Przyroda nie tylko może być piękna, bywa też straszliwa. Potrafi nieść zagładę, niszczyć samą siebie, wszystko, co żyje. Przeraża ta autodestrukcja. A jeszcze straszliwsze jest, gdy w procesie niszczenia uczestniczy człowiek. Staje się wtedy akuszerem destrukcji; zawisa jak anioł z ognistym mieczem nad wszystkim, co stworzył.
Widzieliście kiedyś las, puszczę, po tym jak ją zniszczył ogień? Pożary w okolicach Kamloops wydarzają się co roku. Kamloops to niewielkie jak na nasze standardy miasteczko na południu Kolumbii Brytyjskiej. Najbardziej na zachód wychylonej prowincji Kanady. Niegdyś te tereny należały do indiańskiego plemienia Secwépemc. Kilkaset tysięcy hektarów gór i żyznych dolin. Potem przyszli biali. Przynieśli ze sobą choroby, alkohol i kolej. Indianie znaleźli się na marginesie. Dopiero dziś odzyskują swoje. Stają się pełnoprawnymi, a nawet uprzywilejowanymi mieszkańcami tej ziemi. 80-tysięczne Kamloops to ich miasto. Lśni dostatkiem i dobrą organizacją. Aż chce się tu mieszkać.
Czytaj więcej
Następna powódź może być za 10 lat. Ale równie dobrze za kolejne 20. Najważniejsze to pamiętać, że wciąż zależy to od nas – mówi klimatolog prof. dr hab. Joanna Wibig.
Ale to oaza między pustymi górami. Wokół wypalone, suche jak popiół, gołe wzgórza. Przerażają, kiedy jedzie się między nimi krajową autostradą numer 5. Wokół tysiące hektarów wypalonych lasów. Pogorzelisko. Większość martwych pni leży pokotem. Niektóre sterczą w niebo, opierając się od lat wiatrom i deszczom. Ale i tak są ich dziesiątki tysięcy. Można mieć wrażenie niestosowności tego obrazka, gdy patrzy się na zieloną gęstwinę ocalałych borów. Do czego porównać ten krajobraz? Są jak grzebień z wytrzebionymi zębami. Las szubienic, na których ukrzyżowano bujność tutejszej przyrody. Kilometry spalonych pni. Dziesiątki kilometrów.
Pożary w Kanadzie. W 2023 r. kraj przeżył najgorszy w historii sezon
Pożar w dolinie Moose River niedaleko stąd w Valemount wydarzył się w 2007 r. Spłonęły miliony drzew, a z nimi wszystko, co żyje. Ptaki, gryzonie, owady, gady, płazy, cała drobnica. Nie wiem, jak silny był wtedy wiatr, ale jeśli wiał z dostateczną mocą, z ucieczką nie poradziły sobie również większe zwierzęta: jelenie, sarny, wilki, niedźwiedzie. Nie miały po prostu gdzie uciekać. Po pożarze zostały kikuty świerków, spopielone poszycie i gołe skały. A jednak przetrwały zagrzebane gdzieś głęboko w ziemi nasiona. Zarodki grzybów. Korzenie. Las miał się z czego odradzać. Niespełna 20 lat później nowe drzewa sięgają już dwóch–trzech metrów nad ziemią. Odrodziły się trawy, krzewy, pojawiły się grzyby. Z czasem ten nowy drzewostan wyprze spalony las. Ten rozsypie się w proch, będzie nawozem, z którego zrodzi się nowe życie.