Aleksander Hall: Donald Tusk nie nadaje się do jednania ludzi, Rafał Trzaskowski będzie prezydentem PO

Polska nie jest zszywana, tylko dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS, ale jednak większa jest odpowiedzialność tych, którzy mają władzę. Co gorsza, PiS zrujnowało niezależność i autorytet Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, przez co nie kontrolują one władzy wykonawczej - mówi Aleksander Hall, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

Publikacja: 20.09.2024 10:00

Rafał Trzaskowski, jeżeli zostanie prezydentem, będzie przede wszystkim prezydentem Platformy Obywat

Rafał Trzaskowski, jeżeli zostanie prezydentem, będzie przede wszystkim prezydentem Platformy Obywatelskiej, a nie wszystkich Polaków – uważa Aleksander Hall. Na zdjęciu z Janem Marią Rokitą, 1996 r.

Foto: PAP/CAF TEODOR WALCZAK

Zna pan dobrze Donalda Tuska i jego polityczne dokonania. Podobają się panu jego obecne rządy?

Donalda Tuska znam od 1980 roku, czyli przez większość swojego życia. Obaj jesteśmy z Gdańska, obaj działaliśmy w opozycji demokratycznej, ja w Ruchu Młodej Polski, on w Kongresie Liberalno-Demokratycznym. Tak jak on uważałem odsunięcie PiS od władzy za konieczność. PiS nabroił w bardzo wielu sprawach, ale najbardziej niepokoił mnie przyjęty przez tę partię kurs w polityce zagranicznej, obliczony na konfrontację z Unią Europejską i jej najsilniejszymi państwami. Nie podobała mi się także wyraźna tendencja autorytarna tamtego rządu – ograniczanie praw obywatelskich, pseudoreforma Zbigniewa Ziobry, która zmierzała do podporządkowania sobie sędziów. Jednak od początku uważałem, że zwycięstwo koalicji 15 października – jak sama o sobie mówi – nie wprowadzi nas w czas szczęśliwej Polski.

Czytaj więcej

Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS

Donald Tusk nie nadaje się do jednania ludzi

Dlaczego pan tak uważał?

To było dla mnie oczywiste. Za dużo było wrogości po stronie Donalda Tuska, widocznej chęci utrzymania polaryzacji, za dużo było chęci odwetu. Pamiętam, jak podczas marszu z okazji 4 czerwca w 2023 roku Tusk obiecywał pojednanie Polaków i już wtedy pomyślałem, że jest on jednym z polityków najmniej predysponowanych do jednania ludzi. Znacznie bardziej wiarygodny był wtedy, gdy mówił o pokonaniu przeciwnika, czyli PiS, i jego rozliczeniu.

Od wyborów w 2023 roku nie słyszymy już o pojednaniu. Za to usłyszeliśmy od Donalda Tuska o „demokracji walczącej”. Jak pan to rozumie?

Pojęcia „demokracja walcząca” można bronić w tym sensie, że jeśli porządek demokratyczny jest zagrożony i nie ma dostatecznej determinacji w jego obronie, to może się to skończyć dyktaturą lub jeszcze czymś gorszym. Gdyby we Włoszech w 1922 roku król, ale także ówczesna większość parlamentarna i rząd wykazali determinację, to marsz na Rzym Mussoliniego zakończyłby się niepowodzeniem, a nie powołaniem go na premiera z wszystkimi tego konsekwencjami. Nie podoba mi się jednak porównanie rozliczeń z PiS do Norymbergi. To jest po prostu urąganie pamięci ofiar systemu, który spowodował śmierć milionów ludzi.

Rządów PiS można nie lubić.

Sam ich bardzo nie lubiłem, przeciwstawiałem się działaniom tej partii, ale do głowy mi nie przychodziło, żeby porównywać skutki rządów PiS z nazizmem. PiS niewątpliwie dążyło do ustanowienia państwa z bardzo wieloma elementami autorytarnymi. To było dla mnie oczywiste, bo wynikało również z osobowości i poglądów Jarosława Kaczyńskiego. Był też drugi mechanizm – czerpania pieniędzy z kasy państwowej na rzecz ugrupowania politycznego. Dobrze by było, żeby został zbadany przez naprawdę niezależnych prokuratorów. Rzecz w tym, że od wyborów w 2023 roku wydarzyły się bardzo złe rzeczy m.in. w sferze kultury, edukacji czyli w obszarze kształtowania świadomości społecznej, których autorem jest już nowy rząd. Zacznijmy od kultury. Ja rozumiem, że kierownictwo Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego musiało odejść, ze względu na swój silny związek z PiS, a być może też pewne wątpliwe decyzje. Ale czy należało powierzać kierownictwo tej instytucji historykowi i publicyście o tak wyrazistych, lewicowych poglądach, który wielokrotnie dawał dowody, że nie cierpi tradycji narodowej? Chwilę później Instytut zmienił nazwę na Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza.

Rozpoczęcie procedury odwołania Roberta Kostro to typowa decyzja polityczna

Ma pan coś przeciwko Narutowiczowi?

Nie, ale czy można wyrzucać do kosza kawał polskiej tradycji, współtwórców polskiej niepodległości w latach 1918–191, sygnatariuszy traktatu wersalskiego, który dawał Polsce Pomorze, Wielkopolskę i Śląsk? Następna rzecz – w tych dniach rozpoczęła się procedura odwoływania Roberta Kostro, twórcy sukcesu, jakim jest Muzeum Historii Polski. On był dyrektorem tego muzeum od 2006 roku do dzisiaj. Trwa jego kadencja, która się kończy dopiero w roku 2027. Pełnił swoją rolę w okresie rządów Platformy i w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Pamiętam, jak spotykaliśmy się na marszach 11 listopada organizowanych przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Pamiętam, jak w roku 2022 zorganizował wystawę i obchody dziesiątej rocznicy śmierci Wiesława Chrzanowskiego, ważnej postaci w historii Polski. Jednym słowem reprezentuje typ państwowca, który uważa, że należy robić swoje, bez względu na to, jaka jest władza. Tacy ludzie są Polsce potrzebni. Ale widocznie uznano, nie mam wątpliwości, na wyższym szczeblu niż w Ministerstwie Kultury, iż to stanowisko musi objąć ktoś „swój”.

Dlaczego? Czy chodzi o proste zastąpienie jednej osoby drugą osobą, czy jednak o kontrolę nad kształtem wystawy stałej?

Podejrzewam, że jest to decyzja o charakterze politycznym, zatem chodzi również o zmianę kursu. Obawiam się, że wizja, którą przedstawiał dyrektor Kostro, wystawy będącej syntezą różnych nurtów i różnych wrażliwości historycznych, zostanie zastąpiona wizją historii ideologicznej, lewicowo-liberalnej.

A co z tą edukacją? Co się panu nie podoba w działaniach MEN?

Nie chcę się wypowiadać na temat sensowności decyzji pani minister, nie będę mówił ministra, bo uważam to słowo za dziwne, na temat lekcji religii w szkołach. Ale jej stwierdzenie, że opór władz Kościoła przeciwko zmianom w nauczaniu religii to „wycie o kasę” osobiście mnie uraziło.

Podobnie jak używanie określenia „panowie biskupi”. Nie oczekiwałbym, że pani minister będzie mówiła ekscelencje, eminencje, ale czy formuła księża biskupi byłaby niewłaściwa? Moim zdaniem byłaby przejawem normalnej kultury, a nie agresji. Bo to jest agresja słowna, która nie przystoi ministrowi polskiego rządu. Idźmy dalej.

Aborcja na podstawie jednego zaświadczenia od psychiatry będzie naruszeniem konstytucji

Jeszcze więcej spraw pana uwiera?

Tak. Jestem pewien, że rozporządzenie dotyczące możliwości przerywania ciąży na podstawie jednego zaświadczenia od psychiatry, będzie naruszeniem konstytucji. Sprawa ludzkiego życia nie może być rozstrzygana w drodze teleporady, a nawet spotkania z jednym psychiatrą. Tymczasem to rozwiązanie było niejako „firmowane” przez premiera i ministra sprawiedliwości, którzy stali obok minister zdrowia, gdy prezentowała ten pomysł, i nie widzieli w tym nic złego. To jest po prostu skandal. Zwłaszcza że lekarze będą postawieni w sytuacji, w której niewykonanie zabiegu aborcji, być może na zupełnie zdrowym dziecku, wiąże się z jakimiś drakońskimi karami dla ich szpitali.

Za rządów PiS lekarze byli poddawani presji, by nie usuwać ciąży w ogóle, nawet jeżeli zagrażała zdrowiu kobiety.

Zgoda. Władza za rządów PiS wytwarzała taką atmosferę, że w sytuacji trudnej ciąży lekarze woleli czekać niż podejmować decyzję o aborcji. Obecna władza wytwarza identyczną presję tylko z zupełnie innym wektorem ideologicznym. I wreszcie jeszcze z obszaru spraw prawnych, są dwie rzeczy, na które bardzo krytycznie patrzyłem za czasów rządów Ziobry w Ministerstwie Sprawiedliwości. Chodzi o tzw. pokazowe zatrzymania. Sytuacja, w której aresztuje się w obecności kamer byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego, przypomina mi to, co się działo podczas próby zatrzymania Barbary Blidy z SLD.

Miałam podobne skojarzenia.

Za pierwszych rządów Ziobry w resorcie głośna była sprawa dr. Mirosława Garlickiego, o którym minister sprawiedliwości powiedział: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. A mówił to, zanim w ogóle zaczął się proces i to było skandaliczne. A co mamy teraz? Premier, w momencie gdy rozgrywała się sprawa wypuszczenia z aresztu Romanowskiego, napisał na X: „jedenaście zarzutów, w tym udział w zorganizowanej grupie przestępczej, nie znika. (…) Co się odwlecze to nie uciecze”. To jest wyraźny sygnał osobistego zaangażowanie premiera w tę sprawę. Być może również forma wydania pewnych instrukcji politycznych. Niejednokrotnie przemawiałem pod sądami w Gdańsku, kiedy trwały tak zwane reformy praworządności w 2017 roku i w latach następnych, ale nie o takie zachowania mi chodziło. I mój ostatni powód do krytyki obecnego rządu to zatrzymanie Roberta Bąkiewicza.

Przeszukano mu tylko mieszkanie.

Pod zarzutem kierowania gróźb użycia przemocy w stosunku do innej osoby na Marszu Niepodległości w 2018 roku. Pan Bąkiewicz nie budzi we mnie najmniejszej sympatii. Być może zasługuje na to, aby toczyło się przeciwko niemu śledztwo. Ale są inne osoby, które też można by pociągnąć do odpowiedzialności za zachowania na demonstracjach. Mam na myśli Martę Lempart, która publicznie lżyła konkretnych ludzi, wymieniając ich z imienia i nazwiska, a także używała na wiecach wulgarnego języka. Czy to nie jest wzbudzanie nienawiści? Czy nie powinno również spotkać się z reakcją prokuratury? Obawiam się jednak, że działa tutaj następujący mechanizm – pani Lempart należy do szeroko rozumianego „obozu postępu”, pan Bąkiewicz natomiast do „obozu reakcji” , czyli „faszyzmu”, i dlatego jego trzeba ścigać, a jej nie. Jednym słowem, tych rzeczy, które mnie niepokoją, a nawet oburzają pod rządami koalicji uśmiechniętej Polski, zebrało się już całkiem sporo.

Adam Bodnar w sądownictwie proponuje bezpieczne rozwiązania, choć wyrażanie czynnego żalu przywodzi na myśl czasy stalinowskiego

Skoro protestował pan pod sądami, to jak pan ocenia pomysły ministra sprawiedliwości Adama Bodnara na naprawę sądownictwa, bo trącą odpowiedzialnością zbiorową i odbieraniem praw nabytych.

Tutaj jestem znacznie ostrożniejszy. Jednak ten straszny chaos w sądownictwie i zniszczenie autorytetu niezależnej władzy sądowniczej były dziełem Prawa i Sprawiedliwości z udziałem części sędziów, którzy się zachowywali w sposób skandaliczny. Mam w pamięci zachowanie sędziego Macieja Nawackiego, który publicznie podarł projekt uchwały sędziów w Olsztynie. Chcieli oni zaapelować do prezesa sądu, którym był Nawacki, o zaniechanie działań utrudniających sędziemu Pawłowi Juszczyszynowi wykonywanie obowiązków. Rozplątanie tego węzła w sądownictwie będzie bardzo trudne i nie da się tego zrobić bez stosowania różnych środków, o ile oczywiście pozostają one w granicach prawa. Pomysły ministra Bodnara wydają mi się bardziej bezpieczne niż to, co proponują radykałowie ze środowisk prawniczych, tacy jak na przykład profesor Wojciech Sadurski. Dodam, że bardzo szanowałem tych sędziów, a zwłaszcza prokuratorów, którzy w okresie rządów PiS zachowywali postawę niezależną, choć byli za to szykanowani. W tych pomysłach naprawy sądownictwa zaskoczyła mnie tylko jedna rzecz, czyli pomysł wyrażania czynnego żalu przez neosędziów, co przypomina czasy stalinowskie.

Ludzie, którzy się na tym znają, twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak cofnięcie kontrasygnaty

Aleksander Hall

Minister Bodnar już się chyba z tego wycofał.

No dobrze, ale jeśli komuś coś takiego przychodzi do głowy, to nie najlepiej o nim świadczy. Często ci sędziowie awansowali dla przywilejów, dla korzyści, może się nawet cieszyli, że zwalniają się miejsca po kolegach, którzy zachowywali niezależność i godność. Zatem byli to ludzie, którzy zgięli karki. Jeżeli teraz znowu mieliby je ugiąć, to czy możemy mieć zaufanie do ich obiektywizmu? Czy nie będziemy mieli wrażenia, że ten sędzia po prostu jest sędzią dyspozycyjnym, tylko już wobec nowej władzy? Pojawienie się takiego pomysłu to jest naprawdę kuriozum.

A jak pan określi cofnięcie kontrasygnaty do decyzji prezydenta przez premiera Tuska?

Ludzie, którzy się na tym znają, twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak cofnięcie kontrasygnaty. Moim zdaniem to jest niezgodne z konstytucją.

Dlaczego pan premier to zrobił?

Nie wiem i nie chcę spekulować. Powiedziałem dostatecznie wiele surowych zdań o Donaldzie Tusku i jego metodzie „zszywania” Polski. Oczywiście mówię kpiąco, bo Polska nie jest zszywana, tylko dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS, ale jednak większa jest odpowiedzialność tych, którzy mają władzę. Co grosza, PiS zrujnowało niezależność i autorytet trzeciej władzy. Nie ma tego autorytetu ani Trybunał Konstytucyjny, ani Sąd Najwyższy jako całość, bo oczywiście są sędziowie, którzy ten autorytet zachowują. W rezultacie władza wykonawcza pozostaje poza kontrolą władzy sądowniczej i Trybunału Konstytucyjnego. Nie ma w Polsce instancji innej niż instancja polityczna, czyli Sejm, która mogłaby powiedzieć w sposób wiążący, niepozostawiający wątpliwości, że władza wykonawcza przekroczyła swoje uprawnienia. To jest sytuacja, która sprzyja bezkarności władzy wykonawczej, a w szczególności premiera.

Jest jeszcze urząd prezydenta, który spełnia funkcję kontrolną wobec władzy wykonawczej. A tak się akurat składa, że Andrzej Duda jest skłonny do krytycznego spojrzenia na obecną władzę. Zobaczymy, co będzie po wyborach.

No oczywiście, że tak. Dlatego władza sądownicza, Trybunał Konstytucyjny są kluczowe w procesie kontroli władzy, a w tej chwili nie mają ani autorytetu, ani legitymacji, by tę kontrolę sprawować. Dlatego potrzebny jest głos ludzi, którzy się wykazali niezależnością i odwagą w krytyce praktyk pisowskich, żeby nie milczeli, gdy podobne zjawiska pojawiają się pod rządami nowej koalicji rządzącej.

Gdy pan tak mówi, to zaraz zostanie pan okrzyknięty krypto-PiS-owcem.

Mało mnie to obchodzi. Nigdy nie identyfikowałem się z główną partią obecnej władzy, czyli z Platformą Obywatelską. Jedyne ugrupowanie, za które trzymam obecnie kciuki, to jest Polskie Stronnictwo Ludowe i jego prezes Władysław Kosiniak-Kamysz. Natomiast tak się składało, że w moim życiu nieraz chodziłem pod prąd. W PRL były z tym związane pewne niedogodności, brak możliwości funkcjonowania w oficjalnym systemie. Ale zupełnie nie żałuję tamtych wyborów, które dyktowało mi serce i rozum. I to, co dzisiaj mówię, mówię bez satysfakcji, ale również kierując się sumieniem i rozeznaniem rzeczywistości, tak jak ją widzę.

Nie ma szans na nowy okrągły stół

Był pan ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który działał w bardzo trudnych warunkach po komunizmie. Teraz – można powiedzieć – mamy kraj niemalże mlekiem i miodem płynący. Nie mamy bezrobocia, dochody ludności rosną, jesteśmy w Unii Europejskiej i NATO. A politycy zachowują się, jakby w ogóle tego nie dostrzegali, nie doceniali tej wartości. Jakby oszaleli. Dlaczego tak się stało?

Rok 1989 to było kilka lat po stanie wojennym, po tym gdy po obu stronach politycznej barykady panowała nienawiść. Ja sam zresztą nosiłem w sobie to uczucie. Gdy w styczniu, lutym 1982 roku musiałem się ukrywać, to nienawidziłem ludzi, którzy wprowadzili stan wojenny. Jednak w 1989 roku nie było już we mnie nienawiści. Była świadomość, że przed Polską otworzyło się okno możliwości, które trzeba wykorzystać. I że musi się to stać z udziałem ludzi, którzy w stanie wojennym byli po drugiej stronie. Dzisiaj niestety też panuje nienawiść, w każdym razie w kręgach politycznych. Wśród głównych adwersarzy jest bardzo silna. Paradoks polega na tym, że obecni liderzy, należący do tej najstarszej czynnej generacji politycznej, byli kiedyś po jednej stronie barykady. Był taki czas, że Kongres Liberalno- -Demokratyczny był częścią Porozumienia Centrum.

Czytaj więcej

Rafał Chwedoruk: Polityczny hydraulik na wagę złota

Był czas, kiedy politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej mówili o sobie przyjaciele i zapowiadali stworzenie wspólnego rządu. Gdzieś w 2005 roku pojawiła się ta głęboka wrogość, spotęgowana katastrofą smoleńską i interpretacją tego wydarzenia jako zbrodni dokonanej przez Rosjan, z udziałem polskiej władzy. Ta nienawiść w dalszym ciągu wywiera ogromny negatywny wpływ na to, co się dzieje w Polsce.

A jest jakaś szansa na nowy Okrągły Stół?

Nie. Nie wyobrażam sobie Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska przy jednym stole i zaręczam, że oni też siebie w tych rolach nie wyobrażają. Co więcej, pod obecnym kierownictwem ani Platforma Obywatelska, ani Prawo i Sprawiedliwość się nie zmienią. Nie zakopią topora wojennego. Jedyna szansa polega na pojawieniu się trzeciej siły, która będzie myślała w sposób racjonalny, nie będzie prezentowała postaw odwetowych, nienawiści, nie będzie omijała prawa oraz lekceważyła Konstytucji. Istnieją takie środowiska i tacy politycy, ale dzisiaj nie odgrywają pierwszorzędnej roli. Trzymam za nich kciuki i życzę dobrze, bo jak powiadam, na Prawie i Sprawiedliwości i jego kierownictwie oraz na Platformie Obywatelskiej i jej kierownictwie należy postawić krzyżyk. Ja stawiam ten krzyżyk.

Rafał Trzaskowski będzie prezydentem Platformy Obywatelskiej, a nie wszystkich Polaków

Czy obecnej władzy uda się przywrócić autorytet sądów i trybunałów jako instytucji kontrolujących rząd? Załóżmy, że wybory prezydenckie wygra Rafał Trzaskowski i w związku z tym obecna koalicja będzie mogła uchwalać każdą ustawę, jaką sobie zamarzy, bo on im wszystko podpisze.

Wszystko zależy od tego, jacy prawnicy zostaną powołani do nowych instytucji i w jakich okolicznościach to się odbędzie – czy w szerokim konsensusie, czy na zasadzie kto kogo. Zgadzam się natomiast, że Rafał Trzaskowski, jeżeli zostanie prezydentem, to będzie to przede wszystkim prezydent Platformy Obywatelskiej, a nie prezydent wszystkich Polaków.

No ale takiego prezydenta wszystkich Polaków to chyba nie mieliśmy nigdy?

Mieliśmy różnych prezydentów – jedni byli bliżsi swojej formacji, inni dalsi, ale nie było właściwie głowy państwa, która byłaby całkowicie podporządkowana środowisku politycznemu, z którego wyrosła. Chociaż Andrzej Duda w pierwszej fazie prezydentury nie wykazywał niezależności. Później się to trochę zmieniło, przez co narastał jego konflikt z PiS. Ale stało się to stanowczo za późno, by zmieniło bilans tej prezydentury i wizerunek Andrzeja Dudy.

Sądzi pan, że Rafał Trzaskowski będzie takim Andrzejem Dudą bis?

Nie. To są inne osobowości, ale Rafał Trzaskowski niewątpliwie całkowicie identyfikuje się ze swoją partią. Poza tym osobowościowo jest dość miękki. To jest zupełnie inna liga polityczna niż Donald Tusk. Oczywiście Trzaskowski potrafi być sympatyczny, ma miłą aparycję, potrafi ładnie przemawiać, ale to nie będzie samodzielny lokator Pałacu Prezydenckiego. No i dzisiaj jest to polityk wyraźnego zwrotu w lewo w sprawach światopoglądowych i kulturowych, czego najlepszym przykładem jest idiotyczne rozporządzenie o zdejmowaniu symboli religijnych w budynkach publicznych. Zatem byłby to prezydent jeszcze bardziej dzielący społeczeństwo.

Zna pan dobrze Donalda Tuska i jego polityczne dokonania. Podobają się panu jego obecne rządy?

Donalda Tuska znam od 1980 roku, czyli przez większość swojego życia. Obaj jesteśmy z Gdańska, obaj działaliśmy w opozycji demokratycznej, ja w Ruchu Młodej Polski, on w Kongresie Liberalno-Demokratycznym. Tak jak on uważałem odsunięcie PiS od władzy za konieczność. PiS nabroił w bardzo wielu sprawach, ale najbardziej niepokoił mnie przyjęty przez tę partię kurs w polityce zagranicznej, obliczony na konfrontację z Unią Europejską i jej najsilniejszymi państwami. Nie podobała mi się także wyraźna tendencja autorytarna tamtego rządu – ograniczanie praw obywatelskich, pseudoreforma Zbigniewa Ziobry, która zmierzała do podporządkowania sobie sędziów. Jednak od początku uważałem, że zwycięstwo koalicji 15 października – jak sama o sobie mówi – nie wprowadzi nas w czas szczęśliwej Polski.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Powódź pokazała, że w zetknięciu z naturą nadal bywamy bezradni