Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa

Władza pod wpływem różnego rodzaju grup ideologicznie przeciwnych łowiectwu od kilku lat krok po kroku utrudnia wykonywanie polowań. Wystąpienie RPO do ministra klimatu i środowiska jest kolejnym tego przykładem.

Publikacja: 18.09.2024 04:31

Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa

Foto: Adobe Stock

Rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek zaapelował do minister klimatu i środowiska o zmianę przepisów prawa łowieckiego. Myśliwi wykonują bowiem zlecone im przez państwo zadanie – kontrolują wielkość populacji niektórych dziko żyjących zwierząt, przede wszystkim dzików, jeleni i saren. Ich redukcja jest konieczna, ponieważ tam, gdzie lasy nie są dzikimi puszczami, natura sama nie jest w stanie zapewnić utrzymanie tych populacji na poziomie odpowiednim z punktu widzenia potrzeb człowieka. Zaniechanie polowań na dziki w jednym tylko roku spowodowałoby trzykrotny wzrost ich liczebności. A to oznacza ogromny wzrost wyrządzanych przez nie szkód w lasach i uprawach rolnych, utrudnienie walki z afrykańskim pomorem świń, nie mówiąc już o intensyfikacji obserwowanej ostatnio inwazji tych zwierząt na obszary zurbanizowane.

Jak w Genewie?

Myślistwo jest jednym praktycznym sposobem na kontrolowanie populacji zwierząt dziko żyjących. Przede wszystkim dlatego, że zajmująca się tym grupa ludzi nie pobiera żadnego wynagrodzenia. Są wyposażeni w odpowiedni sprzęt, również na swój koszt. Większość z nich zna doskonale teren, na którym działają, co powoduje, że są skuteczni. Jeżeli myślistwo zostanie zakazane lub jego wykonywanie znacznie utrudnione, państwo będzie musiało znaleźć inny sposób na rozwiązanie tego problemu. Teoretycznie jest to możliwe. Można powierzyć to zadanie państwowej formacji zawodowych łowców.

Czytaj więcej

Myśliwi nie chcą okresowych badań. A rząd szykuje ograniczenie polowań

Jedynym miejscem w Europie, gdzie taki model wprowadzono, jest kanton genewski w Szwajcarii. Tyle tylko, że jest on bardzo mały, słabo zaludniony i górzysty, a więc zwierzyny nie ma dużo. Redukcją populacji zwierząt dziko żyjących zajmuje się zatrudniona przez władze grupa trzynastu zawodowych myśliwych. Jakiś czas temu Austriacy przeprowadzili symulację, jaki byłby koszt wprowadzenia takiego rozwiązania w ich kraju. Okazało się, że byłoby to kilkaset mln euro rocznie. Dodajmy, że powierzchnia tego kraju jest cztery razy mniejsza od powierzchni Polski.

Przy okazji należy rozwiać jeszcze jeden mit. Myśliwi nie grasują po lesie, strzelając do wszystkiego co im wejdzie po lufę. Wykonują działania zlecone przez państwo w sposób szczegółowo regulowany. Poczynając od tego, na jakie zwierzęta i kiedy mogą polować przez określenie dozwolonych sposobów polowania po szczegółowe określenie w rocznych i wieloletnich planach łowieckich liczby zwierząt danego gatunku (z rozbiciem na płeć i klasy wieku), które mają być pozyskane w danym obwodzie. Plany te są narzucane kołom łowieckim, które praktycznie nie mają na nie wpływu. Co więcej, ich niewykonanie powoduje kary. A dodatkowo koszt szkód wyrządzonych przez zwierzynę w lasach i na polach członkowie kół muszą pokrywać z własnych środków. A nie są to kwoty małe. W zeszłym roku wypłacono z tego tytułu ponad 75 mln zł.

Czytaj więcej

Myśliwi kontra właściciele gruntów. Rząd chce chronić prawo własności

Utrudnianie polowań

W tym kontekście nie można się dziwić, że myśliwi oczekują odpowiednich warunków do wykonywania ich działalności. Tymczasem państwo pod wpływem różnego rodzaju grup ideologicznie przeciwnych łowiectwu od kilku lat krok po kroku utrudnia im wykonywanie polowań. Wystąpienie RPO do ministra klimatu i środowiska jest kolejnym tego przykładem. Chociaż RPO wspomina o konieczności zachowania proporcji, to analizuje podniesione przez siebie kwestie wyłącznie z punktu widzenia właściciela nieruchomości, który nie prowadzi działalności rolniczej i jest przeciwnikiem polowań.

W swoim wystąpieniu RPO argumentuje, że wprowadzając zmianę do ustawy – Prawo łowieckie po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie o sygn. P19/13, ustawodawca nie wykonał tego wyroku w sposób właściwy. Wprawdzie przyznał właścicielom nieruchomości prawo do udziału w procesie tworzenia obwodów łowieckich, ale przyznane uprawnienia mają charakter iluzoryczny. Zdaniem RPO uwzględnienie uwag właściciela nieruchomości w tym procesie zależy od uznaniowej decyzji marszałka lub sejmiku, która nie podlega kontroli sądowej. Tymczasem problem leży zupełnie gdzie indziej.

Nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby właściciel nieruchomości uczestniczył w procesie tworzenia obwodów łowieckich. Podstawowym założeniem prawa łowieckiego jest bowiem to, że cały teren kraju (z pewnymi wyjątkami określonymi w ustawie) jest podzielony na obwody. W związku z tym uwagi właściciela nieruchomości do uchwały o podziale województwa na obwody łowieckie mogą dotyczyć ich proponowanego przebiegu. Innymi słowy, właściciel może wnosić o przesunięcie jego nieruchomości z obwodu X do obwodu Y. Biorąc pod uwagę, że w obu przypadkach nieruchomość jest objęta reżimem obwodu łowieckiego, takie uprawnienie nie ma dla wnioskodawcy żadnego praktycznego znaczenia.

Właściciele nieruchomości są zainteresowani dwiema kwestiami. Po pierwsze możliwością zakazania wykonywania polowania na swoich gruntach, a po drugie udziałem w procesie wyboru dzierżawcy obwodu łowieckiego. Ta pierwsza kwestia nie powinna mieć żadnego związku z procesem tworzenia obwodu łowieckiego. Podział województw na obwody łowieckie jest dokonywany raz na kilkadziesiąt lat. Są one wydzierżawiane na lat dziesięć. W trakcie jednego okresu dzierżawy na danej nieruchomości może być prowadzona rozmaita działalność, może się też zmieniać jej właściciel. Tymczasem wyłączenie nieruchomości z obwodu ma charakter trwały i wywiera skutki przez cały czas istnienia obwodu łowieckiego. Tak więc przyznanie właścicielowi prawa do wniosku o wyłączenie nieruchomości z obwodu łowieckiego jest zupełnie nieuzasadnione. Tym bardziej, że ustawodawca przyznał mu inne możliwości zakazania wykonywania polowań na swoim gruncie.

W tej ostatniej kwestii RPO krytykuje sformalizowany sposób składania oświadczenia o zakazie wykonywania polowania w trybie art. 27b prawa łowieckiego. Nie zauważa jednak innych problemów, które wprowadzenie tego przepisu spowodowało. Otóż ustawodawca umożliwił właścicielowi zakazanie wykonywania polowań na swoim gruncie, ale nie zobowiązał go do oznakowania takiego terenu w sposób umożliwiający myśliwym rozpoznanie go w trakcie polowania. Co więcej, ponieważ zakaz taki nie powoduje wyłączenia objętego nim terenu z obwodu łowieckiego, jego dzierżawca nadal musi płacić za niego czynsz dzierżawny, mimo że nie może tam polować.

Zakaz wykonywania polowania jest najczęściej analizowany wyłącznie z punktu widzenia właściciela nieruchomości, który nie chce polowań na swoim gruncie. Najczęściej są to właściciele działek rekreacyjnych nieprowadzący działalności rolniczej. Zakazując polowań, nie liczą się z tym, że naruszają tym interes właścicieli nieruchomości sąsiednich, na których działalność taka jest prowadzona. Otóż wprowadzenie zakazu może utrudnić, a czasami wręcz uniemożliwić ochronę ich nieruchomości przed szkodami wyrządzanymi przez zwierzynę w uprawach. A dzierżawca musi pokrywać takie szkody w pełnej wysokości, mimo że ma utrudnioną możliwość zapobiegania im.

Konstytucyjne standardy

Zdaniem RPO to, że właściciel nieruchomości nie otrzymuje żadnego wynagrodzenia z tego tytułu, że musi znosić wykonywanie polowań na swoim gruncie, jest nieproporcjonalnym ograniczaniem jego prawa własności. W czasach II Rzeczypospolitej prawo polowania było powiązane z własnością gruntu. Poza obwodami własnymi (powyżej 100 ha) obejmowało ono jedynie pobieranie przychodów z czynszu dzierżawnego za obwód łowiecki, w wysokości proporcjonalnej do wielkości gruntu włączonego do takiego obwodu, jak również udział w procesie podejmowania decyzji, komu obwód wydzierżawić. Dekretem z 1952 r. prawo to znacjonalizowano. Przejęło je państwo, które wydzierżawia obwody łowieckie kołom łowieckim i pobiera pożytki z tego tytułu (przypadają one Lasom Państwowym i gminom).

W wyroku o sygnaturze P13/19 TK wskazał, że prawo łowieckie jest niespójne ze współczesnymi standardami ochrony praw i wolności i wymaga całościowej reformy. Sejm dotychczas nie podjął się tego zadania. Wymaga ono szerszej analizy zgodności podstawowych założeń modelu ustrojowego łowiectwa ze standardami konstytucyjnymi. W szczególności chodzi tu właśnie o pozbawienie właścicieli nieruchomości prawa polowania. Trybunał miał wprawdzie okazję do przeanalizowania tej kwestii w sprawie P 19/13, uchylił się jednak od jej rozpoznania.

Kolejnym zarzutem RPO jest brak obowiązku informowania właściciela nieruchomości o zamiarze organizacji polowania indywidualnego. Realizacja tego postulatu nie przyniesie żadnych praktycznych korzyści właścicielom, za to znacznie utrudni wykonywanie polowań. Przecież taka informacja nie spowoduje, że właściciel nie wyjdzie wieczorem z domu. A myśliwy i tak nie może strzelać w odległości mniejszej niż 150 m od zabudowań.

Tablica w gminie

Rzecznik uważa także, że zamiast podawać do publicznej wiadomości informację o terminach polowań zbiorowych gmina powinna zawiadamiać o tym każdego właściciela nieruchomości drogą mailową. Czy rzeczywiście konieczność sprawdzenia raz na rok (gdy koła zatwierdzają plany polowań zbiorowych i przekazują je gminom) tablicy ogłoszeń w gminie jest nieproporcjonalnym ograniczeniem prawa własności? A co z mieszkańcami gminy, którzy nie korzystają z maila? Doświadczenie wskazuje, że na wsiach takich osób jest bardzo dużo. Ich prawo własności można naruszać? Wywieszanie w gminie informacji o polowaniach zbiorowych ma też tę zaletę, że mogą się o tym dowiedzieć osoby trzecie – turyści czy grzybiarze, którzy chcą się wybrać do lasu. Interes tych osób RPO zupełnie nie zajmuje.

Rzecznik chciałby także, aby odmowa uwzględnienia sprzeciwu wobec organizacji polowania zbiorowego podlegała zaskarżeniu. Teoretycznie jest to możliwe. Ale znając praktykę funkcjonowania naszych sądów, rozpoznanie takiej skargi nastąpiłoby najprawdopodobniej już po polowaniu, którego skarga dotyczy. Gdyby natomiast wniesienie skargi wstrzymywało organizację polowania, to byłyby to wyjątkowo skuteczny sposób na blokowanie polowań. Tylko wtedy należałoby wprowadzić mechanizm redukujący plany pozyskania zwierzyny i zmniejszający obowiązek kompensowania szkód łowieckich przez nią spowodowanych.

Rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek zaapelował do minister klimatu i środowiska o zmianę przepisów prawa łowieckiego. Myśliwi wykonują bowiem zlecone im przez państwo zadanie – kontrolują wielkość populacji niektórych dziko żyjących zwierząt, przede wszystkim dzików, jeleni i saren. Ich redukcja jest konieczna, ponieważ tam, gdzie lasy nie są dzikimi puszczami, natura sama nie jest w stanie zapewnić utrzymanie tych populacji na poziomie odpowiednim z punktu widzenia potrzeb człowieka. Zaniechanie polowań na dziki w jednym tylko roku spowodowałoby trzykrotny wzrost ich liczebności. A to oznacza ogromny wzrost wyrządzanych przez nie szkód w lasach i uprawach rolnych, utrudnienie walki z afrykańskim pomorem świń, nie mówiąc już o intensyfikacji obserwowanej ostatnio inwazji tych zwierząt na obszary zurbanizowane.

Pozostało 93% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?