Przedstawiony przez Władysława Kosiniaka-Kamysza projekt ustawy o wychowaniu patriotycznym wzbudził kontrowersje i krytykę ze strony koalicjantów. Zwłaszcza lewicy, która wydaje się być uczulona na słowo „patriotyzm”. Bardzo się temu nie dziwię; to naturalna reakcja na reminiscencję państwa PiS, które próbowało zawłaszczyć siatkę tradycyjnych pojęć na potrzeby swojego planu politycznego. W projekcie Jarosława Kaczyńskiego kategorie patriotyzmu, ojczyzny, sprawy narodowej, historii miały być atrybutami wyłącznie prawicowej tożsamości. Co więcej, polityczna władza miała mieć monopol na wypełnianie ich znaczeniem. W tym sensie patriotyczne było to, co za patriotyczne uznawał lider PiS; historia miała być funkcją narracji narodowej, miłość do ojczyzny łączyć naturalnie z tradycją katolicką i konserwatywną, słuszny nacjonalizm spierać się z niesłusznymi internacjonalizmem i kosmopolityzmem, a liberalizm i lewicowość stać się synonimem zdrady.
Czytaj więcej
Wizja zagłady, którą grozi Kreml, wywodzi się z Biblii i niekoniecznie musi się ziścić.
Schematy te, rzecz jasna, tyleż irytowały, co graniczyły ze śmiesznością, by wspomnieć choćby obłędny, kompletnie wyzuty z krytycyzmu kult żołnierzy wyklętych. Natomiast mniej śmieszne było to, że patriotyczny projekt Kaczyńskiego był główną trajektorią wydawania pieniędzy publicznych: na nowe instytucje, projekty kulturalne czy zagospodarowanie przestrzeni publicznej. Dla politycznego sporu tragiczne było zaś to, że przeciwników stygmatyzowano jako permanentnych zdrajców, antypatriotów czy ludzi działających na rzecz interesów obcych, by wspomnieć obrzydliwą kampanię „für Deutschland” wymierzoną w Donalda Tuska. Cóż, zapewne podjęta przez partię Prezesa operacja na języku nie doczeka się swojego LTI (Lingua Tertii Imperii – studium o języku Trzeciej Rzeszy autorstwa Victora Klemperera), ale też zostawiła trwałe ślady, które niektórzy będą odreagowywali latami.
Schematy te, rzecz jasna, tyleż irytowały, co graniczyły ze śmiesznością, by wspomnieć choćby obłędny, kompletnie wyzuty z krytycyzmu kult żołnierzy wyklętych.
Zamysł autorów projektu, który przedstawia Kosiniak-Kamysz, idzie w diametralnie inną stronę. Ma na celu – jak rozumiem – walkę z monopolem poprzedników; odzyskanie wyżej opisanych kategorii dla demokratów; co więcej, wypełnienie ich nową, zapewne mniej kategoryczną treścią. Bo przecież trzeba naprawdę złej woli, by się upierać, że tradycji, ojczyzny czy patriotyzmu nie da się pogodzić z postępem lub nowoczesnością. Nie powinny za to być wykorzystywane przeciw dobrym relacjom z sąsiadami, społecznej solidarności czy z zamysłem wykluczenia. Patriotyzm to nie pałka, którą tłucze się w łeb opozycję, tylko wierność sprawom ważnym dla wspólnoty. Można, a nawet trzeba rozumieć je na rożne sposoby.