Skotniccy to ród rycerski o XII-wiecznym rodowodzie. Czy najstarszy taki w Polsce? W Skotnikach jest tablica, która mówi o 30 pokoleniach Skotnickich, którzy urodzili się w dworze.
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że jeżeli mówimy o Skotnickich ze Skotnik herbu Bogoria, to mamy na myśli ród szlachecki, który ukształtował swoją specyficzną tożsamość poprzez przyjęcie tego nazwiska w połowie XV w. Skotniccy wywodzili się jednak z rodu Bogoriów, który dał początek również innym rodom, np. Mokronoskim lub Mokronowskim, między XVII a XIX w. właścicielom Grodziska Mazowieckiego. Byli więc początkowo jedną z linii rodu Bogoriów, wyróżniającą się jednak tym, że noszącą nazwisko od jednej z najstarszych posiadłości w rękach Bogoriów zapewne od końca XII w.
Herb Skotnickich to jeden z najstarszych polskich herbów. Jaka jest jego legenda?
Herb Bogoria, czyli dwa odwrócone do siebie ostrza strzał w czerwonym polu, z pewnością należy do starszych herbów polskiego rycerstwa. Jego pierwsze wizerunki pochodzą z pierwszej połowy XIV w. Legenda herbowa oczywiście przesuwa jego początki o wiele wcześniej niż nawet najstarsze źródła poświadczające istnienie rodu Bogoriów, bowiem aż do czasów Bolesława Szczodrego (panował w latach 1058–1079). Władca miał bowiem docenić męstwo rycerza zwanego Bogorią – jest to postać fikcyjna, przynajmniej w świetle aktualnych badań – wyjmując mu z ciała złamane strzały.
Najwybitniejsi przedstawiciele w średniowieczu?
Najbardziej znanym przedstawicielem całego rodu Bogoriów był Jarosław ze Skotnik. Ten arcybiskup gnieźnieński zasłynął jako jeden z najważniejszych doradców Kazimierza Wielkiego, wybitny prawnik i polityk, jak również inicjator wielu przedsięwzięć architektonicznych. Z jego inicjatywy powstała m.in. gotycka katedra w Gnieźnie oraz kilka kolegiat. Sam konsekrował również nową gotycką katedrę na Wawelu. Budował także zamki w dobrach arcybiskupich. Można go też uznawać za współtwórcę Uniwersytetu Krakowskiego (sam był absolwentem Uniwersytetu Bolońskiego). Ważną pamiątką po abp. Jarosławie jest dobrze zachowany kościół w Skotnikach. Nie można też jednak zapomnieć o jego przodku Mikołaju Bogorii, który był komesem (czyli zarządcą prowincji) Kazimierza Sprawiedliwego i fundatorem klasztoru cystersów w Koprzywnicy koło Sandomierza w 1185 r. Istotnym członkiem rodu był także inny Mikołaj, kasztelan wiślicki, a następnie marszałek Królestwa za panowania Jagiełły. Miał on swój udział w wyborze Jadwigi na tron polski, a następnie zawiązaniu unii polsko-litewskiej. Według genealogów późniejsi Skotniccy herbu Bogoria mieli pochodzić od brata arcybiskupa Jarosława – również Mikołaja, wojewody krakowskiego, ważnego dyplomaty w służbie Kazimierza Wielkiego, m.in. uczestnika słynnego zjazdu w Wyszehradzie.
Potem rola rodu zaczynała się zmniejszać, ale np. w czasie II wojny światowej złożył on wielką daninę krwi.
Przede wszystkim trzeba podkreślić, że spadek politycznego i ekonomicznego znaczenia Bogoriów u schyłku średniowiecza był całkiem normalnym procesem w polskich warunkach. Nowożytna magnateria z terenu Małopolski i Wielkopolski, a więc takie rody, jak np. Lubomirscy, Potoccy czy Zamoyscy, w znacznej mierze nie wywodziła się z piastowskiego możnowładztwa. Potomkowie dawnych komesów i palatynów, którzy przechodzili do grona średniej szlachty, nie byli ewenementem. Skotniccy pamiętali jednak o dawnej pozycji i sławie, czego dobrym świadectwem używana przez nich na przełomie XVIII i XIX w. korona hrabiowska na portretach i nagrobkach, będąca odwołaniem do tytułu komesa, którym był Mikołaj z Bogorii, pierwsza historyczna postać w rodzie Bogoriów. Taka korona pojawiła się również na nagrobku Michała Skotnickiego na Wawelu; obecnie w dość zdeformowanym kształcie, bez charakterystycznych dziewięciu „pałek”.
Na początku XVI w. Marcin Skotnicki był kasztelanem zawichojskim, z tej racji należał do sygnatariuszy konstytucji Nihil Novi. W połowie XVII w. Krzysztof Skotnicki był towarzyszem podróży edukacyjnej, wczesnej formy grand touru, braci Sobieskich: Marka i Jana, późniejszego króla, z czego można wnioskować, że jego najbliższa rodzina musiała być blisko związana z tym magnackim rodem. W XVIII w. Skotniccy zajmowali stanowiska typowe dla lokalnej szlachty jako tzw. urzędnicy ziemscy, posłowali również na sejmy, dwóch z nich, w tym ojciec Michała, miało również order Świętego Stanisława, przyznawany przez Stanisława Augusta lokalnym liderom szlacheckim. Byli także aktywni w służbie kościelnej, np. w końcu XVII w. Tomasz Skotnicki jako biskup pomocniczy chełmiński, a Krzysztof – opat cystersów w Koprzywnicy. W XIX w. i na początku XX w. Skotniccy ze Skotnik utrzymali tę pozycję, odgrywając istotną rolę w środowisku ziemiańskim okolic Sandomierza. Jeden z właścicieli Skotnik z początku XX w. pełnił nawet funkcję prezesa gubernialnej dyrekcji Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, kluczowej instytucji wspierającej rozwój rolnictwa w Królestwie Polskim.
II wojna światowa faktycznie tragicznie zaznaczyła się w historii tej rodziny – poczynając od gen. Stanisława Grzmota-Skotnickiego, który poległ jeszcze w trakcie kampanii wrześniowej, a skończywszy na jego bracie Maksymilianie, właścicielu Skotnik, który zmarł w oflagu pod sam koniec wojny. Kilku ich bliskich krewnych straciło w tym okresie życie w obozach koncentracyjnych w wyniku rozstrzelania za udział w konspiracji bądź w trakcie walk powstania warszawskiego. Dodajmy, że żona ostatniego właściciela, Maria z Knothe’ów, która prowadziła majątek Skotniki podczas okupacji, pełniła funkcję zastępcy dowódcy Wojskowej Służby Kobiet AK Okręgu Radom–Kielce.
Jakie były losy Skotnik po wojnie?
Majątek został upaństwowiony na mocy dekretu PKWN o reformie rolnej. Na tej podstawie Skotniccy mieli również zakaz zbliżania się do majątku. Właściciele jednak już wcześniej go opuścili ze względu na ofensywę sowiecką. Znaczna część wyposażenia dworskiego znalazła się w tej sytuacji pod opieką okolicznych chłopów, którzy po okresie stalinowskim zwrócili te przedmioty Skotnickim (to się zdarzało, choć nie było normą). Zachowanie mieszkańców wobec rodziny w tym trudnym czasie zasługuje na szacunek. Sam dwór wraz z parkiem i zabudowaniami gospodarczymi został administracyjnie wydzielony z całego majątku i przeznaczony m.in. na szkołę, a następnie bibliotekę, przychodnię oraz przedszkole. Równocześnie pozostawał w kręgu zainteresowania lokalnych władz konserwatorskich, które wysoko oceniały wartość historyczną tego obiektu z przełomu XVII i XVIII w. Niestety, w latach 60. we dworze wybuchł pożar, który zniszczył dach i wnętrza. Gruntowna restauracja nastąpiła dopiero po kilku latach, kiedy właścicielem obiektu stała się sandomierska huta szkła. Nie był to odosobniony przypadek w PRL, aby dawne rezydencje ziemiańskie przekazywać zakładom przemysłowym. Pod koniec epoki komunizmu dwór trafił jednak w ręce gminy Samborzec, która ponownie umieściła w nim szkołę.
Kiedy ród wrócił na ojcowiznę?
W 1997 r. Chciałbym jednak zauważyć, że trudno mówić o rodzie jako właścicielu jakiegoś majątku (czy w tym przypadku dworu), bo to zawsze są konkretne osoby. W tym przypadku dwór zwrócono Maksymilianowi Skotnickiemu, synowi ostatniego prywatnego właściciela, też Maksymiliana. Przypuszczam, że w odzyskaniu tego historycznie najcenniejszego skrawka dawnych dóbr wielce pomogło to, że stanowił on już wówczas własność gminy. Gdyby należał do przedsiębiorstwa państwowego, nie byłoby to takie proste. Do zwrotu doszło dzięki życzliwości lokalnej społeczności, dobrze wspominającej rodzinę. Obecnie dwór stanowi własność synów Maksymiliana, czyli Michała i Maksymiliana Skotnickich. Nie jest co prawda zamieszkiwany, ale w okresie letnim bywa miejscem rozmaitych wydarzeń kulturalnych, wystaw, koncertów czy pokazów filmowych, które ściągają tutaj również turystów z Sandomierza. Jest to dobry przykład współpracy z lokalnymi stowarzyszeniami promującymi region.
Kim są Skotniccy dziś? Czy są kontynuacją tamtej linii Michała i jego żony z Laśkiewiczów?
Współcześni Skotniccy ze Skotnik są potomkami jeszcze innego Maksymiliana, który był kuzynem „naszego” Michała. Zachowali pamięć o Michale i Elżbiecie, do dziś w zbiorach właścicieli dworu zachowały się np. dwa meble, które według tradycji miały należeć do Michała; jeden z nich – sekreterę – pokazaliśmy na wystawie. Wciąż kolekcjonują również pamiątki po tej wyjątkowej parze. Warto jednak podkreślić, że nie jest to rodzina, która żyje tylko przeszłością. Wręcz przeciwnie, wspomniany Michał Skotnicki, starszy syn Maksymiliana i aktualny współwłaściciel dworu skotnickiego, jest przykładem osobistego sukcesu na niwie gospodarczej, którego nie zawdzięcza przodkom, ale własnej pracy. Trudno tutaj też mówić o powrocie do dawnego znaczenia rodziny, która przez ostatnie kilkaset lat skupiała się raczej na budowaniu pozycji w lokalnym, podsandomierskim środowisku, gdyż jest to raczej wyznaczanie nowych horyzontów. Skotnicki jako wieloletni prezes jednej ze znaczących polskich firm działających na rynku nieruchomości może się już poszczycić znacznym osobistym wkładem w nowoczesny rozwój Warszawy pierwszych dekad XXI w. Młodszy ze współwłaścicieli dworu – Maksymilian – jest aktywnym architektem.
Pomagali w przygotowaniu wystawy?
Jak najbardziej. Wypożyczyli na wystawę autoportret Michała, miniaturę z portretem Elżbiety, wspomnianą sekreterę, jak również kilka dokumentów, w tym dyplom potwierdzenia szlachectwa dla Maksymiliana. Sfinansowali również w połowie druk katalogu wystawy. Widać, że to dziedzictwo jest dla nich bardzo ważne.
Sandomierszczyzna to ziemia jednego z ważnych polskich książąt: Henryka. Jaka była waga jego postaci w polskiej historii?
Henryk Sandomierski był jednym z synów Bolesława Krzywoustego, a więc należał do pierwszego pokolenia Piastów okresu rozbicia dzielnicowego, czyli w tym czasie, kiedy zaczyna się historia rodu Bogoriów. Henryk był też twórcą księstwa sandomierskiego, choć jego następcy łączyli potem władzę w Sandomierzu z tronem książąt krakowskich. W historii kultury zapisał się jako hojny fundator. Dzięki niemu miała powstać m.in. kolegiata w Opatowie oraz nieistniejąca obecnie romańska kolegiata w Wiślicy. Według jednej z hipotez Henryk Sandomierski został ukazany (obok brata Kazimierza i jego najbliższych) na tzw. płycie orantów w Wiślicy, jednym z najcenniejszych zabytków sztuki romańskiej w Polsce. Bodaj najlepiej kojarzony jest jednak jako uczestnik wypraw krzyżowych, z którymi zresztą wiąże się jego pobożne fundacje.
Był w istocie krzyżowcem?
Według Jana Długosza Henryk Sandomierski udał się do Ziemi Świętej w 1154 r. Wyruszył tam wraz z zastępem polskich rycerzy, wpierw nawiedzając Grób Pański, a następnie uczestnicząc w zmaganiach wojennych króla Jerozolimy Baldwina III z Arabami. Miał tam spędzić około roku. Istnieje też domniemanie, że nie był to pierwszy pobyt Henryka w Palestynie, gdyż już w 1147 r. mógł wziąć udział w krucjacie.
Są na to jakieś dowody?
Podstawowym źródłem co do udziału Henryka w wyprawie z 1154 r. są „Roczniki” Jana Długosza. Jak dotąd nie podważano tego przekazu. Natomiast teza o wyprawie z 1147 r. opiera się na niejednoznacznej wzmiance w bizantyńskiej kronice Joannesa Kinnamosa, według której jednym z krzyżowców był jakiś król Lechitów. Powiązanie tej postaci z Henrykiem jest przedmiotem dyskusji wśród historyków. Warto jeszcze dodać, że na terenie dawnego księstwa sandomierskiego (w tym w Sandomierzu) zachowało się kilka dość wyjątkowych płyt nagrobnych z wizerunkiem miecza. Według tradycji miały to być nagrobki rycerzy Henryka, którzy powrócili z wyprawy krzyżowej. Według Długosza wielu z nich zmarło w trakcie pobytu w Palestynie zarówno w walkach z Saracenami, jak i z powodu klimatu.
Czemu to istotne, strategicznie położone miasto na skrzyżowaniu szlaków handlowych nie odegrało ważniejszej roli w polskiej historii?
Sandomierz odgrywał ważną rolę w polskiej historii zarówno politycznej, jak i gospodarczej i kulturalnej, ale w dobie średniowiecza. Był wówczas drugim najważniejszym ośrodkiem w Małopolsce. Wraz z unią polsko-litewską rola Sandomierza wręcz się umocniła ze względu na jego położenie na trasie z Krakowa do Wilna. Tutejszy zamek był jedną z ulubionych rezydencji Władysława Jagiełły. Równocześnie jednak unia polsko-litewska walnie przyczyniła się do tego, że Sandomierzowi wyrosła poważna konkurencja pod postacią Lublina zarówno jako rezydencji królewskiej, bliższej Litwie i ziemiom ruskim, a później również siedziby trybunału koronnego. Z kolei w obrębie ukształtowanego w XVI w. województwa sandomierskiego o wiele większą rolę zaczął odgrywać Radom ze względu na bliskość Warszawy. Od zachodu takim ośrodkiem było zaś biskupie miasto Kielce, wokół którego już w epoce przedrozbiorowej rozwijały się zakłady górnicze i hutnicze.
Ten stopniowy upadek Sandomierza dał o sobie w pełni znać już po upadku Rzeczypospolitej i unieważnieniu odwiecznych podziałów administracyjnych. W Księstwie Warszawskim Sandomierz znalazł się w departamencie radomskim. Potem w Królestwie Polskim reaktywowano co prawda województwo sandomierskie, ale z Radomiem jako stolicą. Istniała wciąż regionalna tożsamość sandomierska – nie chodziło jednak o samo miasto, lecz Sandomierszczyznę jako charakterystyczny obszar o swojej długiej historii. W XX w. miejsce Radomia jako dominującego ośrodka administracyjnego zajęły Kielce i tak jest do dziś, z krótkim, kilkudziesięcioletnim okresem województwa tarnobrzeskiego, kiedy Sandomierz odgrywał rolę swego rodzaju drugiej stolicy tego dość małego województwa.
To miasto wybitnych ludzi. Kogo warto wspomnieć?
Trudno się z tym nie zgodzić, mając na myśli nie tylko tych, co się w nim urodzili bądź zmarli, ale również tych, którzy związali z nim przynajmniej część swojego życia. Nie licząc monarchów z dynastii Piastów i Jagiellonów, którzy często tutaj rezydowali, w średniowieczu z Sandomierzem związany był zarówno kard. Zbigniew Oleśnicki, który tutaj umarł, jak i Zawisza Czarny, urodzony w pobliskim Garbowie. W dobie renesansu w Sandomierzu przyszedł na świat wybitny muzyk Mikołaj Gomółka. Przeszło pół wieku później urodził się tutaj również kanclerz Jerzy Ossoliński. W czasach nam bliższych nie można zapomnieć o Jarosławie Iwaszkiewiczu, który czuł silną więź z Sandomierzem, często go odwiedzając. Sandomierskie korzenie ma również pisarz Wiesław Myśliwski, urodzony w podsandomierskich Dwikozach.
Michał Skotnicki na portrecie pędzla François-Xaviera Fabre’a
Pracownia Fotograficzna MNK