Data 24 sierpnia 1814 roku na stałe zapisała się w annałach historii. Bitwa pod Bladensburgiem, poprzedzająca spalenie (przez Brytyjczyków – red.) Waszyngtonu i Białego Domu, stała się bolesnym symbolem. Był to zaiste jeden z największych pogromów w historii Stanów Zjednoczonych, wydarzenie wstydliwe i żałosne. Przedstawiona tu relacja wiernie odzwierciedla wydarzenia tamtego dnia: linia obrony całkowicie się załamała, a żołnierze w panice uciekali przed nadciągającym przeciwnikiem.
Weterani tamtych wydarzeń przez wiele kolejnych lat debatowali nad licznymi powodami porażki. Nieudolne dowództwo, niewłaściwe przygotowanie, niewystarczające siły – podczas dyskusji przywoływano najbardziej typowe tłumaczenia. Ale największym problemem armii amerykańskiej (niemającej zbyt wielu okazji do walki od czasu wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych), były niesławne, boleśnie zawodne muszkiety wręczane piechurom. W dodatku, jeśli doszło do uszkodzenia, naprawa sprzętu była piekielnie trudnym wyzwaniem.
Czytaj więcej
Małżeństwo Michała i Elżbiety Skotnickich, potomka starego szlacheckiego rodu z córką mieszczanina, opierało się ówczesnym konwenansom. Można się domyślać, że ich wieloletnia podróż do Włoch była wyrazem chęci symbolicznej legitymizacji związku. Przyniosła także doniosłe skutki artystyczne - mówi prof. Mikołaj Getka-Kenig, dyrektor Muzeum Zamkowego w Sandomierzu.
Bez zamienników
W sytuacji kiedy jakaś część karabinu zawiodła, kowal musiał ręcznie wykuć jej zamiennik, co w połączeniu z nieuchronnym ciągiem nawarstwiających się usterek, mogło zająć nawet kilka dni. Oznaczało to, że żołnierz ruszywszy do bitwy bez działającej broni miał trzy wyjścia: odebrać muszkiet któremuś z poległych, postarać się coś ugrać z tym, co miał w ręku lub postąpić jak młodzieniec z pułku Sterretta i dać nogę.
Problem z dostępnością broni miał dwojaką naturę. W armii amerykańskiej powszechnie używano wówczas gładkolufowego karabinu skałkowego bazującego na francuskim modelu Charleville. Stany Zjednoczone, od niedawna cieszące się niepodległością, zaimportowały tę broń bezpośrednio z Francji; następnie uzyskano zgodę na jej masową produkcję w nowej rządowej zbrojowni w Springfield w stanie Massachusetts. Generalnie oba modele działały, choć trzeba zaznaczyć, że wszystkie karabiny skałkowe miewały problem z odpaleniem ładunku, nie wspominając o prostych usterkach typowych dla broni wykonywanej ręcznie, a wynikających z bezustannej eksploatacji: przegrzewały się, w lufach odkładał się osad prochowy, a każda część metalowa mogła pęknąć, urwać się, wygiąć, odkręcić lub po prostu się zapodziać.