„Polska 3.0. Znowu Breslau” i „Polska 4.0. Wielka Zmiana": Trzy i pół Polski

W dwóch tomach o bliskiej przyszłości Jacek Inglot pokazuje Polskę radykalnie podzieloną i skłóconą.

Publikacja: 31.05.2024 17:00

„Polska 3.0. Znowu Breslau” i „Polska 4.0. Wielka Zmiana": Trzy i pół Polski

Foto: materiały prasowe

Osiem lat temu Jacek Inglot ukończył powieść „Polska 2.0” o przyszłości, tak jak mu się wtedy rysowała. Z rozeznania, jakie miał na temat rzeczywistości, wysnuł wizje Polski mocarstwowej, która po zwycięskiej wojnie 2037 r. osiąga status mocarstwa i wraca na Kresy, oraz Polski skłóconej, pogrążonej w kryzysie i de facto rozpadającej się. Tragedii nic, zda się, nie powstrzyma; ratunku upatruje autor na dnie Pacyfiku, gdzie mamy pola wydobywcze. Stamtąd wyjdą budowniczowie nowej Polski.

Po wybuchu wojny w Ukrainie Inglot uznał, że przedstawiona przezeń paleta scenariuszy jest niekompletna, i przedstawił nowe warianty, nazwane „Polską 3.0” i „Polską 4.0”. Czas akcji w obu przypadkach taki sam: 14 kwietnia 2037 r. Pierwsza rozgrywa się po wojnie domowej: we Wrocławiu ma się odbyć referendum w sprawie przystąpienia Dolnego Śląska do RFN. Do miasta przybywa kanclerz Niemiec, zaś nasz bohater otrzymuje misję dotarcia w jego pobliże i zdetonowania ładunku wybuchowego. Co ma nim być, sam nie wie, bo zgodził się pochopnie i chce tę minę usunąć, ale nie wie jak. Patrzy więc „Polska 3.0” w stronę „Małej apokalipsy” Tadeusza Konwickiego, gdzie bohater również się szamotał i pojmując absurd własnego postępowania, nie mógł się wyzwolić od paskudnego przeznaczenia.

Bardziej podobała mi się „Polska 4.0”, w której zwyczaje hetero odeszły do lamusa, a nowa norma zachowań seksualnych święci tryumfy, najbardziej w Warszawie. Ta powieść stylizowana jest na kryminał; śledztwo w sprawie zamordowania weterana homoseksualistów i wpływowego dawniej polityka prowadzi komisarka Emilia, zamartwiająca się, że żona Marta ją zdradza. W „Polsce 4.0” panuje upał, jego najwyższe natężenie nosi nazwę apogeum, biały orzeł stał się tęczowy, zmieniono odpowiednio hymn – to wszystko wydaje się dość oczywiste. Ciekawszym wynalazkiem Inglota jest AltWawa (Alternatywna Warszawa), system ukrytych przejść po mieście, by nie zostać wypatrzonym przez kamery. Na tym polega ostatnia forma sprzeciwu wobec wszechmocnej władzy – że nie wie przynajmniej, gdzie się podziewamy.

Czytaj więcej

„Mickey7”: Sześć razy zabity

W obu tomach pokazuje Inglot Polskę znowu radykalnie podzieloną i skłóconą, co odzwierciedla zawiły podział administracyjny. Dziwne, że zagranica z naszych swarów nie korzysta. Kraj nasz nie jest wszak wyosobnioną enklawą, ma wielu wrogów, którzy chętnie by skoczyli, żeby nas pognębić. Mimo różnic zdań musimy występować na zewnątrz jako monolit, by nie obruszyła się na nas lawina politycznych skutków. Inglot podrzuca czytelnikowi mnóstwo szczegółów wskazujących, jak zmieni się świat, od opisów ludzi na ulicy po cytaty z dzieł ideolo uzasadniających potrzebę zmian. W zasadniczym zarysie jest to świat dwudzielny, ostro zarysowany: jak katole, to obowiązkowo twardogłowcy, jak osobniki homo, to z palcami jak u pianisty.

W dziedzinie LGBT za mało pomysłów: komisarka Emilia pożąda biustu swej żony Marty, zupełnie jakby była chłopem, a nie subtelną lesbijką. Jest o nią zazdrosna po męsku – relacje rodzinne mimo rewolucji erotycznej pozostały zatem identyczne jak dziś. Za proste mi się to wydaje; małżeństwo typu les wygląda jak jego odpowiednik hetero, tylko mąż nie ma wąsów?

Ile jest Polski w tych książkach? Dwie w „Polsce 4.0” (wskutek podziałów), jedna w „Polsce 3.0” (RP okrojona przez Niemców), a przejęty jako land Niederschlesien można policzyć za pół. W sumie zatem w dwóch powieściach otrzymaliśmy trzy i pół Polski, choć lepiej byłoby mieć jedną, a solidną. A co do przyszłości ta dogoni nas tak czy owak i pozostawi w bezbrzeżnym zdumieniu, że tak właśnie potoczyły się nasze losy.

Osiem lat temu Jacek Inglot ukończył powieść „Polska 2.0” o przyszłości, tak jak mu się wtedy rysowała. Z rozeznania, jakie miał na temat rzeczywistości, wysnuł wizje Polski mocarstwowej, która po zwycięskiej wojnie 2037 r. osiąga status mocarstwa i wraca na Kresy, oraz Polski skłóconej, pogrążonej w kryzysie i de facto rozpadającej się. Tragedii nic, zda się, nie powstrzyma; ratunku upatruje autor na dnie Pacyfiku, gdzie mamy pola wydobywcze. Stamtąd wyjdą budowniczowie nowej Polski.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi