Mariusz Cieślik: Pinokio i polityczni czarownicy. Mateusz Morawiecki odwoływał pandemię. Donald Tusk odwołuje powódź

Świat, w którym wszyscy i zawsze mówiliby prawdę, byłby miejscem nie do zniesienia. Dlatego nie ma sensu czepiać się polityków, że kłamią, istotne jest pytanie o intencje.

Publikacja: 20.09.2024 17:00

Premier RP Donald Tusk i jego poprzednik Mateusz Morawiecki

Premier RP Donald Tusk i jego poprzednik Mateusz Morawiecki

Foto: PAP/Maciej Kulczyński, Fotorzepa/Marian Zubrzycki

Czy mam jakąś szansę?”. „Żadnej”. „Umrze pan szybko i do tego w straszliwych męczarniach” – wyobraźmy sobie, że tak wygląda dialog z chorym. Co pomyślelibyśmy o lekarzu, który mówi takie rzeczy? Że jest potworem bez serca, nawet jeśli mówi prawdę. Albo wyobraźmy sobie polityka, który, zapytany np. o powódź, odpowiada zgodnie ze stanem faktycznym, że straty będą ogromne, zginą ludzie, a państwo w starciu z żywiołem jest bezradne. Jego kariera długo by nie potrwała. Skądinąd niektórzy mogą pamiętać, jak w 1997 roku premier Cimoszewicz na pytanie o wsparcie dla powodzian odpowiedział, że trzeba się ubezpieczać. Mówił prawdę, ale przegrał wybory.

„Prognozy nie są przesadnie alarmujące, nie ma powodów do paniki” – oświadczył Donald Tusk w przeddzień wielkiej powodzi. Po czym woda, kilkanaście godzin później, zatopiła Kłodzko, Lądek- -Zdrój, Stronie Śląskie, Głuchołazy i Nysę. Były też ofiary śmiertelne i są gigantyczne straty materialne. Wielu ludzi straciło dorobek całego życia. A internet, zwłaszcza ten prawicowy, przypuścił atak na premiera, że jest urodzonym kłamcą. Później pod temat podpięli się politycy opozycji i w ich wypowiedziach sprawa urosła do niewiarygodnych rozmiarów. Okazało się wręcz, że to przez wypowiedź premiera służby państwowe popełniły wiele błędów w związku z powodzią.

Czytaj więcej

Gen. Roman Polko: Rażą mnie pokazowe odprawy z udziałem Donalda Tuska

Nie jestem adwokatem Donalda Tuska. Zresztą ma ich cały legion. Niektóre media zajmują się wyłącznie jego chwaleniem i usprawiedliwianiem błędów. Jego słowa były niefortunne. Zawsze w takich przypadkach pojawia się jednak pytanie, stawiane już przez starożytnych w kwestii sprawców przestępstw, „cui bono?” – „Kto na tym skorzysta?”. I, szczerze mówiąc, nie widzę żadnej korzyści, jaką szef rządu mógłby odnieść, celowo kłamiąc. Dziwne były zresztą okoliczności, jakie towarzyszyły tej wypowiedzi. Dosłownie kilka minut wcześniej w tym samym miejscu minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak mówił coś dokładnie odwrotnego niż premier.

Z jakiego powodu Mateusz Morawiecki zaczął nazywany być Pinokiem

To teraz cofnijmy się do lata 2020 roku. Może ktoś z państwa pamięta wypowiedź, z powodu której Mateusz Morawiecki został Pinokiem. „Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się koronawirusa i epidemii. To dobre podejście, bo Covid-19 jest w odwrocie, już nie musimy się go bać. Trzeba pójść na wybory” – oświadczył ówczesny premier tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich. A zaraz potem pandemia na wiele miesięcy sparaliżowała Polskę. Czy Mateusz Morawiecki kłamał? Nie wydaje mi się. Sądzę, że się mylił. I że naprawdę wierzył w to, co mówił. Tak jak Donald Tusk mówiący, że prognozy nie są przesadnie alarmujące i że nie ma powodów do paniki.

Dlaczego premier powiedział to, co powiedział? Są tylko dwie możliwe odpowiedzi. I zapewne obie prawdziwe. Przed długie lata Donald Tusk był mistrzem politycznego PR. Swoimi pomysłami przykrywał niewygodne fakty i kreował rzeczywistość. Był pionierem polskiej postpolityki i trudno oprzeć się wrażeniu, że bardzo tym imponował Mateuszowi Morawieckiemu. Obecny szef rządu wciąż jest zresztą w dziedzinie PR-u niezwykle sprawny. Niczym inny Donald, ten zza oceanu, potrafi sterować krajową polityką przez swoje media społecznościowe. Poza tym polski premier nie jest odosobniony w tym, że własne pobożne życzenia bierze za rzeczywistość. W polityce jest to całkiem częste. Morawiecki odwoływał pandemię, bo chciał, żeby jej nie było. Tusk odwołuje powódź, zapewne wierząc w głębi duszy, że najgorsze się nie wydarzy.

Czy mam jakąś szansę?”. „Żadnej”. „Umrze pan szybko i do tego w straszliwych męczarniach” – wyobraźmy sobie, że tak wygląda dialog z chorym. Co pomyślelibyśmy o lekarzu, który mówi takie rzeczy? Że jest potworem bez serca, nawet jeśli mówi prawdę. Albo wyobraźmy sobie polityka, który, zapytany np. o powódź, odpowiada zgodnie ze stanem faktycznym, że straty będą ogromne, zginą ludzie, a państwo w starciu z żywiołem jest bezradne. Jego kariera długo by nie potrwała. Skądinąd niektórzy mogą pamiętać, jak w 1997 roku premier Cimoszewicz na pytanie o wsparcie dla powodzian odpowiedział, że trzeba się ubezpieczać. Mówił prawdę, ale przegrał wybory.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena