"Monarchowie mórz” to tyleż opowieść o przodkach dzisiejszych ośmiornic i kałamarnic, co o trudzie paleontologów, zmuszonych grzebać w skalnym rumoszu w poszukiwaniu odciśniętych okazów. To także praca o zmaganiach biologów, którym trudno śledzić głowonogi w ich naturalnym środowisku. To, jak zmieniały się te zwierzęta, począwszy od mięczaka w kambrze aż po formy dzisiejsze, składa się na fascynującą relację o ich dziejach.

O inteligencji głowonogów autorka pisze mało, wzmiankuje tylko, że pojedyncze osobniki opuszczają toń morską i wyłażą na plaże, jeśli tylko mogą zabrać trochę wody morskiej „do oddychania”. Znane są ucieczki ośmiornic z akwariów, by rurami przedostać się do oceanu, a także ten bodaj najbardziej bulwersujący przypadek, gdy ośmiornica przypełzła do turystów na plaży i złożyła im u stóp martwego kraba. W prezencie? Na powitanie?

Zmiany w oceanie przejawiające się ociepleniem wód, niedotlenieniem i zakwaszeniem wydają się nie zagrażać głowonogom. Znoszą je, a liczebność populacji rośnie, być może wskutek przełowienia ryb, głównych ich wrogów. Wyjątkiem są łodziki, przetrzebione z powodu muszli pozyskiwanych dla turystów, ale ogólnie rzecz biorąc, 800 gatunków głowonogów na tle ogólnej hekatomby zwierząt ma się dobrze. Czy byłyby w stanie wytworzyć własną cywilizację po zniknięciu ludzkości, na to książka już nie odpowiada.