Traktat Lema „Dialogi” zaczyna się rozważaniem, jak skopiować człowieka. W tym celu należy rozpylić go na atomy, po czym skrupulatnie złożyć na nowo zgodnie z planem. Czy otrzymany w ten sposób osobnik będzie ten sam, czy tylko taki sam?
W powieści Edwarda Ashtona „Mickey7” o wyprawie kolonizacyjnej na planetę Niflheim główny bohater jest tzw. wymienialnym. Przydziela mu się najbardziej zabójcze zadania, gdyż nawet jeśli zemrze, można go migiem odtworzyć, mając po temu możliwości techniczne. Ashton jakby czytał Lema: Mickey zostaje sześć razy powołany do życia, ale nie jest już tym samym osobnikiem, od którego zaczął się proceder. Został przedtem sześć razy zabity, zrekonstruowany, po czym załadowany pamięcią, tak że siódma wersja pamięta sześciostopniową gehennę i nie ma się co dziwić, że w podejściu do życia wykazuje stosowną dawkę cynizmu.
Science fiction w większości jest literaturą traktującą różne kwestie pobieżnie, na zasadzie „jakoś to będzie”. Okazuje się, że najciekawsze pola problemowe rozciągają się tam, gdzie kosmolot fantastyki przelatuje szybko i wysoko. Szczęśliwie debiutancki utwór Ashtona omija tę pułapkę, wręcz mówić można o kwestionowaniu dwóch dogmatów SF. Pierwszy dotyczy przenoszenia osób na wielkie odległości, tzw. teleportacji; podczas tego niszczącego zabiegu u większości autorów nie dzieje się im żadna krzywda. Drugim nowatorsko potraktowanym poglądem jest ten, że kosmos to przeznaczenie ludzkości i w stosownym czasie ród ludzki wyroi się ku innym układom gwiezdnym. U Ashtona wyprawy kolonizacyjne nie są triumfalnym wjazdem na obcą planetę, a ciężką przeprawą w znoju i niedostatku, na czele z niedojadaniem. W „Mickeyu7” bohater chodzi wiecznie głodny, a jeszcze zły dowódca obcina mu racje. Nie każda też wyprawa z kolonistami kończy się pomyślnie, niektóre wymierają z głodu, jak słynni wikingowie próbujący zasiedlić Grenlandię – po prostu wysiłek pokonania parseków próżni jest tak wielki, że na porządne wyżywienie czy wyekwipowanie nie wystarcza finansów ani napędu. Nigdzie równie dokładnie nie spełnia się porzekadło „Chłodno, głodno i do domu daleko”.
Czytaj więcej
W PRL-u mawiano, że gdyby wprowadzić komunizm na Saharze, zabrakłoby tam piasku. Coś podobnego zdarzyło się w Rosji Sowieckiej. W kraju, który za cara należał do czołowych eksporterów zboża.
Skoro Mickeya da się względnie tanio wskrzesić, przeto nie opłaca się go np. ratować w sytuacjach niebezpiecznych. Jest więc gorszym rodzajem astronauty, ale to od niego wyjdzie pomysł na uratowanie wyprawy. Będąc bowiem wśród prawie 200-osobowej załogi pariasem, działa blisko niebezpieczeństwa, widzi i zapamiętuje więcej, a na Niflheim egzystuje w ukryciu zaawansowana cywilizacja rozumna. Też została przedstawiona nieortodoksyjnie: nie anektuje ani nie niszczy swej planety, utrzymując ją w stanie naturalnym, ale swoje prace prowadzi. Odkrycie zarówno jej, jak i jej możliwości jest szokiem dla dowództwa; decyzje, jak to u ludzi, prowadzą prosto do wojny i grożą likwidacją kolonii.