Jest i odpowiedź, mocno ogólna. „Chaotyczna, niekontrolowana implozja zachodniego ładu politycznego nie przyniesie żadnych korzyści Europie czy Zachodowi. Nerwowe odrzucenie liberalnego doświadczenia nie zapewni automatycznie szczęścia naszym społeczeństwom. Przynosi za to już dziś satysfakcję naszym oponentom i wrogom – Chinom i Rosji”.
Konrad Szymański: Odrzucenie liberalizmu nie zapewni nam szczęścia
Chaotyczna, niekontrolowana implozja zachodniego ładu politycznego nie przyniesie żadnych korzyści Europie czy Zachodowi. Nerwowe odrzucenie liberalnego doświadczenia nie zapewni automatycznie szczęścia naszym społeczeństwom. Przynosi za to już dziś satysfakcję naszym oponentom i wrogom – Chinom i Rosji.
Rozumiem tę argumentację, także konserwatyści czy prawicowcy innych nurtów nadal są w wielu sferach częścią zachodniego świata, którego osiągnięć gospodarczych, prawnych czy cywilizacyjnych należałoby bronić. A jednak ton, w jakim Szymański oferuje liberałom legitymizację za cenę autopoprawek, wydaje mi się zbyt optymistyczny. Tak samo ocenia go, zauważmy, startujący przed wielu laty z pozycji lekko konserwatywnego, ale jednak liberała, Jan Rokita w tekście na stronie Teologii Politycznej.
Ruiny kryształowego pałacu
Zacytujmy: „Niejako w imieniu konserwatystów Szymański prosi zatem liberałów, aby się trochę posunęli, bo jak twierdzi – »system polityczny Zachodu przestaje działać«. Szymański to pragmatyczny polityk gabinetowy starej daty, nic więc dziwnego, że takie też są dezyderaty, jakie kieruje on do liberałów: zacznijcie chronić granice, uznajcie ryzyko nadmiernej imigracji, doceńcie znaczenie armii i spójrzcie pragmatycznie na kwestię klimatu i ekologii. Można odnieść wrażenie, że konserwatysta zachęca przyjaciół liberałów, aby szybciej posuwali się w tę stronę, w którą i tak się już od jakiegoś czasu posuwają, bo tak im każą ich spin doktorzy, z niepokojem obserwujący słupki popularności. A jeśli tak postąpią, to nie trzeba będzie wydzierać duszy dzikusom, bo dzikusy same powrócą do obediencji względem »liberalnego konsensusu«, tyle że teraz trochę zreformowanego. I tak powstrzymana zostanie groźba, którą autor nazywa »chaotyczną implozją zachodniego ładu politycznego«. W domyśle ma się rozumieć, że owa »implozja« nastąpiłaby, jeśliby to prawica stała się pewnego dnia dominującą siłą demokratycznego Zachodu”.
Rokita w konsensus wierzy niespecjalnie. „Oczywiście nie mam nic przeciw temu, aby dominujący na Zachodzie liberałowie (…) ewoluowali w stronę politycznego rozsądku, rozstając się choć z niektórymi spośród własnych uprzedzeń oraz ideologicznych przesądów. Rzecz tylko w tym, iż cała tak sformułowana diagnoza wielkiego ideowego sporu, jaki przewala się przez Zachód, jest fałszywa. Już dawno bowiem nie istnieje »kryształowy pałac«, który swego czasu faktycznie promieniował na cały Zachód liberalnym światłem rozumu i wolności (…). Ale na gruzach tamtego pałacu współcześni liberałowie wznieśli swoją nową siedzibę – ponurą, górującą nad całym Zachodem cytadelę, roztaczającą ponadnarodową kontrolę nad używaniem przez ludzi rozumu i wolności oraz gotową na użycie przemocy w razie buntu”. I dalej: „Ideał człowieka, jako istoty rozumnej i moralnej, tak mocno zakorzeniony w liberalnej tradycji, popadł w zapomnienie. Liberałowie dopilnowali, aby zachodnie uniwersytety same wyrzekły się akademickiej swobody szukania prawdy, biorąc na siebie nową rolę strażników ideologicznej poprawności myśli (…). W kolejnych krajach unijnych liberałowie przeprowadzają ustawy o cenzurze w mediach, a w ramach Unii tworzą specjalny urząd cenzorski, nazywając go oczywiście urzędem wolności mediów. Mieszkańców Zachodu liberałowie chcą zmusić do przyjęcia stworzonej przez nich nowomowy, której celem jest radykalne zafałszowanie natury, i to pod rygorami coraz ostrzejszych sankcji karnych. Liberałowie uderzyli w tolerancję religijną, a w ojczyźnie liberalizmu – Anglii – ludzie siedzą ponad rok w więzieniach za uporczywą cichą modlitwę w miejscach publicznych. A teraz właśnie możemy obserwować, jak liberałowie rozpoczynają w końcu wielkie porządki na scenie politycznej, z której zniknąć ma – w zgodzie albo w niezgodzie z porządkiem konstytucyjnym – prawica, ciągle jeszcze wierząca w to, że za pomocą demokratycznych narzędzi można jednak dokonać zmiany władzy. Niestety Polska znalazła się w czołówce tych nowych porządków”.
Liberałom dzisiejszym Rokita stawia więc najcięższy zarzut: stali się w istocie wrogami wolności. W tej wizji wszystkie wersje prawicy to byty trwale skazane na walkę o przetrwanie, co trochę zwalnia je z zajmowania się własną racjonalnością, a tym bardziej z szukania z kimś kompromisu.