A jak pan określi cofnięcie kontrasygnaty do decyzji prezydenta przez premiera Tuska?
Ludzie, którzy się na tym znają, twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak cofnięcie kontrasygnaty. Moim zdaniem to jest niezgodne z konstytucją.
Dlaczego pan premier to zrobił?
Nie wiem i nie chcę spekulować. Powiedziałem dostatecznie wiele surowych zdań o Donaldzie Tusku i jego metodzie „zszywania” Polski. Oczywiście mówię kpiąco, bo Polska nie jest zszywana, tylko dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS, ale jednak większa jest odpowiedzialność tych, którzy mają władzę. Co grosza, PiS zrujnowało niezależność i autorytet trzeciej władzy. Nie ma tego autorytetu ani Trybunał Konstytucyjny, ani Sąd Najwyższy jako całość, bo oczywiście są sędziowie, którzy ten autorytet zachowują. W rezultacie władza wykonawcza pozostaje poza kontrolą władzy sądowniczej i Trybunału Konstytucyjnego. Nie ma w Polsce instancji innej niż instancja polityczna, czyli Sejm, która mogłaby powiedzieć w sposób wiążący, niepozostawiający wątpliwości, że władza wykonawcza przekroczyła swoje uprawnienia. To jest sytuacja, która sprzyja bezkarności władzy wykonawczej, a w szczególności premiera.
Jest jeszcze urząd prezydenta, który spełnia funkcję kontrolną wobec władzy wykonawczej. A tak się akurat składa, że Andrzej Duda jest skłonny do krytycznego spojrzenia na obecną władzę. Zobaczymy, co będzie po wyborach.
No oczywiście, że tak. Dlatego władza sądownicza, Trybunał Konstytucyjny są kluczowe w procesie kontroli władzy, a w tej chwili nie mają ani autorytetu, ani legitymacji, by tę kontrolę sprawować. Dlatego potrzebny jest głos ludzi, którzy się wykazali niezależnością i odwagą w krytyce praktyk pisowskich, żeby nie milczeli, gdy podobne zjawiska pojawiają się pod rządami nowej koalicji rządzącej.
Gdy pan tak mówi, to zaraz zostanie pan okrzyknięty krypto-PiS-owcem.
Mało mnie to obchodzi. Nigdy nie identyfikowałem się z główną partią obecnej władzy, czyli z Platformą Obywatelską. Jedyne ugrupowanie, za które trzymam obecnie kciuki, to jest Polskie Stronnictwo Ludowe i jego prezes Władysław Kosiniak-Kamysz. Natomiast tak się składało, że w moim życiu nieraz chodziłem pod prąd. W PRL były z tym związane pewne niedogodności, brak możliwości funkcjonowania w oficjalnym systemie. Ale zupełnie nie żałuję tamtych wyborów, które dyktowało mi serce i rozum. I to, co dzisiaj mówię, mówię bez satysfakcji, ale również kierując się sumieniem i rozeznaniem rzeczywistości, tak jak ją widzę.
Nie ma szans na nowy okrągły stół
Był pan ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który działał w bardzo trudnych warunkach po komunizmie. Teraz – można powiedzieć – mamy kraj niemalże mlekiem i miodem płynący. Nie mamy bezrobocia, dochody ludności rosną, jesteśmy w Unii Europejskiej i NATO. A politycy zachowują się, jakby w ogóle tego nie dostrzegali, nie doceniali tej wartości. Jakby oszaleli. Dlaczego tak się stało?
Rok 1989 to było kilka lat po stanie wojennym, po tym gdy po obu stronach politycznej barykady panowała nienawiść. Ja sam zresztą nosiłem w sobie to uczucie. Gdy w styczniu, lutym 1982 roku musiałem się ukrywać, to nienawidziłem ludzi, którzy wprowadzili stan wojenny. Jednak w 1989 roku nie było już we mnie nienawiści. Była świadomość, że przed Polską otworzyło się okno możliwości, które trzeba wykorzystać. I że musi się to stać z udziałem ludzi, którzy w stanie wojennym byli po drugiej stronie. Dzisiaj niestety też panuje nienawiść, w każdym razie w kręgach politycznych. Wśród głównych adwersarzy jest bardzo silna. Paradoks polega na tym, że obecni liderzy, należący do tej najstarszej czynnej generacji politycznej, byli kiedyś po jednej stronie barykady. Był taki czas, że Kongres Liberalno-Demokratyczny był częścią Porozumienia Centrum.
Rafał Chwedoruk: Polityczny hydraulik na wagę złota
Wszystko w polskiej polityce jest czynione w imię tego, że żyje się tu i teraz. Gdyby społeczeństwo przestało konsumować, gdyby wszyscy przestali być rozliczani krótkoterminowo, ten system by się zawalił - mówi Rafał Chwedoruk, politolog, prof. Uniwersytetu Warszawskiego.
Był czas, kiedy politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej mówili o sobie przyjaciele i zapowiadali stworzenie wspólnego rządu. Gdzieś w 2005 roku pojawiła się ta głęboka wrogość, spotęgowana katastrofą smoleńską i interpretacją tego wydarzenia jako zbrodni dokonanej przez Rosjan, z udziałem polskiej władzy. Ta nienawiść w dalszym ciągu wywiera ogromny negatywny wpływ na to, co się dzieje w Polsce.
A jest jakaś szansa na nowy Okrągły Stół?
Nie. Nie wyobrażam sobie Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska przy jednym stole i zaręczam, że oni też siebie w tych rolach nie wyobrażają. Co więcej, pod obecnym kierownictwem ani Platforma Obywatelska, ani Prawo i Sprawiedliwość się nie zmienią. Nie zakopią topora wojennego. Jedyna szansa polega na pojawieniu się trzeciej siły, która będzie myślała w sposób racjonalny, nie będzie prezentowała postaw odwetowych, nienawiści, nie będzie omijała prawa oraz lekceważyła Konstytucji. Istnieją takie środowiska i tacy politycy, ale dzisiaj nie odgrywają pierwszorzędnej roli. Trzymam za nich kciuki i życzę dobrze, bo jak powiadam, na Prawie i Sprawiedliwości i jego kierownictwie oraz na Platformie Obywatelskiej i jej kierownictwie należy postawić krzyżyk. Ja stawiam ten krzyżyk.
Rafał Trzaskowski będzie prezydentem Platformy Obywatelskiej, a nie wszystkich Polaków
Czy obecnej władzy uda się przywrócić autorytet sądów i trybunałów jako instytucji kontrolujących rząd? Załóżmy, że wybory prezydenckie wygra Rafał Trzaskowski i w związku z tym obecna koalicja będzie mogła uchwalać każdą ustawę, jaką sobie zamarzy, bo on im wszystko podpisze.
Wszystko zależy od tego, jacy prawnicy zostaną powołani do nowych instytucji i w jakich okolicznościach to się odbędzie – czy w szerokim konsensusie, czy na zasadzie kto kogo. Zgadzam się natomiast, że Rafał Trzaskowski, jeżeli zostanie prezydentem, to będzie to przede wszystkim prezydent Platformy Obywatelskiej, a nie prezydent wszystkich Polaków.
No ale takiego prezydenta wszystkich Polaków to chyba nie mieliśmy nigdy?
Mieliśmy różnych prezydentów – jedni byli bliżsi swojej formacji, inni dalsi, ale nie było właściwie głowy państwa, która byłaby całkowicie podporządkowana środowisku politycznemu, z którego wyrosła. Chociaż Andrzej Duda w pierwszej fazie prezydentury nie wykazywał niezależności. Później się to trochę zmieniło, przez co narastał jego konflikt z PiS. Ale stało się to stanowczo za późno, by zmieniło bilans tej prezydentury i wizerunek Andrzeja Dudy.
Sądzi pan, że Rafał Trzaskowski będzie takim Andrzejem Dudą bis?
Nie. To są inne osobowości, ale Rafał Trzaskowski niewątpliwie całkowicie identyfikuje się ze swoją partią. Poza tym osobowościowo jest dość miękki. To jest zupełnie inna liga polityczna niż Donald Tusk. Oczywiście Trzaskowski potrafi być sympatyczny, ma miłą aparycję, potrafi ładnie przemawiać, ale to nie będzie samodzielny lokator Pałacu Prezydenckiego. No i dzisiaj jest to polityk wyraźnego zwrotu w lewo w sprawach światopoglądowych i kulturowych, czego najlepszym przykładem jest idiotyczne rozporządzenie o zdejmowaniu symboli religijnych w budynkach publicznych. Zatem byłby to prezydent jeszcze bardziej dzielący społeczeństwo.