„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci

Czasem nie ma innego wyjścia. Trzeba sobie rodzinną historię wymyślić po swojemu – zdają się sugerować w nowych książkach Jadwiga Malina i Joanna Wilengowska.

Publikacja: 20.09.2024 17:00

Jadwiga Malina (z lewej) to uznana poetka, ale jej nowa minipowieść „Przysłona” pokazuje, że ma też

Jadwiga Malina (z lewej) to uznana poetka, ale jej nowa minipowieść „Przysłona” pokazuje, że ma też spory talent prozatorski. Joanna Wilengowska (z prawej) opowiada historię swojego ojca Zygfryda, który przez całe życie czuł się bardziej Warmiakiem niż Polakiem.

Foto: PATRYK WIŚNIEWSKI, ZOFIA DIMITRIJEVIC

Książka niedługa, a jednak piorunująca. Od pierwszej strony wyostrza uwagę, przyciąga dojrzałym stylem i  niepozwalająca oderwać się od historii. Nic dziwnego, Jadwiga Malina to uznana poetka, nominowana do najważniejszych nagród poetyckich w kraju. Ostatni raz w 2023 r. rywalizowała o Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej z tomem „Teoria powtórzeń”. Teraz w wydawnictwie Cyranka opublikowała niezwykłą minipowieść „Przysłona”.

Historia dzieli się na dwie części. Pierwsza rozgrywa się na początku XX wieku. Emilia kursuje między małopolską wsią a Paryżem. Pewnego dnia trafia się jej dobrze płatna praca, nieszczególnie ciężka i nieprzynosząca upokorzeń, tak jak poprzednie fuchy w różnych miastach zachodniej Europy. Ma zajmować się starszą panią Juliette. Kobieta może nie jest zbyt ciepła i życzliwa, ma również swoje lata, ale też i nie utrudnia Emilii pracy. To samo córka Juliette – Clare. Kulturalna, średniozamożna, mieszczańska rodzina.

„Przysłona”. Kim jest ta kobieta ze zdjęcia?

Emilia żyje w zawieszeniu, nie czując zbytniego sensu w swojej pracy i w ogóle w życiu. Nigdzie nie czuje się jak u siebie, pomieszkuje po różnych niemiejscach, lokalach przechodnich, cudzych apartamentach. Nomadka coraz bardziej oderwana od swojej rodziny, wędrująca za pracą. Mało to takich ludzi? Chciałaby się tylko porządnie wyspać, napić wina (zastanawiająco często „nagradza się” alkoholem) i nie przejmować jakimikolwiek sprawami.

mat.pras.

Nie pomagają w tym powroty do rodzinnej wsi, gdzie wciąż mieszkają jej ojciec i babka. Każde z nich pogrążone w swoim świecie – ojciec po śmierci żony za towarzyszy ma głównie króliki, a babcia (teściowa ojca) żyje przeszłością, rozpamiętując dawne, okołowojenne losy ich rodziny.

Punktem zwrotnym będzie dzień, w którym Emilia pokaże babci fotografię swojej nowej „podopiecznej”, pani Juliette. Przeszłość od tej chwili zacznie je obie pochłaniać – i trzydziestokilkuletnią wnuczkę, i 80-letnią babcię. Wszystko dlatego, że Juliette bardzo przypomina babce pewną żydowską dziewczynkę, którą ostatni raz widziała w czasie okupacji niemieckiej.

Wątek nagle dobiega końca i przenosimy się kilkadziesiąt lat wstecz. To druga część: tajemnica z przeszłości zostaje nam nieco uchylona, choć i tak nie do końca. Nie wynika to z braku pomysłów czy narracyjnej zręczności Jadwigi Maliny. Taka po prostu tej prozy uroda. Nie dość, że opowiedziana poetyckim językiem, to skonstruowana z niedopowiedzeń, powidoków, cieni. Po latach bohaterów pamięć zawodzi, świadomie milczą albo usilnie próbują zapomnieć. Czasem też po prostu nie ma już kogo spytać, jak to właściwie było i co tak naprawdę się zdarzyło.

Poruszająca, dojrzała i niezwykłej urody książka. A przy tym wszystkim bardzo kameralna, zgrabnie zaadaptowana sprawdziłaby się zapewne jako dramat sceniczny lub scenariusz filmowy.

„Król Warmii i Saturna”. Gwałcili kobiety i dziewczynki, rabowali, co się dało

Równocześnie ukazała się inna książka prozatorska, która karmi się przeszłością i rodzinnymi historiami. Choć w tym przypadku robi się dużo mniej fabularnie, a bardziej osobiście. Bo „Król Warmii i Saturna” to swego rodzaju rodzinny notes Joanny Wilengowskiej, gdzie wszyscy występują pod swoimi prawdziwymi nazwiskami. Tytułowy Król Warmii i Saturna to ojciec pisarki. Zygfryd Wilengowski, urodzony w 1943 r. w Stawigudzie, dziś części Olsztyna. To on, wraz z całą rodziną Wilengowskich, jest bohaterem tej prozy.

Autorka w pierwszej osobie opowiada o wspólnym życiu ze starzejącym się ojcem na 11. piętrze olsztyńskiego wieżowca. To opowieść o relacji córka–rodzic, a zarazem próba oddania sprawiedliwości Warmiakom pozostającym w cieniu częściej obecnych w kulturze Mazurów. A przecież oni też mają swoją oryginalną tożsamość – pisze Wilengowska. Na 150 stronach tej niewielkiej książeczki rekonstruuje historie prawdziwe, ale też i te zmyślone na temat warmińskiego etnosu. Pisze o przewalających się przez te ziemie wojnach i zmieniających się granicach. Często prowadzi narrację w warmińskim dialekcie. Oczywiście na tyle, na ile potrafi, bo z tą mową się osłuchała przy ojcu.

mat.pras.

Jednocześnie Wilengowska mozolnie buduje swoją własną tożsamość za sprawą wspomnień, fotografii, rodzinnych opowieści, pamiątek i traum. Sporo tu imion, w końcu kiedyś rodziło się znacznie więcej dzieci. Sama narratorka czasem się w tym gubi. „Zbyt dużo postaci, tych nieznanych mi dotąd ludzi, którzy zamieszkują cmentarze i fotografie. Mylą mi się imiona i pokrewieństwa. Jacyś bracia okazują się synami, a ciotki siostrami. Poumierali, a tak ich dużo nadal. Jak ich wyrysować na drzewie genealogicznym? Gałęzie się połamią od nadmiaru, każdy swoje waży”. Osią tej rodzinnej rekonstrukcji jest życie Zygfryda, ze szczególnym naciskiem na wydarzenia z 1945 roku, kiedy to Rosjanie weszli do Prus Wschodnich i masowo gwałcili kobiety i dziewczynki, a mężczyzn i chłopców rozstrzeliwali. Rabowali wszystko, co się dało unieść. A czego się nie dało, niszczyli. Potem Warmiacy, podobnie jak Mazurzy, stawali przed wyborem między polonizacją a wyjazdem za Odrę. Bo albo byłeś Polakiem, albo Niemcem, nic pomiędzy. Wreszcie czytamy o pielęgnowaniu warmińskiej pamięci w III RP, co traktowano w dobrym wypadku jako ciekawe hobby, a w najgorszy jak oszołomstwo.

Wszystko to Joanna Wilengowska podaje w rewelacyjnej formule notesu, prozatorskich miniatur. Na szczęście nieprzegadanych, co jest częstą bolączką tego typu książek. Nie ma tu niepotrzebnych anegdot, nieciekawych wątków czy nudnych wtrętów kulturoznawczych. Wszystko tu ma swoją lekkość, duża historia miesza się z tą małą – rodzinną, sąsiedzką. Poruszające łączy się z dowcipnym, wysokie z niskim, a poważne z niepoważnym.

Niby opowieść o królu, ale jakby w błazeńskiej formule. Pisanej feudalnym językiem – jak mówi sama narratorka – „ale nie zapominajmy, że król potrafi też mrugać okiem, być osiedlowym bon vivantem, gdy się spoufala z ludem”. Obok tronu leżą stosy starych „Tele Tygodni”, na stoliku kolekcja pilotów, na parapetach setki kwiatów doniczkowych. No faktycznie, król pełną gębą. Albo raczej „cało gambo”.

„Przysłona”, Jadwiga Malina, wyd. Cyranka
„Król Warmii i Saturna”, Joanna Wilengowska, wyd. Czarne

Książka niedługa, a jednak piorunująca. Od pierwszej strony wyostrza uwagę, przyciąga dojrzałym stylem i  niepozwalająca oderwać się od historii. Nic dziwnego, Jadwiga Malina to uznana poetka, nominowana do najważniejszych nagród poetyckich w kraju. Ostatni raz w 2023 r. rywalizowała o Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej z tomem „Teoria powtórzeń”. Teraz w wydawnictwie Cyranka opublikowała niezwykłą minipowieść „Przysłona”.

Historia dzieli się na dwie części. Pierwsza rozgrywa się na początku XX wieku. Emilia kursuje między małopolską wsią a Paryżem. Pewnego dnia trafia się jej dobrze płatna praca, nieszczególnie ciężka i nieprzynosząca upokorzeń, tak jak poprzednie fuchy w różnych miastach zachodniej Europy. Ma zajmować się starszą panią Juliette. Kobieta może nie jest zbyt ciepła i życzliwa, ma również swoje lata, ale też i nie utrudnia Emilii pracy. To samo córka Juliette – Clare. Kulturalna, średniozamożna, mieszczańska rodzina.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Pinokio i polityczni czarownicy. Morawiecki odwoływał pandemię. Tusk odwołuje powódź