Mariusz Cieślik: Trudno w Polsce lubić Niemców

Ponieważ nie możemy świętować sukcesów polskich piłkarzy na Euro, cieszmy się z tego, co mamy. Z porażki Niemców.

Publikacja: 12.07.2024 17:00

Mariusz Cieślik: Trudno w Polsce lubić Niemców

Foto: AFP

Ćwierćfinał Niemcy – Hiszpania to był najlepszy mecz Euro 2024. Co prawda piszę te słowa przed ostatecznym rozstrzygnięciem, ale nie sądzę, żeby to się zmieniło. Hiszpanie, którzy są chyba najlepszą drużyną świata, grali momentami porywająco. Bramka zdobyta w ostatniej minucie regulaminowego czasu i późniejsza odpowiedź Niemców, którzy byli bliscy wyrównania; zapaśniczy chwyt obrońcy Carvajala i czerwona kartka; ryzykowne zmiany trenera Hiszpanii – było tam wszystko, żeby stworzyć wielkie widowisko. Zapewne był to jeden z najlepszych meczów w historii Euro, który dodatkowo zwiastuje narodziny nowej generacji wielkich hiszpańskich piłkarzy z Nico Williamsem i Laminem Yamalem na czele. Tyle że przecież, umówmy się, nie jestem żadnym specjalistą od sportu, żeby tu państwa tym zanudzać.

Szczęśliwi z powodu porażki Niemców

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Historia literatury według Barbary Nowackiej

Tak się składa, że mecz oglądałem w towarzystwie ludzi młodszych o całą generację, ale jak najbardziej dorosłych. Na moją uwagę, że „Niemcy, niestety, bardzo dobrze grają” i mają szansę na zwycięstwo, natychmiast stałem się „pełnym uprzedzeń dziadersem”. Nie pomógł nawet cytat z „Twist again” zespołu Maćka Maleńczuka Homo Twist („nie dla mnie przyjaźń polsko-niemiecka/ja Niemców nienawidzę od dziecka”) i wyjaśnienia, że człowiek wychowywany na „Czterech pancernych i psie” czy Hansie Klossie nie może kibicować Niemcom. Zwłaszcza jeśli w swoim mieście wciąż potyka się o groby i pomniki. Ktoś o biografii podobnej do mojej doskonale rozumie dawnych żołnierzy Batalionu „Zośka”, którzy – wedle anegdoty (nie wiem czy prawdziwej) krążącej w Muzeum Powstania Warszawskiego na otwarciu muzeum przed 20 już laty – chcieli pokazać niemieckiemu prezydentowi gołe tyłki. Owszem, byłby to gest odbierający powagę historycznej uroczystości. A jednak zrozumiały i to, jak się okazuje, nie tylko dla mnie. Dociskani pytaniami przedstawiciele młodego pokolenia też w końcu przyznali, że cieszą się z porażki Niemców.

Trudno w Polsce lubić Niemców, zwłaszcza że oni sami nam tego nie ułatwiają. Szczędząc symbolicznych gestów, regularnie sprzymierzając się z Rosją i cały czas przypominając, że nasze miejsce jest gdzieś w drugim szeregu.

Niemcy przypominają nam, że nasze miejsce jest w drugim szeregu. Trudno ich lubić

Skądinąd jest to zresztą fenomen opisany naukowo. Stosowne badania psychologów omówił na tych samych łamach dwa tygodnie temu Łukasz Majchrzyk. Wynika z nich, że kibice cieszą się z porażek nielubianych przeciwników czasem nawet bardziej niż ze zwycięstw własnej drużyny. No ale, powiedzmy sobie jasno, większość z nas ucieszy się z przegranej Niemców w dowolnej dziedzinie. Na to też są stosowne badania, które swego czasu robił ośrodek IBRiS.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Nie ma Siary

Ale czy mamy jakieś wyjście? Czy przez fatalizm historii nie zostaliśmy przypadkiem na to skazani? Myślę, że dla większości Polaków niechęć (albo coś jeszcze mocniejszego) do Niemców to atawizm silniejszy niż jakiekolwiek pobudki rozumowe. Służę własnym przykładem. Niemiecki to język, który znam najlepiej; interesowałem się tamtejszą literaturą; za Odrą byłem wiele razy m.in. jako stypendysta Instytutu Goethego. A jednak w pamięci mi zostali nie moi sympatyczni niemieccy gospodarze, tylko chamska celniczka z czasów, kiedy jeszcze istniały granice. Spójrzmy zresztą na wydarzenia ostatnich dni. Co wzbudziło największe emocje polskiej opinii publicznej? Niemieckie pushbacki imigrantów odwożonych radiowozami przez policję; wizyta kanclerza Olafa Scholza, w którego propozycjach dotyczących reparacji trudno dopatrzyć się czegoś innego niż lekceważenia Polski; awantura o ekspozycję Muzeum II Wojny Światowej, z której usunięto ojca Kolbego, rodzinę Ulmów i rotmistrza Pileckiego. Owszem, to część wojny polsko-polskiej, ale jednak z Niemcami w tle. W końcu to bohaterowie mordowani i męczeni przez nich.

Trudno w Polsce lubić Niemców, zwłaszcza że oni sami nam tego nie ułatwiają. Szczędząc symbolicznych gestów, regularnie sprzymierzając się z Rosją i cały czas przypominając, że nasze miejsce jest gdzieś w drugim szeregu. A przecież my sami mamy coraz mniej kompleksów i widzimy się w europejskiej awangardzie.

Ćwierćfinał Niemcy – Hiszpania to był najlepszy mecz Euro 2024. Co prawda piszę te słowa przed ostatecznym rozstrzygnięciem, ale nie sądzę, żeby to się zmieniło. Hiszpanie, którzy są chyba najlepszą drużyną świata, grali momentami porywająco. Bramka zdobyta w ostatniej minucie regulaminowego czasu i późniejsza odpowiedź Niemców, którzy byli bliscy wyrównania; zapaśniczy chwyt obrońcy Carvajala i czerwona kartka; ryzykowne zmiany trenera Hiszpanii – było tam wszystko, żeby stworzyć wielkie widowisko. Zapewne był to jeden z najlepszych meczów w historii Euro, który dodatkowo zwiastuje narodziny nowej generacji wielkich hiszpańskich piłkarzy z Nico Williamsem i Laminem Yamalem na czele. Tyle że przecież, umówmy się, nie jestem żadnym specjalistą od sportu, żeby tu państwa tym zanudzać.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi