leszek Orłowski w swojej książce podaje, że nowe rozgrywki mogły być błyskawicznie zmienione i skręcić w stronę znaną nam dziś właśnie za sprawą szefa UEFA.

„[13 marca 1993 roku] podczas kongresu w Madrycie prezes tej organizacji Lennart Johansson zapowiedział dalsze przekształcenia Ligi Mistrzów. Stwierdził, że chodzi mu po głowie »połączenie Ligi Mistrzów z Pucharem UEFA«, czyli stworzenie jednych rozgrywek w których najsilniejsze federacje miałyby po kilka miejsc. »Jeśli w Lidze Mistrzów gra Barcelona, to równie silny Real Madryt musi grać w Pucharze UEFA, co jest ze szkodą dla futbolu« – argumentował. Warto wiedzieć, że już wtedy najbogatsze kluby Europy kombinowały, by stworzyć ekskluzywną, zamkniętą Euroligę. Szwed był nie tyle reformatorem, co obrońcą szańców, bo w jego koncepcji mistrz każdego kraju miałby zagwarantowany występ w pierwszej rundzie. (…) 21 kwietnia podczas posiedzenia Komitetu Wykonawczego UEFA w Genewie projekt Szweda został poddany dalszej dyskusji, a następnie odrzucony. Kibice i dziennikarze na całym świecie przyklasnęli tej decyzji”.

O tak chwaloną otoczkę Ligi Mistrzów, która na początku lat 90. była nową jakością w futbolu (rywalizować mogła z nią tylko Premier League), zadbała 20-osobowa grupa młodych ludzi z TEAM Marketing AG – firmy związanej wcześniej z Adidasem. Z jej ówczesnym przedstawicielem, Frankiem Leendersem, „PS” rozmawiał w 2016 roku: – Przygotowaliśmy projekt, kompletny model rozgrywek. Z własnym logo, hymnem, identyczną organizacją i godziną rozgrywania każdego meczu, pomysłami na umowy sponsorskie, sprzedaż pakietu transmisji. Najważniejsze reguły i setki drobiazgów. Na początek gwarantowaliśmy 70 milionów franków szwajcarskich dochodu. Było nerwowo, w pierwszym sezonie go nie wypracowaliśmy, w drugim też nie. Wielu ludzi było rozczarowanych, mówiono, że to niewypał. Uratował nas upór UEFA. Rok od zmian formatu LM mogliśmy otwierać szampana, dochód był dwa razy wyższy, niż zakładaliśmy – wspominał Leenders.

Wcześniejsze kłopoty wynikały z tego, że mistrzowie najsilniejszych krajów mieli problem z przejściem eliminacji. Szybko więc zagwarantowano im miejsce w elicie.

Czytaj więcej

Honorata Jakubowska: Definiowanie płci w sporcie jest dziś uwikłane politycznie

Liga Mistrzów, liga zmian

Najpierw, od sezonu 1994/1995, zwiększono liczbę uczestników Ligi Mistrzów z 8 do 16. Kolejny rozrost, już do 24 drużyn, nastąpił trzy lata później, a do rywalizacji dopuszczono wicemistrzów topowych lig. Kolejne powiększenie, do 32 drużyn, nastąpiło od sezonu 1999/2000, kiedy najsilniejsze federacje doczekały się w elicie nawet trzeciej i czwartej drużyny. – Zmiana formatu poszła w stronę zwiększenia strumienia pieniędzy – uważa Listkiewicz.

Mocniejsze otwarcie furtki dla mistrzów uboższych piłkarsko krajów podczas swojej kadencji w roli szefa UEFA ogłosił Michel Platini. Jego reforma eliminacji Ligi Mistrzów z 2009 roku zakładała, że drużyny z trzecich lub czwartych miejsc najbogatszych lig mierzą się bezpośrednio w osobnej „drabince”, a mistrzowie lig spoza ścisłej czołówki – w osobnej. Pula miejsc dla tych pierwszych była jednak raczej symboliczna.

– Tamta zmiana to był złoty środek – przez chwilę wilk był syty i owca cała. Możemy traktować to jako gest, wyciągnięcie ręki do takich lig jak Ekstraklasa, ale można się zastanawiać nad intencjami Platiniego, czy to nie był aby ruch w kontekście wyborów. Musimy bowiem pamiętać, że jedyna przestrzeń, gdzie równość federacji europejskich się ostała, to wybory UEFA, bo głos San Marino waży tyle samo co Niemiec czy Hiszpanii – przypomina Listkiewicz.

Tylko Legia Warszawa jako reprezentant Ekstraklasy awansowała w XXI wieku do fazy grupowej Ligi Mistrzów – doszło do tego w 2016 roku – ale głównie dzięki temu, że w poprzednich sezonach wynikami wypracowała sobie wysokie miejsce w rankingu europejskich klubów i w ostatniej fazie eliminacji trafiła na irlandzki Dundalk. Wcześniej do Ligi Mistrzów dostał się Widzew (1996), a pierwszym polskim reprezentantem była rok wcześniej Legia właśnie.

– Mam przekonanie, że europejscy kibice interesujący się futbolem w latach 90. świetnie pamiętają tamten występ Legii, a dla mnie Liga Mistrzów była wówczas elitą w dobrym tego słowa znaczeniu. Dziś, przy tej mnogości spotkań, trudno wryć się w pamięć. To jasne, że UEFA jako korporacja musi zarabiać, ale pogoń za pieniędzmi zabija sport. Na pocieszenie dla „mniejszych” stworzona została Liga Konferencji, ale trudno ją nazywać piłkarskim salonem, to raczej przedpokój czy budynek gospodarczy – twierdzi Listkiewicz.

Liga Mistrzów 2024: czy to już Superliga?

Liga Mistrzów od dawna jest Superligą. Czterostopniowe eliminacje dla mistrzów wielu krajów to podłość i mydlenie oczu. Platini był fantastycznym piłkarzem, uwielbiałem patrzeć na jego grę, ale jako szef UEFA okazał się chciwym człowiekiem – mówi Jacek Bednarz, który jako piłkarz awansował z Legią do Ligi Mistrzów w 1995 roku, a jako zarządzający Wisłą Kraków nie przebił się do niej kilkanaście lat później.

Gdy umawiamy się na rozmowę, Bednarz jedzie na mecz pokazowy Legii Champions, czyli zespołu oldbojów opartego na składzie, który grał 28 lat temu w Lidze Mistrzów. Bednarz wspomina swoje występy z lat 90. z sentymentem, ale gdy przechodzimy do współczesności, ustępuje on miejsca irytacji.

– O „naszą” Ligę Mistrzów jestem odpytywany regularnie, więc skoro wciąż muszę do tego wracać, to coś z kolejnymi pokoleniami ewidentnie szło nie tak – mówi. – Dla mnie, czyli człowieka urodzonego w PRL, który grę w Ekstraklasie zaczynał w 1990 roku, marzenia były dwa: zdziałać coś z reprezentacją i zagrać w Lidze Mistrzów. Myślę, że w dużym stopniu chodziło o otoczkę: hymn, czołówkę telewizyjną, identyfikację wizualną, specjalną piłkę, naszywki na stroje... Tamta Liga Mistrzów z jednej strony miała charakter elitarny, a jedno potknięcie nie eliminowało z dalszych gier. Gdy awansowaliśmy z Legią, przez prawie pół roku graliśmy w Europie i to była okazja nie tylko do wyleczenia się z PRL-owskich kompleksów, ale też wypromowania się w Europie. Z anonimowego człowieka przez jakiś czas stałem się nawet w Polsce popularny.

Bednarz refleksje na temat dzisiejszej piłki ma raczej gorzkie. – Dawniej futbol był sportem, który wymyślili sobie kulturalni ludzie po to, by się nie nudzić. Z Wysp Brytyjskich trafił na kontynent, poziom sportowy rósł, a nawet po włączeniu się telewizji wciąż chodziło o sport. Na przełomie XX i XXI wieku futbol stał się za to maszynką do robienia kasy. Panowie z UEFA szybko zobaczyli, że Europa oszalała na punkcie Ligi Mistrzów, a sponsorzy mogą dać więcej pieniędzy, ale muszą dostać więcej meczów, więcej znanych firm. Zapłacimy więcej, ale potrzebujemy więcej. Szybko ktoś doszedł do wniosku, że mecz Barcelona – Bayern, nawet jeśli skończą swoje ligi na trzecich miejscach, będzie bardziej atrakcyjny niż Legia – Spartak. UEFA lubi się chwalić, że dba o mniejsze federacje, ale nie wytrzymuje to konfrontacji z rzeczywistością – uważa Bednarz. – Gdy niedawno wielkie kluby zaczęły mówić o Superlidze, sprawdzały, na jakie ustępstwa Čeferin pójdzie. I poszedł. Oburza mnie, że Liga Mistrzów stała się machiną do nabijania portfela przez najbogatszych. Europejskiej federacji i klubów nie interesuje już sport. Mojej romantycznej Ligi Mistrzów już nie ma.

Liga Mistrzów – terminarz 1. kolejki. Kiedy gra Barcelona Lewandowskiego?

Hitami pierwszej kolejki Ligi Mistrzów w nowej formule będą mecze Milanu z Liverpoolem oraz Manchesteru City z Interem. Barcelona Roberta Lewandowskiego sezon LM zaczyna meczem z AS Monaco.

Liga Mistrzów - terminarz na 17 września (wtorek)

  • Young Boys – Aston Villa (godz. 18.45)
  • Juventus - PSV (18.45)
  • AC Milan - Liverpool (21)
  • Bayern - Dinamo Zagrzeb (21)
  • Real - VfB Stuttgart (21)
  • Sporting - Lille (21)

Liga Mistrzów - terminarz na 18 września (środa)

  • Sparta Praga - Salzburg (18.45)
  • Bologna - Szachtar (18.45)
  • Celtic - Slovan (21)
  • Club Brugge - Borussia Dortmund (21)
  • Manchester City - Inter (21)
  • PSG - Girona (21)

Liga Mistrzów - terminarz na 19 września (czwartek)

  • Feyenoord - Bayer Leverkusen (18.45)
  • Crvena Zvezda - Benfica (18.45)
  • AS Monaco - FC Barcelona (21)
  • Atalanta - Arsenal (21)
  • Atletico - Lipsk (21)
  • Brest - Sturm (21)

Wideo ma prawie pięć minut, raczej sztuczne dialogi i jednego bohatera za dużo. UEFA w filmiku nakręconym we Włoszech przy asyście Gianluigiego Buffona oraz Zlatana Ibrahimovicia w luźny sposób chciała zaprezentować nowy format swoich flagowych klubowych rozgrywek, czyli Ligi Mistrzów, i może nawet by się to jej udało, gdyby na scenę – dosłownie, bo akcja dzieje się w Teatro Municipale w Piacenzy – nie wkroczył prezes UEFA Aleksander Čeferin.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich