– Wenezuela zaczęła zagrażać bezpieczeństwu Kolumbii, regionu, a my w tych warunkach musimy położyć kres kryminalnej dyktaturze w sąsiednim kraju – powiedziała wiceprezydent Kolumbii Marta Lucía Ramírez.
– Prośmy Boga, by pomógł nam znaleźć sposób na zakończenie tej dyktatury, pokojowe zakończenie – dodała.
Znaczna część państw Ameryki Łacińskiej przestała uznawać Nicolása Maduro za prezydenta Wenezueli. W maju odbyły się tam wybory, które wygrał następca Hugo Cháveza, ale obserwatorzy odnotowali znaczną ilość nieprawidłowości i zwykłych fałszerstw. Dopiero po pół roku 10 stycznia Maduro złożył przysięgę prezydencką i formalnie znów objął urząd.
Prezydent powinien bowiem przysięgać przed parlamentem, ale ten – opanowany przez opozycję – nie chciał jej słuchać. Przewodniczący Zgromadzenia Narodowego, 35-letni inżynier Juan Guaidó, pierwszy zakwestionował legalność wyborów i sam ogłosił się „tymczasowym szefem państwa". W odpowiedzi wenezuelska policja polityczna zatrzymała Guaidó, a Maduro złożył przysięgę przed sędziami Sądu Najwyższego. Oglądać ją przyjechali przywódcy Boliwii, Kuby, Nikaragui, Salwadoru oraz... separatystycznego regionu Gruzji Osetii Południowej.
Ta właśnie ceremonia wywołała gwałtowną reakcję państw amerykańskich, głównie sąsiadów Wenezueli. Wszystkich 13 członków „Grupy Limy" odmówiło uznania Maduro za prezydenta, jak również Organizacja Państw Amerykańskich (choć tam sześć było przeciw), a Paragwaj w ogóle zerwał stosunki dyplomatyczne z Wenezuelą.