Najlepsze science fiction w Polsce? Recenzja „Lagrange” Istvana Vizvary’ego

„Lagrange” Istvana Vizvary’ego to bez dyskusji najlepsza rzecz SF z tego, co się pisze ostatnio w Polsce.

Publikacja: 04.10.2024 10:00

Najlepsze science fiction w Polsce? Recenzja „Lagrange” Istvana Vizvary’ego

Foto: mat.pras.

Sto lat po lądowaniu na Księżycu ludzkość dobrze prosperuje w kosmosie, przynajmniej w powieści „Lagrange. Listy z Ziemi” Istvana Vizvary’ego. Wielka stacja orbitalna stanowi centrum lotów dowodzone przez sędziwego Elona Muska, a poziom techniczny statków umożliwia wyprawę pozaukładową do gwiazd Centaura. Lot do Saturna trwa kilka dni, medycyna ratuje ludzi na progu śmierci, a informatyczne wyposażenie czyni z astronautów niemal półbogów.

Czytaj więcej

„Obcy: Romulus”, czyli zupełnie niepotrzebny film

O czym opowiada powieść „Lagrange” pochodzącego z Węgier Istvana Vizvary’ego, matematyka i inżyniera oprogramowania

To bodaj największy walor powieści „Lagrange”: wynalazczość autora i umiejętność wplecenia tego w fabułę. Skok w rozwoju astronautyki, napędy T-K, ludzkość zawdzięcza kontaktowi z obcą cywilizacją, do którego doszło, gdy bohater miał pięć lat. Opisy pojazdów i obiektów kosmicznych świadczą, że autor rozumie i „widzi” je w działaniu, przedstawiając np. przemieszczanie się po statku ze zmienną grawitacją i korzystanie z wyposażenia technicznego. Vizvary, Polak węgierskiego pochodzenia, z wykształcenia matematyk, z zawodu inżynier oprogramowania, zna się na materii, z której utkał swą powieść. W Polsce taki poziom kompetencji jest rzadki; pod tym względem „Lagrange” sprawia wielką czytelniczą frajdę. To bez dyskusji najlepsza rzecz SF z tego, co się pisze ostatnio w Polsce.

Konkretny przykład: statek Steropes dysponuje AI, ale nawet to bogate wyposażenie nie wystarczy do rozpracowania dziwnych fenomenów w układzie Saturna, choć podlodowe oceany na Europie i Enceladusie są u Vizvary’ego puste i pozbawione życia.

W pobliżu punktu Lagrange’a L4 (tu równoważy się grawitacja Saturna i jego księżyca Enceladusa) krąży historyczna rosyjska stacja Rasswiet, która natknęła się na dziwny obiekt metafizyczny (Boga?) i w konfrontacji z nim załoga doznała unicestwienia. Na pokładzie Rasswieta oprócz dowódcy znalazło się dwóch mnichów, dziad cerkiewny, organista i posługaczka Maria, a zamiarem tych nieboraków było przedstawić bóstwu listę intencji modlitw: wielka Rosja na ośmiu kontynentach, czyli de facto odwrócenie historii. Nic dziwnego, że aparatura Steropesa nie daje sobie z tym rady.

Czytaj więcej

„Polska 3.0. Znowu Breslau” i „Polska 4.0. Wielka Zmiana": Trzy i pół Polski

Czym jest powieściowy wirus ACV i dlaczego ludzie na ziemi w „Lagrange” zdziczeli

Na planie ogólnym powodów do euforii też nie ma. Vizvary zsyła na Ziemię plagi w postaci ACV i burzy magnetycznej na Słońcu o niespotykanej sile. ACV to „wirus chlorozy okrytonasiennych”, niepodatny na chemiczne środki, który ujawnił się w 2033 r. i doprowadził do katastrofy gospodarczej i ekologicznej. Wymarło 97 proc. zwierząt lądowych, rozpętała się wojna atomowa. Polska została zamieniona w obszar bezludny, jedynie na trakcie z Łęczycy do Warszawy, po której nie zostało śladu, egzystują jakieś niedobitki. Bohater jak inni żywił się ziemniakami (tylko psiankowate oparły się ACV), jako dziecko marzył o mięsie i był rozczarowany jego smakiem, kiedy obcy wreszcie dostarczyli żywności. To też smaczek w stylu Vizvary’ego: nim zaczniemy wymieniać się z kosmitami osiągnięciami, zaczekajmy, aż dadzą nam jeść.

Gwałtowność i natężenie burzy na Słońcu dewastują stację (czemu nie schowała się w cień planety?); gdy nasza wyprawa wraca z Saturna, widok jest opłakany. Z tytułowych listów z Ziemi wynika, że postępuje na niej proces dziczenia tubylców, którzy rok po roku schodzą na pozycje przodków z epoki kamiennej. Miną tysiące lat, nim uda się odbudować cywilizację techniczną.

Bogata w scenografię i znaczenia powieść Vizvary’ego opiewa zatem ten moment dziejów Ziemi, kiedy wszystko się wali. Odcięta od ludzkości stacja nie może liczyć na żadne wsparcie, co skazuje ją na klęskę. Być może to ostatni dzwonek, aby ruszyć do Centaura – ale właściwie po co, skoro wokół Saturna krąży złoty tesserakt, przestrzenny krzyż, groza i tajemnica w jednym. Będzie kontynuacja?

Sto lat po lądowaniu na Księżycu ludzkość dobrze prosperuje w kosmosie, przynajmniej w powieści „Lagrange. Listy z Ziemi” Istvana Vizvary’ego. Wielka stacja orbitalna stanowi centrum lotów dowodzone przez sędziwego Elona Muska, a poziom techniczny statków umożliwia wyprawę pozaukładową do gwiazd Centaura. Lot do Saturna trwa kilka dni, medycyna ratuje ludzi na progu śmierci, a informatyczne wyposażenie czyni z astronautów niemal półbogów.

O czym opowiada powieść „Lagrange” pochodzącego z Węgier Istvana Vizvary’ego, matematyka i inżyniera oprogramowania

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku