Honorata Jakubowska: Definiowanie płci w sporcie jest dziś uwikłane politycznie

- Podczas igrzysk w Paryżu sprawa algierskiej bokserki Imane Khelif dla wielu osób, w tym znanych i ważnych, jest niestety tylko punktem wyjścia do wygłoszenia swoich jaskrawych tez. Na szczęście podczas igrzysk w sprawie kobiet w sporcie dzieje się też wiele dobrego - mówiła prof. UAM dr hab. Honorata Jakubowska, socjolożka i ekspertka w temacie płci w sporcie.

Aktualizacja: 11.08.2024 12:48 Publikacja: 09.08.2024 06:00

Imane Khelif – pięściarka, która podczas igrzysk w Paryżu wzbudza ogromne kontrowersje

Imane Khelif – pięściarka, która podczas igrzysk w Paryżu wzbudza ogromne kontrowersje

Foto: John Locher/Associated Press/East News

Plus Minus: Mam wrażenie, że gdy Caster Semenya zdobywała medale na igrzyskach w Londynie i Rio de Janeiro, czyli 8–12 lat temu, dyskusja skupiała się jeszcze na jej przypadku, na temacie płci w sporcie. Natomiast podczas igrzysk w Paryżu sprawa algierskiej bokserki Imane Khelif dla wielu osób, w tym znanych i ważnych, jest niestety tylko punktem wyjścia do wygłoszenia swoich jaskrawych tez. Bez weryfikacji faktów, sprawdzenia kontekstu, doczytania – wystarczy im krótkie wideo albo stop-klatka, do tego wykrzykniki i wpis albo wypowiedź gotowa.

To są głosy typu „przecież to jest oczywiste, kto jest kobietą, a kto nie”. Otóż czasami nie jest to ani oczywiste, ani proste. Przypadek Imane Khelif musi być przykry dla niej samej, ale jest też wielowymiarowy z punktu widzenia myślenia o sporcie kobiet, którym zajmuję się naukowo. I pokazuje, jak definiowanie płci w sporcie jest dziś uwikłane politycznie. W sprawie Algierki wypowiadała się przecież choćby premierka Włoch Giorgia Meloni, jedna z najważniejszych postaci europejskiej polityki. To jeszcze można było uznać za zrozumiałe, bo punktem zapalnym w historii Khelif w Paryżu było de facto poddanie walki przez jej rywalkę z Włoch.

Poddanie moim zdaniem specyficzne, bo gdyby Angeli Carini tak zależało na zamanifestowaniu swojego sprzeciwu, mogła do ringu nie wejść wcale lub opuścić go natychmiast po pierwszym gongu. Tymczasem ona zrobiła to po 46 sekundach walki, w której niewiele się działo, potem mówiła o niespotykanej sile ciosów Khelif, aż w końcu ją przeprosiła.

Gdy ktoś podporządkowuje swoje życie treningom i startowi na igrzyskach, to taką emocjonalną reakcję Włoszki jestem w stanie zrozumieć. Natomiast wiele publicznych wypowiedzi w tej sprawie pokazuje, że ich autorom wcale nie chodzi o zawodniczkę z Algierii, a o poglądy. Mieliśmy też głosy J.K. Rowling czy Elona Muska. W Stanach Zjednoczonych opinia w tej sprawie to jak opowiedzenie się za demokratami albo republikanami.

Czytaj więcej

Nie tylko zwycięzcy piszą historię

Deklaracja Donalda Trumpa, że chce uratować kobiecy sport, to czysta polityka

Donald Trump rzucał też hasła w stylu, że w przeciwieństwie do swojej politycznej rywalki, „nie będzie tolerował mężczyzn w kobiecych sportach”.

Warto podkreślić, że w Stanach Zjednoczonych istnieje ruch, którego celem jest – jak twierdzą jego twórczynie i działaczki – „uratowanie sportu kobiet”. Chcą ratować kobiety przed kobietami transpłciowymi, a konkretnie przed tym, że mogą one odbierać możliwość zdobywania medali „prawdziwym kobietom”. Wypowiedź Donalda Trumpa się w ten nurt wpisuje. Co ciekawe, przeciw transpłciowości mocno wypowiada się między innymi słynna tenisistka Martina Navrátilová, która już wiele lat temu ogłosiła, że jest lesbijką i walczyła o prawa kobiet homoseksualnych. Ten przykład też pokazuje, że w środowisku określanym skrótem LGBT możemy mieć tak znaczące różnice poglądów. W Stanach pojawia się też argument, że kobiety w sporcie są wciąż mocno dyskryminowane, a pojawianie się osób transpłciowych odbiera im szansę na zmniejszenie tej dyskryminacji.

Wracając natomiast do Imane Khelif, mamy do czynienia z pojawianiem się bardzo różnych informacji, w tym sugestii, że jest ona osobą transpłciową. Tymczasem nikt nie pokazał cienia dowodu na to, że przeszła tranzycję, która jest zresztą w Algierii zabroniona. W ogóle przez kilka dni od momentu, gdy opinia publiczna zaczęła żyć jej sprawą, nie zostały przedstawione żadne testy, żadne badania, które by uzasadniały wykluczenie Algierki z rywalizacji z innymi kobietami.

Sytuacja Imane Khelif jest wielowymiarowa również za sprawą konfliktu między powiązaną z Rosją federacją bokserską IBA a Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim. IBA, która zawiesiła Algierkę przed finałem mistrzostw świata, już długo nie jest w stanie upublicznić testów, którymi rzekomo dysponuje. W mediach społecznościowych przemycano informację o zbyt wysokim poziomie testosteronu albo o chromosomie Y, albo, jak już wspomniałam, o transpłciowości... Różne argumenty wrzucano jej do „koszyka”, byle móc stwierdzić, że nie jest kobietą. Obok informacji, które pojawiają się ze strony IBA, znaczenie miał też niewątpliwie wygląd zawodniczki, który nie wpisuje się w tradycyjną kobiecość, oraz jej siła, o której mówiła włoska pięściarka, zaprzeczająca zakładanej w sporcie „kobiecej słabości”. Z drugiej strony mamy ojca zawodniczki, który pokazał dokumenty wydane po urodzeniu Imane, z wpisaną żeńską płcią, pokazał też jej zdjęcia z dzieciństwa. Na dodatek Khelif startowała wcześniej w kategorii kobiet, była na igrzyskach w Tokio, ma na koncie przegrane walki. Można odnieść wrażenie, że wrzawa podniosła się, bo na igrzyskach nie odpadła dostatecznie wcześnie.

Niektórzy trenerzy przekonują, że na szali mamy albo ochronę nietypowej jednostki, albo pozostałych zawodniczek. I że należy szukać „mniejszej niesprawiedliwości”.

Rozumiem te głosy, ale jednocześnie zwracam uwagę, że tych niesprawiedliwości w sporcie jest dużo więcej. Potencjalnych nawet naturalnych przewag jest dużo więcej, a o nich nie dyskutujemy. Mamy koszykarzy, którzy mierzą powyżej 220 cm. Mamy sportowców o unikalnej budowie ciała, rzadko spotykanej budowie mięśni. A zwłaszcza w przypadku mężczyzn te różne przewagi, w tym ta dotycząca zróżnicowanego poziomu testosteronu, o którym mówi się w przypadku kobiet, nigdy nie są przedmiotem dyskusji.

Wiele razy sobie zadawałam pytanie, czy jest dobre rozwiązanie w takich przypadkach jak Caster Semenyi, interpłciowej zawodniczki z RPA. Podział na dwie płci jest tak silnie osadzony w naszym myśleniu o sporcie, że trudno sobie wyobrazić inne wyjście. Z kolei likwidacja tego podziału oznaczałaby brak sukcesów kobiet w wielu sportach, bo ich udział kończyłby się na eliminacjach ze względu na statystycznie lepsze wyniki sportowe osiągane przez mężczyzn.

„Nie spodziewam się, by sprawa Imane Khelif zmieniła sposób definiowania płci w sporcie” 

W przeszłości przepisy związane z definiowaniem płci w sporcie były kilka razy zmieniane. Czy przypadek Algierki też może do tego doprowadzić?

Tego, przynajmniej na tym etapie sprawy, akurat się nie spodziewam, natomiast warto omówić pewien paradoks i rozdwojenie rzeczywistości, o której mówimy. Z jednej strony mamy Międzynarodowy Komitet Olimpijski, który zawsze broni się stwierdzeniem „my nie tworzymy definicji kobiety, a tylko odnosimy się do tego, kto może startować w kategorii kobiet”. Cóż, w przypadku negatywnej weryfikacji, to jednak brzmi trochę jak: „jesteś kobietą, ale nie możesz startować w kategorii kobiet”. Tym niemniej w sferze haseł i deklaracji, MKOl stara się być inkluzywny i włączający, a stanięcie w obronie Imane Khelif, potraktujmy jako tego potwierdzenie. Ramowy dokument MKOl dotyczący udziału w kategorii kobiet, osób transpłciowych, jak i osób, używając klinicznego określenia, ze zróżnicowanym rozwojem płciowym (po angielsku – disorders/differences of sex development, DSD), mówiąc inaczej – interpłciowych, mówi też np., że nie można z góry zakładać przewagi osoby z DSD czy transpłciowej zawodniczki nad innymi kobietami, że należy to wykazać przez naukowe badania, które powinny być regularnie powtarzane. Komitet olimpijski podkreśla też, że każdy powinien mieć możliwość brania udziału w rywalizacji i że należy chronić prywatność sportowców.

Ale na końcu tego wszystkiego – choć za sprawą konfliktu z IBA akurat nie w boksie – MKOl przerzuca odpowiedzialność za weryfikowanie płci i kryteria kwalifikowalności na federacje poszczególnych sportów. A federacje w ostatnich latach te kryteria zaostrzyły. Choćby Światowa Federacja Pływacka [World Aquatics, dawniej FINA – red.] zmieniła przepisy dotyczące transpłciowych zawodniczek. Dziś, jeśli tranzycja nastąpiła po okresie dojrzewania, to taka osoba nie może startować w kategorii kobiet. A raczej rzadko się zdarza, by tranzycja następowała przed okresem dojrzewania. Kolejny przykład – lekkoatletyka. Jeszcze niedawno podwyższony poziom testosteronu zakładał wykluczenie tylko z części konkurencji biegowych, od 400 metrów do 1 mili, a teraz już ze wszystkich.

Wcześniej to sprawa biegaczki Caster Semenyi była tą, która wywołała szerokie dyskusje na temat płci w sporcie.

Podkreślmy, że gdy reprezentantka Republiki Południowej Afryki wygrywała w 2009 roku bieg na 800 metrów na mistrzostwach świata w Berlinie, miała tylko 18 lat. Była więc praktycznie nastolatką, gdy cały świat dyskutował o jej płci, trudno sobie wyobrazić, jak musiała się czuć w takiej sytuacji. Zauważmy jednak, że historia weryfikowania płci w sporcie jest długa i sięga lat 60. XX wieku. Jednak, co warto podkreślić, od tego czasu, do końca lat 90., kiedy obowiązywały tzw. testy płci, aż trzykrotnie zmieniano sposób definiowania kobiet w sporcie. W pierwszej wersji zawodniczki musiały pokazywać się nago przed komisją medyczną.

Po pewnym czasie głosy krytyczne na temat tej formy zostały uznane i sposób zmieniono: pobierano wymaz ze śluzówki i stwierdzano najpierw obecność ciałka Barra, które posiadają kobiety, a następnie genu SRY występującego u mężczyzn. I tu dochodzimy do przykładu Ewy Kłobukowskiej, wspaniałej biegaczki, która nic nie zmieniała w swoim ciele, a za sprawą zmiany przepisów najpierw była dopuszczona do rywalizacji z kobietami, a potem została z tej rywalizacji wykluczona, co miało też, podobnie jak ma to miejsce w przypadku Khelif, kontekst polityczny. U Kłobukowskiej wykryto obecność chromosomu Y, co według obowiązujących wówczas przepisów kwestionowało jej kobiecą płeć. Z perspektywy dzisiejszej nauki, co zresztą po wielu latach przyznali również przedstawiciele MKOl, był to błąd. Polska zawodniczka nigdy jednak nie powróciła do sportowej rywalizacji i wycofała się z życia publicznego.

Czytaj więcej

Historia Euro pisana mundurami piłkarzy. Na oczach tysięcy Niemców Holender zhańbił ich symbol

Ewa Kłobukowska urodziła dziecko, a i tak były wobec niej wątpliwości 

Zastanawiam się, czy gdyby jej sprawa z lat 60. była w Polsce bardziej znana, gdyby nawet teraz podczas igrzysk w Paryżu szerzej ją przypominano, to tych uwag pod adresem Imane Khelif byłoby w „polskim” internecie mniej.

I zaledwie rok po ostatnim starcie Ewa Kłobukowska urodziła dziecko, co w takim powszechnym odbiorze powinno stanowić koronny dowód na obronę jej „kobiecości”. Z perspektywy badaczki tematu płci w sporcie bardzo żałuję, że tamta sprawa jest tak zapomniana, bo świetnie pokazuje to, o czym już wspomniałam – że definiowanie płci w sporcie nie jest oczywiste i proste, jest uwikłane w wiele kontekstów. Jesteśmy grubo ponad 60 lat po sprawie Ewy Kłobukowskiej, a w przypadku Imane Khelif niektórzy tej lekcji wciąż nie odrobili.

Natomiast chcę jednocześnie powiedzieć, że choć jest to w cieniu głośnej medialnie sprawy Algierki, to w Paryżu dzieje się też sporo dobrego dla sportu kobiet. Przede wszystkim, mamy równą liczbę zawodniczek i zawodników. To historyczne wydarzenie. W pierwszych igrzyskach olimpijskich kobiety przecież w ogóle nie brały udziału, bo baron Pierre de Coubertin uważał, że nie powinny rywalizować w sporcie. Jeszcze sto lat temu, podczas igrzysk w Paryżu w 1924 roku kobiety nie były dopuszczone np. do lekkoatletyki.

Mamy również na tych igrzyskach zaakcentowane godzenie macierzyństwa ze sportem. W Paryżu jest do dyspozycji żłobek dla dzieci sportowców, są pokoje do karmienia. Mamy w końcu też przynajmniej dwie zawodniczki ciężarne, z Azerbejdżanu i z Egiptu, i to w dość zaawansowanej ciąży, na których obecność media także zwróciły uwagę.

I wracając do początku, konkretnie do tak krytykowanej ceremonii otwarcia, były w niej też symboliczne i ważne akcenty: mieliśmy wśród chorążych reprezentacji narodowych zarówno mężczyznę, jak i kobietę. Mieliśmy Francuzkę Marie-Jose Perec, która razem z Francuzem Teddym Rinerem zapalała znicz olimpijski. W końcu też, wśród 12 haseł, obok m.in. znanego z rewolucji „braterstwa”, było też „siostrzeństwo”. To też jest podkreślenie znaczenia i obecności kobiet w sporcie i w społeczeństwie.

A jaka mogłaby być reakcja polskiej opinii publicznej, gdyby w Paryżu wystąpiła reprezentantka Polski, której płeć byłaby podważana tak jak w przypadku Algierki?

Wiele zależy od wyników. Gdyby Polka, której uroda by odbiegała od współczesnych, zachodnich kanonów kobiecości, odnosiła sukcesy, przywiozła medal – głosów krytycznych znad Wisły raczej by nie było. Ale bez nich – niestety, łatwo mi sobie wyobrazić kwestionowanie jej kobiecości.

Gdy Agata Wróbel zdobywała medale w podnoszeniu ciężarów, to choć swoją cielesnością nie wpisywała się we wzorce kobiecości, mało mówiło się o jej wyglądzie. Nie wiadomo też, jak by wyglądały komentarze wobec dobrze zbudowanej Anity Włodarczyk, gdyby nie była ona wielką mistrzynią i multimedalistką. Wciąż wielu osobom nie podobają się nawet krótkie włosy u sportsmenek i czują potrzebę skrytykowania tego w internecie. Pamiętamy ten komentarz skierowany do Igi Świątek, numeru jeden w kobiecym tenisie, że mogłaby się umalować. Słyszałam też o Simone Biles, multimedalistce w gimnastyce, która przeczytała komentarz dotyczący źle ułożonych włosów. Z kolei jedna z rugbystek naczytała się komentarzy, że ma nadwagę. Rugbystki raczej nie mogą mieć budowy gimnastyczki, prawda?

Natomiast powtórzę: dajmy tym dziewczynom wyglądać tak, jak chcą. A różną budowę ciała u sportowczyń, której wymagają przecież różne konkurencje, świetnie widać na stadionie lekkoatletycznym, po prostu różne konkurencje wymagają rozwinięcia różnych partii mięśni, różnego wzrostu czy wagi. Nawet tak lubiana Ewa Swoboda bywa krytykowana za swój wygląd, za tatuaże, za tipsy.

Ewa Swoboda przełamała tabu w temacie menstruacji i jej wpływu na sportowe wyniki

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Co hejtowanie rywalki Polki ma wspólnego z chrześcijaństwem

Ewa Swoboda chyba na szczęście się tym nie przejmuje, a przynajmniej takie sprawia wrażenie.

Sprinterka jest bardzo bezpośrednia, a na tych igrzyskach zrobiła też coś bardzo ważnego dla przełamania tabu w temacie menstruacji. Po swoim biegu eliminacyjnym najpierw rzuciła do dziennikarzy hasło, że nie może rozmawiać, bo ma okres. Gdy potem jednak stanęła przed kamerami TVP, to powtórzyła, że ma pierwszy dzień „tych dni”. A po półfinale dodała, że nie chce na ten okres zrzucać winy. Uznaję to za przełomowe na swój sposób, bo mówimy o rozpoznawalnej zawodniczce, która przełamuje tabu. Niedługo zaczynam badania w ramach projektu „Zarządzanie menstruacją w sporcie profesjonalnym: perspektywa socjologiczna” finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki, ale już dokonany przeze mnie przegląd literatury wskazuje, że wiele zawodniczek o okresie nie mówi nawet swoim trenerom, a to przecież kwestia, która wpływa na ich ciała, a więc osiągany wynik sportowy.

Kiedyś Iga Świątek powiedziała, że przegrała jeden mecz, bo dopadł ją zespół napięcia przedmiesiączkowego, ale takich głosów jest mało. Teraz, oprócz wypowiedzi Ewy Swobody, mamy też Natalię Kaczmarek, która została ambasadorką jednej z marek produktów higienicznych i jednym z celów kampanii jest mówienie o miesiączce w sporcie. Może to wszystko ośmieli kobiety i dziewczynki w tej kwestii.

Swoją kampanię w czasie igrzysk z udziałem rozpoznawalnych polskich sportsmenek prowadzi też Ministerstwo Sportu i Turystyki. Widzimy i słyszymy Justynę Kowalczyk, Joannę Wołosz, Magdę Linette, Katarzynę Zillmann i Monikę Pyrek, które punktują męską dominację w polskim sporcie.

Cieszy mnie, że ministerstwo porusza kwestię udziału kobiet w zarządach związków, bo ciągle to męskie głosy są tymi dominującymi w wielu tematach, choćby tyle razy wspominanej przez nas sprawie Imane Khelif.

Zawodniczki w tych klipach mówią też o tym, że to, jak wyglądają w czasie startu, nie powinno być tak istotne.

Chciałabym, by sport był takim obszarem życia społecznego, który pokazuje jak różne są nasze ciała, jak różne są kobiety, jak różni są mężczyźni. Chciałabym, byśmy tak patrzyli na sport, żeby koncentrować się na umiejętnościach i osiągnięciach sportowych kobiet, a nie na tym, na ile zawodniczki się wpisują we wzorce kobiecości.

Dr hab. Honorata Jakubowska

Profesor na Wydziale Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, zajmuje się socjologią ciała, gender studies i socjologią sportu, autorka m.in. publikacji „Gra ciałem. Praktyki i dyskursy różnicowania płci w sporcie” (2014).

Plus Minus: Mam wrażenie, że gdy Caster Semenya zdobywała medale na igrzyskach w Londynie i Rio de Janeiro, czyli 8–12 lat temu, dyskusja skupiała się jeszcze na jej przypadku, na temacie płci w sporcie. Natomiast podczas igrzysk w Paryżu sprawa algierskiej bokserki Imane Khelif dla wielu osób, w tym znanych i ważnych, jest niestety tylko punktem wyjścia do wygłoszenia swoich jaskrawych tez. Bez weryfikacji faktów, sprawdzenia kontekstu, doczytania – wystarczy im krótkie wideo albo stop-klatka, do tego wykrzykniki i wpis albo wypowiedź gotowa.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi