Powódź musi sprawić, że wyciągniemy bardziej długoterminowe wnioski

Zmagania z powodziami sprzed lat, pandemią i skutkami wojny w Ukrainie dały nam bezcenne narzędzia radzenia sobie z kolejnym trudnym doświadczeniem. W zetknięciu z naturą o czymś jednak stale zapominamy.

Publikacja: 20.09.2024 10:00

Ratowanie ludzi, zwierząt i dobytku, organizowanie pomocy – wraz z kolejnymi katastrofami jesteśmy d

Ratowanie ludzi, zwierząt i dobytku, organizowanie pomocy – wraz z kolejnymi katastrofami jesteśmy do tego coraz lepiej przygotowani. Tę lekcję w Polsce jakoś odrabiamy. Na zdjęciu: ewakuacja w Lewinie Brzeskim, 17 września 2024 r.

Foto: Beata Zawrzel/REPORTER

Emocje, które towarzyszą wydarzeniom ostatniego tygodnia, mogą przypominać to, co już przeżywaliśmy całkiem niedawno. – W moich mediach społecznościowych w czasie poprzedniego weekendu reaktywowana została grupa, która powstała na początku pandemii. Wtedy organizowaliśmy sąsiedzką pomoc dla seniorów, którzy mieli zostać w domu. Potem było kilkanaście miesięcy przerwy i grupa odżyła wiosną 2022 r., gdy sąsiedzi organizowali wyjazdy do Przemyśla, na polsko-ukraińską granicę. Teraz znowu co kilkanaście minut ktoś daje znać o zbiórce zgrzewek wody, suchego prowiantu czy łopat do sprzątania – mówi „Plusowi Minusowi” pan Witold, mieszkaniec podwarszawskiej gminy Brwinów. – Powiadomienie z tej grupy to dla mnie sygnał, że coś się dzieje, że życie nie jest tak wygodne i pluszowe, jak mogło się wydawać.

Od tygodnia obserwujemy kolejne z serii wydarzeń, które w ostatnich pięciu latach poruszały i mobilizowały do aktywności mieszkańców różnych części kraju. Wielka woda jak dotąd oznacza przede wszystkim dramat tysięcy mieszkańców południowo-zachodniej Polski. Tu i teraz oni są najważniejsi. Zalane domy i sklepy, podtopione szpitale, miejscowości odcięte od świata, odwołane lekcje w dziesiątkach szkół, które zaczynają działać jak punkty ewakuacyjne, brak prądu uniemożliwiający naukę zdalną to realia tego tygodnia w wielu powiatach Dolnego Śląska i Opolszczyzny, a także – choć na mniejszą skalę – Śląska i województwa lubuskiego. Jednocześnie powódź przynosi wiele pytań. Czy te wydarzenia będą pod jakimś względem punktem zwrotnym? A może to po prostu kolejne z trudnych doświadczeń, do których zaczynamy się przyzwyczajać?

Wspomnienie powodzi tysiąclecia z 1997 r. powróciło z zatrważającą siłą

Mieszkańcy Dolnego Śląska i Opolszczyzny w czasie rozmów w ostatnich dniach wielokrotnie wspominali lipiec 1997 r., gdy doszło do powodzi tysiąclecia. Po intensywnych opadach deszczu na terenie Polski zginęło wtedy 56 osób. Szkody materialne oszacowano na 3,5 mld dol. Na niektórych stacjach hydrologicznych Odry poziom wody był w mijającym tygodniu jeszcze wyższy niż wtedy.

Czytaj więcej

Nie tylko rok 1997. Wielka woda w dziejach Dolnego Śląska.

Dramatyczne wydarzenia sprzed 27 lat stały się tematem wielu analiz nie tylko hydrologicznych, lecz także socjologicznych czy politologicznych. Badacze sprawdzali, co tamta naturalna klęska zmieniła w sferze prawnej i społecznej. Pod lupę brano między innymi stwierdzenie ówczesnego premiera Włodzimierza Cimoszewicza, który przypomniał powodzianom o ubezpieczeniach słynnym zdaniem: „Potwierdza się, że trzeba być przezornym, zapobiegliwym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna”. W ostatnim tygodniu ta wypowiedź też bywała przywoływana, najczęściej jako dowód, że politycy mówią w sposób daleki od politycznej poprawności.

W czasie powodzi w 1997 r. odsetek osób ubezpieczonych był faktycznie niski. Badacze Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego wyliczyli, że ubezpieczenia objęły jedną czwartą majątków prywatnych i mniej niż połowę majątków przedsiębiorstw. Bartosz Włodarczyk z Uniwersytetu Łódzkiego, badacz zajmujący się kwestiami bezpieczeństwa, przekonuje, że powódź tysiąclecia była pod wieloma względami cennym doświadczeniem dla społeczeństwa. Stała się punktem wyjścia do zmian prawnych, które usprawniły zarządzanie kryzysowe oraz działania służb ratunkowych. „Wszystko, co jest związane ze zniszczeniem oraz degradacją, daje sygnał do nowych rozwiązań, które w przyszłości mają zapobiec podobnym zjawiskom” – pisał w 2021 r. w artykule „Powódź tysiąclecia z 1997 r. Wymiar społeczny oraz instytucjonalny”.

Pierwsza z tych pozytywnych zmian to zwiększenie świadomości i wiedzy na temat tego, dlaczego ważne są ubezpieczenia. Kolejne to inwestycje przeciwpowodziowe, w tym modernizacje wałów, m.in. wokół Wrocławia, czy ograniczenie inwestycji na terenach zalewowych. Mniej oczywistym efektem miało być sprawniejsze organizowanie wsparcia psychologicznego w sytuacjach kryzysowych, wykorzystywane wielokrotnie w kolejnych latach, przy innych trudnych sytuacjach. Towarzystwa naukowe i organizacje zawodowe, m.in. pracowników socjalnych, zaczęły w 1997 r. zakładać masowo własne grupy wsparcia i tworzyć standardy ich działania.

Czytaj więcej

Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać

Nie wiemy dzisiaj, czy po dramatycznych wydarzeniach z ostatnich dni na nowo przemyślane będą inwestycje w zbiorniki retencyjne, modele meteorologiczne czy w sposoby opieki nad osobami w kryzysie. Na pierwszy rzut oka rewolucja nie jest konieczna. Technologicznie i naukowo jesteśmy przecież zaawansowani zdecydowanie bardziej niż 27 lat temu. Jednak gdy wsłuchamy się w komunikaty płynące w tym tygodniu od rządu, oczekiwanie zmian jest uzasadnione. Te zmiany – jak często bywa w przypadku wypadków, katastrof czy kataklizmów – to reakcja na problem. Gdyby nie dramat, wielu nowych przepisów z pewnością by nie było. Na wtorkowym posiedzeniu sztabu kryzysowego we Wrocławiu premier Donald Tusk zapowiadał nie tylko nowe mechanizmy prawne odraczające spłaty kredytu czy opłacanie ZUS dla mieszkańców podtopionych terenów, szybkie korekty budżetu państwa, ale też przepisy, dzięki którym eksperci nadzoru budowlanego będą mogli się łatwo przenosić z jednego regionu Polski do innego.

To może być dopiero wstęp do innych zmian. Wśród tysięcy wpisów i postów publikowanych w tym tygodniu w mediach społecznościowych z hasztagami #Powódź czy #Powódź2024 wiele było przykładów dezinformacji. Były tam filmy nagrane kilka lat temu w czasie powodzi w innych krajach podpisane jako relacje z ostatnich godzin z Opolszczyzny czy Dolnego Śląska. Szybko pojawili się oszuści, którzy podszywali się pod Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, rozsyłając esemesy z linkami prowadzącymi do zainfekowanych stron internetowych czy próbujący wyłudzić dane internautów, autorzy postów z fałszywymi komunikatami o dziewczynce rzekomo porwanej przez nurt rzeki itd., itp. Można mieć nadzieję, że wysyp tego typu fake newsów i prób oszustwa zwiększy czujność i zachęci odbiorców do krytycznego myślenia. A może też skłoni polityków do zaostrzenia kar za celową dezinformację?

Powódź ujawnia nasze podejście do natury

Kolejna konsekwencja wielkiej wody wdzierającej się na ulice polskich miast może dotyczyć naszego podejścia do natury. Powódź ostatnich dni przypomniała, że to właśnie natura ma często decydujący głos, a nasze życie jest od niej uzależnione bardziej, niż może nam się wydawać, gdy siedzimy wygodnie przed komputerem, za kierownicą albo gdy trzymamy w dłoni telefon.

Tu też przypomina się początek pandemii. Wtedy jeden wirus z dnia na dzień przeorganizował rytm życia mieszkańców wielu krajów. Sprawił, że więcej osób zaczęło pracować z domu, doprowadził do przesunięcia terminu igrzysk olimpijskich oraz zmienił sposób witania się ludzi. Tym razem reprezentantem natury jest żywioł wody.

Francuski filozof nauki i socjolog Bruno Latour przekonywał, że o naszym sukcesie może zdecydować umiejętność nawiązywania i trzymania sojuszy właśnie z nieludzkimi aktorami życia społecznego, czyli aktantami. Aktantem może być patogen taki jak wirus, może być też żywioł wody. Latour kreślił wizję ponadgatunkowej współpracy na linii ludzie–przyroda albo ludzie–technologia. Niemożliwe są według niego sytuacje, gdy jesteśmy autonomiczni i nie musimy zawierać sojuszy choćby z przyrodą.

Nieludzcy aktorzy to nie tylko powodzie, wirusy i bakterie, lecz także na przykład dziura ozonowa czy ocieplenie klimatu Sojusz z nimi to na przykład unikanie skupisk, gdzie łatwo można się zarazić, albo odnawianie naturalnych leśnych terenów, które mogą nas chronić choćby przed powodzią.

Potęga przyrody w ostatnich dniach daje o sobie znać nie tylko w południowo-zachodniej Polsce. Gdy w połowie tygodnia w Opolu Odra zaczęła przekraczać stan alarmowy, 500 km na północny wschód od tego miejsca, na zlewni Dolnej Narwi w województwie warmińsko-mazurskim wciąż występowała susza hydrologiczna. Podobnie było i jest na takich rzekach, jak Bug czy Biebrza.

Powódź pokazała, że wcale nie jesteśmy sprawczy

Wydarzenia ostatnich dni przypominają też, dlaczego warto podchodzić elastycznie do planów. Wiele rzeczy trzeba zmieniać przez to, na co nie mamy wpływu. Poprzedni i ten weekend to na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie dziesiątki odwołanych imprez plenerowych, planowanych nierzadko od wielu tygodni.

Socjologowie komentują, że obecnie mamy do czynienia z kulturą terminarza, która – w odróżnieniu od dawnej kultury kalendarza – daje poczucie, że możemy zarządzać spotkaniami, wydarzeniami i w ten sposób planować nasze aktywności, dopasowując je do naszego temperamentu i chęci. Podczas gdy kalendarz kazał dopasować się do informacji na karcie z kolejną datą, terminarz daje wrażenie władzy nad swoim życiem. Dziś znów się okazuje, jak złudne bywa to wrażenie.

Jednym z dominujących uczuć ostatnich dni jest uczucie straty. Mieszkańcy Kłodzka, Głuchołazów czy Lądka-Zdroju stracili dorobek życia, miejsce, gdzie mogli pracować, a nawet ulubione parki czy skwery, gdzie wypoczywali. Bruno Latour zatytułował jedną ze swoich książek „Nigdy nie byliśmy nowocześni”. Nowoczesność w jego ujęciu oznacza całkowite oddzielenie człowieka od tego, co nieludzkie. Bylibyśmy nowocześni, gdyby człowiek radził sobie sam i nie musiałby dopasowywać się na przykład do pogody i jej skutków. Tak jednak nie jest.

Według Latoura mamy do czynienia z „naturokulturami” i jedyne, co możemy próbować robić, to konstruować naturę na nasz sposób, tak by była ona dla nas maksymalnie bezpieczna i przyjazna. Jeśli rybak chce złowić dużo ryb, musi zapleść siatkę do połowów tak, by miała odpowiedniej wielkości otwory dopasowane do wielkości szczupaków czy pstrągów.

Tytuł książki Latoura można sparafrazować jako „Nigdy nie byliśmy sprawczy”. Natura wciąż nie chce dać się w pełni ułożyć i dopasować, zamiast tego daje bolesne lekcje pokory. Mimo precyzyjnych prognoz meteorologów o rosnącej średniej temperaturze czy większym ryzyku gwałtownych zjawisk pogodowych, nad wieloma zjawiskami nie udaje się zapanować, choć wiemy, że nadejdą, i z dużą precyzją możemy przewidzieć, jaką będą miały skalę.

Powódź powinna zobligować nas do wyciągania wniosków

Najbliższe dni i tygodnie zapowiadają się pod znakiem poszukiwania rozwiązań setek problemów tysięcy osób poszkodowanych w południowo-zachodniej Polsce. Na trwającą powódź można spojrzeć jak na kolejne z serii trudnych wydarzeń, w obliczu których stajemy w ostatnich latach. Teraz trzeba chronić siebie i swój dobytek, uciekać przed wielką wodą, nie załamywać się, choć wszystko dookoła dosłownie jest rujnowane, wreszcie zaciskać zęby i organizować pomoc. Zarazem jesteśmy w tym coraz bardziej wytrenowani. Służby, miejskie ośrodki pomocowe, sztaby kryzysowe czy infolinie w tym tygodniu odtwarzały często sprawdzone schematy, które zadziałały z sukcesem w czasie pandemii i na początku agresji Rosji na Ukrainę.

W latach 2020 i 2022 można było usłyszeć komentarze sceptyków, że te poruszające wydarzenia szybko spowszedniały, a chęci pomocy innym słabły. Może tym razem wnioski z bardzo trudnych i wciąż świeżych doświadczeń zostaną z nami dłużej?

Emocje, które towarzyszą wydarzeniom ostatniego tygodnia, mogą przypominać to, co już przeżywaliśmy całkiem niedawno. – W moich mediach społecznościowych w czasie poprzedniego weekendu reaktywowana została grupa, która powstała na początku pandemii. Wtedy organizowaliśmy sąsiedzką pomoc dla seniorów, którzy mieli zostać w domu. Potem było kilkanaście miesięcy przerwy i grupa odżyła wiosną 2022 r., gdy sąsiedzi organizowali wyjazdy do Przemyśla, na polsko-ukraińską granicę. Teraz znowu co kilkanaście minut ktoś daje znać o zbiórce zgrzewek wody, suchego prowiantu czy łopat do sprzątania – mówi „Plusowi Minusowi” pan Witold, mieszkaniec podwarszawskiej gminy Brwinów. – Powiadomienie z tej grupy to dla mnie sygnał, że coś się dzieje, że życie nie jest tak wygodne i pluszowe, jak mogło się wydawać.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS