PiS, które ustawiło się na scenie politycznej jako głos ludu, po raz pierwszy tak wyraźnie będzie bowiem działać wbrew temu ludowi. Wchodzi w polityczną pułapkę, z której dobrego wyjścia nie ma.
Z sondażu jasno wynika, że wyborcy sprzeciwiają się dalszemu zaostrzeniu zakazu. Nie chce tego 68 proc. badanych. Tymczasem i tak zgodnie z obowiązującym prawem, bez żadnych nowelizacji, liczba handlowych niedziel będzie spadać. W roku wyborczym – 2019 – tylko w jedną niedzielę w miesiącu będzie można wybrać się do marketu czy galerii handlowej. W 2020 r. zakaz będzie całkowity, poza kilkoma wyjątkami.
Nie ma więc wątpliwości, że już w przyszłym roku utrudnienia w handlu będą dużo bardziej niż do tej pory bolesne dla wyborców. Ci zaś – sondaż jasno to pokazuje – są gotowi zaakceptować co najwyżej obecną wersję zakazu, czyli dwie niedziele bez zakupów. Co gorsza dla PiS, w tym tygodniu Sejm ma zająć się dalszym „uszczelnieniem" systemu.
Irytację wyborców ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego ma jak w banku. Na zaostrzanie przepisów nie godzi się 41 proc. badanych deklarujących sympatię do partii rządzącej. Nie chcą tego również wyborcy PSL. Dla mieszkających poza dużymi miastami ludzi niedzielne wyjazdy na zakupy są czasami głównym punktem dnia integrującym rodziny.
To pole politycznej bitwy – obejmujące wyborców PiS i PSL spoza metropolii – jest kluczowe. Jak pokazały wybory samorządowe, bastionem PiS stała się bowiem właśnie prowincja, miasta liczące do 50 tys. mieszkańców. Tam mobilizacja musi być pełna, jeśli PiS chce utrzymać rządy na kolejną kadencję. To oznacza, że nawet kilka punktów procentowych straconych we własnym elektoracie przez dalszą likwidację handlowych niedziel może być na wagę utraty władzy.