Jacek Dubois: Sędzia sygnalista. Brzmi jak oksymoron

Dziś to prawnicy najczęściej poddawani są społecznym ocenom moralnym, a przecież powinni być wzorcem z Sevres obywatelskich zachowań.

Publikacja: 07.08.2024 04:30

Jacek Dubois: Sędzia sygnalista. Brzmi jak oksymoron

Foto: Adobe Stock

Szefa prokuratorskiego „Archiwum X” Piotra Krupińskiego miałem okazję poznać na sali sądowej. Wygłosił jedno z najdłuższych przemówień oskarżycielskich, jakie słyszałem przez ponad trzydzieści lat zasiadania na ławach obrończych. Widać było, że lubił siebie słuchać. Dla podniesienia wagi wypowiadanych słów powtarzał je po kilka razy, dla wzmocnienia efektu robił długie przerwy, zawieszając głos, a w trakcie wystąpienia eskalował napięcie.

Te zabiegi mogły wywrzeć efekt na słuchaczach, gdyby nie drobny szczegół: to, co mówił, pozostawało w dość luźnym związku z realiami sprawy, a teatralne zabiegi mogą być uzupełnieniem wystąpienia sądowego, a nie jego esencją. Gdy w mowie obrończej poddałem krytyce prezentowane przez prokuratora teorie prawne, po zakończeniu rozprawy podszedł do mnie, sugerując, że nie powinienem przy przedstawicielach mediów tak go krytykować. Gdy spytałem, czy próbuje jako prokurator wywierać na mnie wpływ jako na obrońcę, narzucając mi określone zachowania i ograniczając prawo oskarżonego do obrony, szybko odszedł.

Czytaj więcej

Były szef KRS: Nie wierzę sygnaliście Giertycha, on chce uniknąć odpowiedzialności

Superprokurator odwołany

Przypomniałem sobie o tym, czytając, że ten prokurator, nazywany przez media „superprokuratorem”, został odwołany ze stanowiska. W środowisku obrońców karnych był postacią rozpoznawalną i krążyły plotki o jego niekonwencjonalnych zachowaniach. Opowiadano, jak wzywał po kilkudziesięciu świadków na tę samą godzinę, wiedząc, że nie ma szans ich przesłuchać, i jak biegał pomiędzy pokojami, zadając te same pytania. Po korytarzach sądowych krążyły opowieści, że gdy był niezadowolony ze sposobu procedowania sędziego w prowadzonej przez siebie sprawie wzywał tego sędziego jako świadka, by go w ten sposób z tej sprawy wyeliminować, czy jak przenosił podejrzanego z jednego zakładu do drugiego, opóźniając jednoczenie wydawanie widzenia rodzinie, by ta z nim nie mogła się zobaczyć. Taki człowiek nie powinien trafić na kierownicze stanowisko w prokuratorze, a jednak je sprawował przez wiele lat.

Podobne nadużywania prokuratorskiej władzy zdarzały się w ostatnich latach często, a obrońcy zdawali sobie sprawę, że pisanie skarg do przełożonych takich prokuratorów nie ma sensu, bo takie zachowania były systemowo akceptowane przez władze prokuratury.

Obecne odwołanie tego prokuratora jest dobrą jaskółką, ale jednocześnie tylko kroplą w morzu potrzeb, bo nie był on niechlubnym wyjątkiem, tylko jednym z trybów dawnego systemu. Nadal toczą się sprawy, w których prokuratura była wykorzystywana jako polityczne narzędzie. Oczywiste jest, że te sprawy nie pojawiły się znikąd i za ich wszczęciem stoją konkretni ludzie.

Obowiązkiem adwokatów jest informowanie o takich przypadkach resortu sprawiedliwości. Piszemy zatem dziesiątki skarg i dość przykre jest, gdy otrzymujemy odpowiedzi podpisywane przez ludzi dawnego systemu, a wręcz upokarzające – gdy w tych odpowiedziach otrzymujemy informacje, że skargi zostają przekazywane w celu rozpoznania do jednostek, na które są one składane.

Aktywność zawodowa łączy się z poczuciem celowości wykonywanej pracy, gdy zaś tę celowość przestaje się dostrzegać, może dojść do sytuacji, gdy na patologie się nie reaguje, uznając, że korespondencja z urzędem jest przysłowiowym pisaniem na Berdyczów.

Ciekawostką ostatnich dni jest pojawienie się nowego sygnalisty sędziego Arkadiusza Cichockiego. Najtrafniej na to zareagowała mecenas Beata Czechowicz, zastanawiając się, czy to nie oksymoron, bo jeśli ktoś został sędzią, to jaki mógłby mieć powód, żeby zostać sygnalistą. Wszak ten zawód powinny sprawować osoby nieskazitelnego charakteru, co wyklucza pole dla sygnalisty.

Żyjemy w niepojętej rzeczywistości, w której sędziowie oskarżani są o szpiegostwo, o wykradanie danych osobowych czy udział w grupie hejterskiej. Słyszymy opowieści, że w celu zdobycia podpisu poparcia pozwalającego aplikować do nielegalnej Krajowej Rady Sądownictwa najlepiej było przejść się korytarzami Ministerstwa Sprawiedliwości i poprosić o to delegowanych tam sędziów. Podobne zarzuty pojawiają się w mediach coraz częściej, a ich bohaterowie w wielu przypadkach nadal noszą togi i wydają wyroki w imieniu państwa.

Oni w tym zawodzie istnieli, PiS ich tylko wyeksponował

Za powyższą sytuację można oczywiście obciążać rząd PiS i polityków z Ministerstwa Sprawiedliwości. Tylko że to nie byłoby do końca uczciwe, bo prokurator Krupiński i jemu podobni nie zostali prokuratorami z mianowania PiS, ale byli nimi wcześniej. Przewodnicząca Trybunału Konstytucyjnego nie została stworzona przez PiS, tylko była wcześniej sędzią, podobnie sędzia Schmidt, Cichocki, Radzik czy Lasota. Oni w tym zawodzie już istnieli, a PiS tylko ich wyeksponował.

To zaś uświadamia, jak wymiar sprawiedliwości został przez lata zaniedbany i jak ważny jest w nim dobór kadr i jakie odpowiedzialne zadanie spoczywa obecnie na mecenasie Piotrze Girdwoynie, który został powołany na stanowisko dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Wspaniali obywatelscy sędziowie czy prokuratorzy swoją obecnością nie eliminują patologii w wymiarze sprawiedliwości, tylko są dla niej przeciwwagą.

Słuchając opowieści sygnalisty, dochodzę do smutnego wnioski, że politycy PiS mieli częściowo rację, gdy zdobywając władzę, twierdzili, że wymiar sprawiedliwości jest zainfekowany chorobą nowotworową. Ironia losu polegała na tym, że w trakcie zabiegów uzdrawiających próbowano usunąć zdrową tkankę i pozostawić jedynie zrakowaciałe obszary. Konsekwencją tego jest, że to prawnicy poddawani są obecnie najczęściej społecznym ocenom moralnym, podczas gdy to oni powinni być wzorcem z Sevres obywatelskich zachowań.

Autor jest adwokatem, sędzią Trybunału Stanu

Szefa prokuratorskiego „Archiwum X” Piotra Krupińskiego miałem okazję poznać na sali sądowej. Wygłosił jedno z najdłuższych przemówień oskarżycielskich, jakie słyszałem przez ponad trzydzieści lat zasiadania na ławach obrończych. Widać było, że lubił siebie słuchać. Dla podniesienia wagi wypowiadanych słów powtarzał je po kilka razy, dla wzmocnienia efektu robił długie przerwy, zawieszając głos, a w trakcie wystąpienia eskalował napięcie.

Pozostało 92% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Zarządzenie flotą może być przyjemnością
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian