Zawsze towarzyszyło mi przekonanie, że moi rodzice robią coś bardzo ważnego” – pisze autorka. „W naszym domu nie było podziału na sztukę i życie, świat dorosłych i świat dzieci”.

Maria Pinińska-Bereś (1931–1999) i Jerzy Bereś (1930–2012) byli rzeźbiarzami po krakowskiej ASP, w której studiowali u Xawerego Dunikowskiego. Oboje pochodzili z rodzin niezwiązanych ze sztuką. Jej – światowa i zamożna – uważała, że popełniła mezalians, poślubiając w 1957 r. chłopaka z Nowego Sącza. Poznali się w czasie egzaminu wstępnego, gdy rysowali studium z modela. Jej złamał się ołówek, kolega obok miał kozik, którym go zaostrzył. To był Jerzy. Zamieszkali w Krakowie w jednopokojowym mieszkaniu. Domowe życie koncentrowało się przy kuchennym stole. Przy śniadaniu opowiadali sobie zagadkowe, fantastyczne sny. „Teraz myślę, że zupełnie tego nie doceniałam, a to był przecież wyraz ich miłości. Dyskusje o sztuce w moim domu trwały dniami i nocami” – pisze córka pary. Wszędzie ją ze sobą zabierali. Jeździli razem na wakacje z ukochanym Brydżem, kerry blue terierem.

Czytaj więcej

„No, nie wiem...”: Mądrości zabawiacza

Goście, którzy pojawiali się w domu, interesowali się przede wszystkim pracami Beresia. „Z czasem ojciec zyskał pozycję cenionego, awangardowego i wielce kontrowersyjnego artysty, ale mama się tego nie doczekała”. „Początki twórczości mamy, teraz określanej mianem feministycznej, sięgają czasów, gdy to słowo jeszcze nie funkcjonowało”.

Jak dobrze, że ta książka powstała.