„Mickey7”: Sześć razy zabity

„Mickey7” to jakby wyznania człowieka, który wie i przeżył wszystko. Bo sześć zapamiętanych własnych śmierci to nie w kij dmuchał.

Publikacja: 10.05.2024 17:00

„Mickey7”, Edward Ashton, tłum. Paweł Dembowski, wyd. Zysk i S-ka

„Mickey7”, Edward Ashton, tłum. Paweł Dembowski, wyd. Zysk i S-ka

Foto: materiały prasowe

Traktat Lema „Dialogi” zaczyna się rozważaniem, jak skopiować człowieka. W tym celu należy rozpylić go na atomy, po czym skrupulatnie złożyć na nowo zgodnie z planem. Czy otrzymany w ten sposób osobnik będzie ten sam, czy tylko taki sam?

W powieści Edwarda Ashtona „Mickey7” o wyprawie kolonizacyjnej na planetę Niflheim główny bohater jest tzw. wymienialnym. Przydziela mu się najbardziej zabójcze zadania, gdyż nawet jeśli zemrze, można go migiem odtworzyć, mając po temu możliwości techniczne. Ashton jakby czytał Lema: Mickey zostaje sześć razy powołany do życia, ale nie jest już tym samym osobnikiem, od którego zaczął się proceder. Został przedtem sześć razy zabity, zrekonstruowany, po czym załadowany pamięcią, tak że siódma wersja pamięta sześciostopniową gehennę i nie ma się co dziwić, że w podejściu do życia wykazuje stosowną dawkę cynizmu.

Science fiction w większości jest literaturą traktującą różne kwestie pobieżnie, na zasadzie „jakoś to będzie”. Okazuje się, że najciekawsze pola problemowe rozciągają się tam, gdzie kosmolot fantastyki przelatuje szybko i wysoko. Szczęśliwie debiutancki utwór Ashtona omija tę pułapkę, wręcz mówić można o kwestionowaniu dwóch dogmatów SF. Pierwszy dotyczy przenoszenia osób na wielkie odległości, tzw. teleportacji; podczas tego niszczącego zabiegu u większości autorów nie dzieje się im żadna krzywda. Drugim nowatorsko potraktowanym poglądem jest ten, że kosmos to przeznaczenie ludzkości i w stosownym czasie ród ludzki wyroi się ku innym układom gwiezdnym. U Ashtona wyprawy kolonizacyjne nie są triumfalnym wjazdem na obcą planetę, a ciężką przeprawą w znoju i niedostatku, na czele z niedojadaniem. W „Mickeyu7” bohater chodzi wiecznie głodny, a jeszcze zły dowódca obcina mu racje. Nie każda też wyprawa z kolonistami kończy się pomyślnie, niektóre wymierają z głodu, jak słynni wikingowie próbujący zasiedlić Grenlandię – po prostu wysiłek pokonania parseków próżni jest tak wielki, że na porządne wyżywienie czy wyekwipowanie nie wystarcza finansów ani napędu. Nigdzie równie dokładnie nie spełnia się porzekadło „Chłodno, głodno i do domu daleko”.

Czytaj więcej

„Rosyjska misja”: Gangsterzy i filantropi

Skoro Mickeya da się względnie tanio wskrzesić, przeto nie opłaca się go np. ratować w sytuacjach niebezpiecznych. Jest więc gorszym rodzajem astronauty, ale to od niego wyjdzie pomysł na uratowanie wyprawy. Będąc bowiem wśród prawie 200-osobowej załogi pariasem, działa blisko niebezpieczeństwa, widzi i zapamiętuje więcej, a na Niflheim egzystuje w ukryciu zaawansowana cywilizacja rozumna. Też została przedstawiona nieortodoksyjnie: nie anektuje ani nie niszczy swej planety, utrzymując ją w stanie naturalnym, ale swoje prace prowadzi. Odkrycie zarówno jej, jak i jej możliwości jest szokiem dla dowództwa; decyzje, jak to u ludzi, prowadzą prosto do wojny i grożą likwidacją kolonii.

Powieść napisana została w pierwszej osobie, bezpośrednim językiem stylizowanym na wyznania człowieka, który wie i przeżył wszystko, boć sześć zapamiętanych własnych śmierci to nie w kij dmuchał. Jest to debiutancka książka Ashtona, co widać po tym, że naładował do niej, ile tylko mógł. Ale udało mu się stworzyć utwór odstający w górę od sieczki fantastyczno-naukowej, jaką zwykle kontentują się mniej ambitni autorzy. Zwłaszcza po odarciu wypraw kolonizacyjnych z ich obowiązkowej „misyjności”, z działania w imieniu i dla dobra ludzkości i tym podobnych dyrdymałów robi się czytelnikowi gorzej, ale przecież i lepiej, skoro dzięki pracy Ashtona wszystko zostało ustawione na swoim miejscu i przyjęło właściwe proporcje.

Traktat Lema „Dialogi” zaczyna się rozważaniem, jak skopiować człowieka. W tym celu należy rozpylić go na atomy, po czym skrupulatnie złożyć na nowo zgodnie z planem. Czy otrzymany w ten sposób osobnik będzie ten sam, czy tylko taki sam?

W powieści Edwarda Ashtona „Mickey7” o wyprawie kolonizacyjnej na planetę Niflheim główny bohater jest tzw. wymienialnym. Przydziela mu się najbardziej zabójcze zadania, gdyż nawet jeśli zemrze, można go migiem odtworzyć, mając po temu możliwości techniczne. Ashton jakby czytał Lema: Mickey zostaje sześć razy powołany do życia, ale nie jest już tym samym osobnikiem, od którego zaczął się proceder. Został przedtem sześć razy zabity, zrekonstruowany, po czym załadowany pamięcią, tak że siódma wersja pamięta sześciostopniową gehennę i nie ma się co dziwić, że w podejściu do życia wykazuje stosowną dawkę cynizmu.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi