„Podróż romantyczna”: Ważne jest to, że żyję

Wolność jednostki to wolność tworzenia, wolność zmiany miejsca zamieszkania, wolność podejmowania w dowolnym momencie podróży do świata duchowego. I tego ani zabronić, ani mi polecić nie może nikt. Tego nikt też nie może mi odebrać.

Publikacja: 04.10.2024 17:00

Wolność nie jest stanem, lecz wyzwaniem, nie jesteśmy wolni, lecz bywamy wolni, wtedy, kiedy wolność

Wolność nie jest stanem, lecz wyzwaniem, nie jesteśmy wolni, lecz bywamy wolni, wtedy, kiedy wolność naszą realizujemy. Nie ma wolności bez jej wykorzystania

Foto: shutterstock

Kim więc jest romantyk? Dlaczego sądzi, że to jego właśnie metoda poznania świata duchowego stwarza największe szanse umysłowe i artystyczne, i zarazem zabezpiecza przed skrajnościami absolutyzmu i relatywizmu, religijnego panspirytualizmu i liberalno-prawnego formalizmu?

Wszystko zaczyna się od zgody na świat. Kiedy wyrażam tę zgodę, kiedy stosuję wobec najrozmaitszych objawów, fenomenów, rzeczy na mnie napierających, ludzi mnie otaczających, spraw mnie obchodzących odruch bądź zasadę dobrej woli, wówczas wyrażam zgodę na świat. Nie dlatego ją wyrażam, że jest on rozumny, nie dlatego, że przeniknąłem wielką grę historii i znam jej zakończenie. Jak łatwo bowiem wygrać, jeżeli się zna z góry rozkład kart, jeżeli się oswoiło sowę Minerwy. Romantyk nie jest więc heglistą, mimo że historia jest dla niego ważnym źródłem kryteriów poznawczych.

Nie dlatego też wyrażam zgodę na świat, że jestem czuły, sentymentalny, dobry czy może poczciwy. Nie jest to bowiem zgoda na łezkę wzruszenia, na igłę zazdrości. Jest to zgoda na ciało i duszę, na widoki i na uczucia, na mrok, na nędzę, na strach. Zgoda wyrażająca się w jednym stwierdzeniu: to wszystko jest. I w jednym domniemaniu: za tym wszystkim jest coś więcej, co jest prawdziwsze, bo po prostu bliższe Prawdy. Bo dzięki dobrej woli i niezbędnej pracy można za pośrednictwem tych wszystkich dzieł stworzenia (ludzkiego i Boskiego) dotrzeć do prawdziwszego świata – świata duchowego. I dobrze wiem, że z trudem i z rzadka tylko mi się to udaje, że udaje mi się to lepiej lub gorzej, że przebywam w nim dłużej lub krócej. Ale jednak udaje się. Wiem, że on istnieje niezależnie ode mnie, że istnieje obiektywnie, wiem, że to nie są ani moje sny, ani mgliste rojenia, ani natrętne obsesje, ani nastawiona na mnie, na nas, pułapka.

Czytaj więcej

Paweł Kowalewski: Kulturę po 1989 potraktowano tak jak robotników

Wolność dążenia do prawdy

Można oczywiście powiedzieć nie. Można też powiedzieć, że świat ten jest, ale go lekceważyć, odsuwać, pomijać, ignorować. Można tak postępować z różnych przyczyn i dla różnych celów. Dlatego, że się sądzi, iż jest to rzeczywistość wtórna, że jedyną rzeczywistością jest Bóg. Ale wtedy zostajemy pozbawieni szansy na udział w wypełnieniu się dziejów, wtedy traci sens zarówno myśl o Sądzie Ostatecznym, jak i traci sens kultura rozumiana jako Kościół dla uczuć niereligijnych, czyli widzialna postać świata duchowego. Tracą bowiem sens ludzkie wysiłki, skoro świat jest już stworzony raz na zawsze, został stworzony raz na zawsze i nasz w nim pobyt służy tylko moralnym sprawdzianom. Bogactwo, różnorodność i wielowartościowość stają się jedynie przypadkowymi formami zawsze tego samego kształtu, tego samego modelu i ideału. Historia – książką telefoniczną występku i cnoty. Polityka – ponurym widowiskiem namiętności walczącej z moralnością. Człowiek – pastwą przewinienia i łaski. A poznanie – pustym wypełnieniem czasu, skoro wszystko i tak zostało powiedziane.

Świat duchowy można lekceważyć, także patrząc nań z przeciwnej strony, nie z góry, lecz z dołu. Można go po prostu uznać za sprawę prywatną, którą nie powinno się zajmować poważnie. Mogę wierzyć, że on istnieje, ale nie wolno mi twierdzić, że jego istnienie obowiązuje kogokolwiek poza mną. Bo pierwszą rzeczywistością jest prawo, wolna gra sił na wolnym rynku, są prawa moje jako obywatela i jest moja wolność negatywna. Dla mnie jednak ważna jest nie wolność negatywna, lecz pozytywna, ważna jest dobra wola, akt domniemania i wolność dążenia do Prawdy. Ważne jest to, że żyję, że mogę żyć w świecie nieskończonym, niezupełnym, że mogę próbować ten świat dopełniać. Dla romantyka wielkie zwycięstwo w kulturze europejskiej nie polega ani na stabilności struktur formalnoprawnych, ani na tym, że panteistyczna czy panspirytualistyczna obecność Boża nadaje osobie jej niezbywalne prawa. Wolność jednostki to wolność tworzenia, wolność zmiany miejsca zamieszkania, wolność podejmowania w dowolnym momencie podróży do świata duchowego. I tego ani zabronić, ani mi polecić nie może nikt. Tego nikt też nie może mi odebrać. Ani zdeprawowana polityka, ani zdychająca od samoukąszeń kultura, ani żaden z licznych systemów podejrzeń, ani policja ducha ubrana na czarno, ani policja myśli ubrana na czerwono, ani policja prawa w krawatach i wełnianych garniturach w jodełkę. Bo metoda poznawcza romantyzmu służy właśnie wykorzystaniu wolności.

Taka wizja świata duchowego i sposobów docierania do niego opiera się na ludzkiej jednostce, na człowieku pneumatikos. Dążąc do Prawdy człowiek pneumatikos zaludnia swoimi tworami świat duchowy. Ale jedynym żywym podmiotem jest on i kiedy mowa o wolności, to mowa o wolności jednostki, pełnej, anarchicznej wolności jednostki, o pełnej, anarchicznej wolności ducha.

Dla romantyka dzieje przedstawiają się jednocześnie jako teren, na którym jednostka uzyskuje coraz większy zakres wolności pozytywnej, i jako parlament uchwalający kolejne ograniczenia wolności jednostki dla jej dobra (rzekomego dobra). Z punktu widzenia historii ducha, Historii Zbawienia, istnieją tylko poszczególni ludzie. Podmiotami zmierzającymi do Prawdy, dokonującymi aktu wiary w Prawdę lub kierującymi się domniemaniem Prawdy mogą być tylko jednostki. Kiedy mówi się o duchu zbiorowości (takiej jak naród czy inne grupy), dokonuje się albo niebezpiecznego zabiegu personifikacji, albo jest to skrót myślowy określający logikę narodowego (grupowego) myślenia wynikającą z tego, że znaczna liczba jednostek składających się na naród żyje w podobnych okolicznościach, poddana jest podobnym uwarunkowaniom, stawia sobie podobne pytania.

Świat duchowy jest więc zamieszkały przez dzieła jednostek i tylko jednostek. Przez dzieła, które właśnie jako twory jednostek zmierzających do Prawdy nie podlegają określeniu ani ograniczeniu przez prawa obowiązujące na poziomie niższym. Nie znaczy to jednak, że całe życie jednostki upływa w owej duchowej sferze, że może się uwolnić do końca, otrzepać z pyłu cywilizacji, społeczeństwa, polityki. Mieszkańcami sfery duchowej nie są twory wieczne, wzory, modele, idee, twory doskonałe, których zawsze mniej lub bardziej ułomnym odwzorowaniem byłyby dzieła stwarzane przez jednostki. Bowiem te dzieła i sieć powiązań między nimi określają mapę świata duchowego. Jest to więc świat konkretów i zarazem świat skazany na niedoskonałość, niedostateczność, niezupełność.

Kogo interesuje tylko uniwersalność idei, jej wszechobowiązująca moc i wszechobecny wpływ, kogo nie przekonuje wizja Prawdy poznawanej zawsze pośrednio, zawsze przez konkret, zawsze nie do końca na skutek przyrodzonej człowiekowi ułomności oraz na skutek tego, że mamy do czynienia tylko z realizacjami jednostkowymi, a nigdy ze wzorami, zawsze z tym, co niepowtarzalne, a więc nie z tym, co uniwersalnie obowiązujące, ten ze światem duchowym nie może nawiązać kontaktu.

Wolność ucieczki od świata?

Jeżeli jednak wolność jednostki jest sprawą tak ważną, jeżeli gotowi jesteśmy mówić o konkretnym charakterze świata duchowego, jeżeli wszelkie do niego podróże i wszystkie kontakty w jego ramach odbywają się zawsze poprzez konkret, poprzez konkretne dzieło, które z kolei zawsze jest przez swoją konkretność ograniczone, niepełne, ułomne, którego konkretność nieuchronnie stwarza dla uniwersalności barierę nie do przebycia, jeżeli jest tak, to dlaczego korzystając z konkretności, żywiąc się nią i ciesząc, jednocześnie chcemy się jej wyzbyć, zrzucić z siebie jak niepotrzebne okrycie przeszkadzające nam w podróży do absolutu uniwersalnego, do Prawdy?

Zbliżając się do Prawdy, ludzie pneumatikos upodobniają się do siebie, odległość między nimi ulega zmniejszeniu, porozumienie ma krótszą drogę do przebycia, mniej jest zatem przeszkód i mniejsze ryzyko zakłóceń. Czyżby pewien spirytualizm, a nawet spirytualizm (lub pneumatyzm) o gnostycznym charakterze był dla myślenia o świecie duchowym nieunikniony? Czy rzeczywiście jest tak, jak wielokrotnie wspominali filozofowie, że im poznanie bardziej pewne, tym bardziej puste? Czy wolność ducha ma się sprowadzać do wolności ucieczki od świata? Czy świat duchowy jest dla jednostki właśnie azylem, schronieniem przed obciążeniami konkretnością, doraźnością, nieuchronną ułomnością?

Świat duchowy nie jest takim azylem, a problemy wynikające z powyższych pytań są w znacznej mierze pozorne. Wszystko zależy od stosunku do przyrodzonej ułomności ludzkiej natury, a dla chrześcijanina od stosunku do grzechu pierworodnego. Jeżeli ułomność przyrodzoną jednostki uważamy tylko za obciążenie, to pytania powyższe mają sens, jeżeli także za szansę, to należy postawić pytania odmienne.

Wiadomo, że dopiero idea grzechu pierworodnego pojmowanego nie jako jednorazowe historyczno-symboliczne zdarzenie, lecz jako stan, wprowadza dramat do historii. W przeciwnym razie chrześcijańska wizja historii byłaby nieskończenie nudna: wysiłki ludzkie polegałyby na wypełnieniu z góry przygotowanego planu, a jedynym przedmiotem ciekawości byłoby przewidzenie lub raczej odgadnięcie szczegółów tego planu, a zatem odgadnięcie przyszłości. Zniknęłaby różnica między tymi, którzy chcą znać przyszłość, a tymi, którzy chcą ją tworzyć.

Nie ucieczka więc od ułomności, ale przekształcenie jej w szansę – jak dobrze rozumiał to Gombrowicz, nie ucieczka od konkretności, od nieuchronnego zanurzenia w szczególe, w niepowtarzalnym szczególe, ale stworzenie języka, który umożliwi porozumiewanie się niepowtarzalnych szczegółów. Sytuacja jednostki, jej zamysł wykorzystania własnej wolności bez ślamazarnej lub melancholijnej ucieczki od świata, stanowi wyzwanie w stosunku do logiki racjonalizmu, wobec zasady sprzeczności. Na wyzwanie języka, w ramach którego – jak wiadomo – porozumienie intersubiektywne nie jest w pełni możliwe, wszelka istotna twórczość: dzieło jednostek, odpowiada przekonaniem, że do porozumienia dochodzi właśnie w świecie duchowym; na wyzwanie logiki pragnącej w morzu niepewności odnaleźć to, co pewne, odpowiada przekonaniem, że nie taka pewność jest ważna, lecz taka, którą uzyskujemy dzięki błyskowi światła, dzięki intuicji zarzuconej na drugi brzeg. Na wyzwanie egzystencjalne, na wszystkie te „rzucenia w świat” i poczucia samotności, odpowiada przytoczeniem niewątpliwych faktów świadczących o tym, że tylekroć udawało się duchowi ludzkiemu samotność przezwyciężyć.

W ostatecznym rachunku będzie to zawsze problem rozumienia ludzkiej wolności, problem rozumienia tego, po co człowiekowi dano wolną wolę. Dla jednych wolność jest wprawdzie przywilejem, ale i ciężarem, źródłem niezliczonych tragedii. Kto tak myśli, ten często ma skłonność zdjąć z nich choćby część ciężaru i ograniczyć ich wolność. Jakże często sadystyczny pesymizm kryje się poza optymistycznym racjonalizmem lewicowo-rewolucyjnych poglądów! Wolność bywa także rozumiana jako kondycja, jako sytuacja, której się nie ocenia, nad którą się nie lamentuje, ale która także nie cieszy.

Krytycy wolności patrzą na życie społeczne i na życie jednostek, obserwują i notują. Najbardziej inteligentni doprowadzili do ukształtowania liberalnej wizji świata i liberalnego porządku politycznego. Rozumowali mniej więcej tak – wolność jest przyrodzonym stanem człowieka, wolności nie należy ograniczać, bo tylko wolny człowiek potrafi możliwie najlepiej myśleć i produkować. Kiedy jednak przyjrzeć się społeczeństwu, to widać, że jednostki tracą wiele wysiłku na niepotrzebne spory i konflikty, niepotrzebne refleksje i złudzenia. Dobra organizacja życia publicznego, a pośrednio i prywatnego, może wiele z tych przeszkód, z tych ograniczeń jednostkowej wolności wyeliminować.

Takiemu pojmowaniu wolności negatywnej, wolności od ograniczeń i przymusów przeciwstawić należy ideę wolności wykorzystanej. Wolność nie jest stanem, lecz wyzwaniem, nie jesteśmy wolni, lecz bywamy wolni, wtedy, kiedy wolność naszą realizujemy. Nie ma wolności bez jej wykorzystania. Jest ona wyzwaniem dla ducha, jest rzeczywista tylko wtedy, kiedy dzięki niej coś powstaje. Ujawnia się nie w obronie, w ucieczce, w tragedii, lecz istnieje tylko wtedy, kiedy istnieje pozytywność. Wolność to ani uświadomiona konieczność, ani umiejętność zręcznego posługiwania się prawami rządzącymi światem materii bądź światem społecznym. W tym sensie wolna może być tylko jednostka, a w każdym razie sensownie wypowiadać się możemy tylko o wykorzystaniu wolności przez jednostkę.

Wolność zostaje wykorzystana zawsze w świecie duchowym, bowiem jest ona wtedy twórczością, a więc nawiązywaniem porozumienia. Jednak wolność wykorzystana nie unicestwia przyrodzonej człowiekowi ułomności, a tylko stanowi jej przezwyciężenie tym trwalsze, im silniej umieszczone w sieci porozumień duchowych, ale nigdy całkowite ani ostateczne. Twórczość pojmowana jako rezultat wykorzystania wolności oznacza więc częściowo choćby udaną podróż do rzeczywistości duchowej. Grzech pierworodny czy też przyrodzoną ułomność człowieka należy zatem uważać za ograniczenie, porażenie czy nawet atrofię zmysłu rzeczywistości.

Czytaj więcej

Czym jest dusza rosyjska

Na miarę wymagań absolutnych

Porządkując, można powiedzieć tyle: dla romantyka ułomności człowieka powodują, iż praca staje się obowiązkiem. Celem tej pracy jest dotarcie do świata duchowego, niezbędnym warunkiem jest domniemanie Prawdy lub po prostu wiara w Prawdę, Boga. Ponieważ interesują mnie nie tyle epistemologiczne czy teologiczne konsekwencje przedstawionych po wyżej uwag, ile ich konsekwencje dla życia duchowego i politycznego, nie będę się wdawał w rozważanie szczegółów podróży do świata duchowego, sposobów na pobudzenie, uaktywnienie zmysłu rzeczywistości duchowej. Dla romantyka jedynym podmiotem dokonującym pracy, który może wykorzystać wolność, który jest zdolny do twórczości, który wreszcie dysponuje zmysłem rzeczywistości duchowej, jest jednostka. Uwarunkowania historyczne, społeczne, polityczne wpływają bez wątpienia na treść tworzonych przez jednostkę dzieł, lecz wpływ ten ma charakter zewnętrzny, powierzchowny i tym bardziej zewnętrzny i powierzchowny, im większa praca została dokonana. Praca wprawdzie nie jest podejmowana w celu oderwania się od takich wpływów, lecz w sferze duchowej wpływ nieduchowych uwarunkowań jest widoczny tylko w kształtach zewnętrznych.

Romantyzm w pierwszej połowie XIX wieku dostrzegał widoczne już wyraźnie lub jeszcze ukryte zagrożenia wynikające z takiego pojmowania jednostki. Próbował udowodnić, że jedynym kierunkiem gwarantującym rozwój kultury, a wskutek tego rozwój życia publicznego, stwarzającym szansę na realizację podstawowych wartości, jest elitarystyczny indywidualizm. Nie dlatego, że jest to postawa najlepiej dopasowana do wymagań nowożytności, ani dlatego, że dzięki niej możliwy jest banalny humanizm, ani dlatego, że broni przed powabami i negatywnymi skutkami scjentyzmu, ani dlatego, że zaspokaja artystowskie potrzeby i gusta, sprzyja wycieczkom w wysokie góry i łzawo-idealnym uczuciom, nie dlatego, że pociesza ludzi rozczarowanych surowymi wymaganiami życia, bo podsuwa im mesjanistyczne i millenarystyczne rojenia, nie dlatego, że spirytualistyczne mętniactwo zamazuje realne wymiary problemów stojących przed ludźmi i przed społeczeństwami, nie dlatego, że praca jest radością, heroizm naturalnym odruchem człowieka, a czyste uczucia stają się stałą formą odniesienia do bliźniego – lecz dlatego, że jedynie romantyzm, ten elitarystyczny indywidualizm zna i przedstawia związki między jednostką, jej wolnością, światem duchowym i Prawdą, takimi, jakie one są, takimi w każdym razie, jakie mogą być, jakie są na miarę człowieka, ale i na miarę wymagań absolutnych.

Fragment książki Marcina Króla „Podróż romantyczna”, która ukazała się w sierpniu nakładem wydawnictwa Iskry, Warszawa 2024 Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Marcin Król był współzałożycielem i redaktorem naczelnym pisma „Res Publica”, następnie „Res Publica Nowa”. Przez wiele lat współpracował z „Tygodnikiem Powszechnym”. Był publicystą, filozofem polityki, historykiem idei. Działał w opozycji, był zaangażowany w prace stowarzyszenia „Dziekania”, wchodził w skład Komitetu Obywatelskiego. Promował myśl konserwatywną, krytycznie oceniał sposób transformacji Polski po upadku komunizmu.

Kim więc jest romantyk? Dlaczego sądzi, że to jego właśnie metoda poznania świata duchowego stwarza największe szanse umysłowe i artystyczne, i zarazem zabezpiecza przed skrajnościami absolutyzmu i relatywizmu, religijnego panspirytualizmu i liberalno-prawnego formalizmu?

Wszystko zaczyna się od zgody na świat. Kiedy wyrażam tę zgodę, kiedy stosuję wobec najrozmaitszych objawów, fenomenów, rzeczy na mnie napierających, ludzi mnie otaczających, spraw mnie obchodzących odruch bądź zasadę dobrej woli, wówczas wyrażam zgodę na świat. Nie dlatego ją wyrażam, że jest on rozumny, nie dlatego, że przeniknąłem wielką grę historii i znam jej zakończenie. Jak łatwo bowiem wygrać, jeżeli się zna z góry rozkład kart, jeżeli się oswoiło sowę Minerwy. Romantyk nie jest więc heglistą, mimo że historia jest dla niego ważnym źródłem kryteriów poznawczych.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku