Jacek Dubois: Wstyd mi

Demokracja nie jest wtedy, gdy coś nazywamy demokracją, tylko wtedy, kiedy ona naprawdę funkcjonuje.

Publikacja: 20.11.2024 05:40

Jacek Dubois: Wstyd mi

Foto: Adobe Stock

Oto kalendarium mojego wstydu. W 2021 r. rozpoczyna się kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Niezależnie od tego, przez kogo został wywołany i w jaki sposób powinien być rozwiązany, nie budzi wątpliwości, że uchodźcy, którzy zostali zwabieni nad granicę, znaleźli się w tragicznej sytuacji. Głodni i przemarznięci, ukrywali się w lasach, próbując przekroczyć granicę; część z nich zginęła, część trafiła do ośrodków dla uchodźców, a części udało się dostać do wymarzonego raju.

To, co się działo na granicy, Amnesty International określiła jako kryzys humanitarny. Na bazie tych zdarzeń powstało wiele utworów: „Jezus umarł w Polsce” Mikołaja Grynberga, „Zielona Granica” Agnieszki Holland czy „Odpowiedzialność” Michała Zadary. Dla wszystkich tych artystów niezależnie od ich poglądów było jasne, że na polskiej granicy nie powinni umierać ludzie, ani wobec nikogo, a zwłaszcza wobec kobiet i dzieci, nie powinna być stosowana nieuzasadniona przemoc.

Czytaj więcej

Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski

Duża część z nas miała też świadomość, że również my kiedyś możemy znaleźć się w podobnej sytuacji, zmuszeni szukać pomocy w innym kraju, do którego nie moglibyśmy się legalnie dostać.

W takich okolicznościach znana aktorka, matka, po obejrzeniu filmu, na którym Straż Graniczna brutalnie zachowywała się na granicy wobec kobiet i dzieci, zareagowała emocjonalnie, w ostrych słowach krytykując to, co zobaczyła. Podobnie jak kiedyś Friedrich Nietzsche piszący: „Bóg umarł! Bóg nie żyje! Myśmy go zabili! Jakże się pocieszymy, mordercy nad mordercami?”– co miało być jego protestem wobec odchodzenia społeczeństw od zasad.

Następnego dnia aktorka przeprosiła za drastyczność swojej wypowiedzi i wydawało się oczywiste, że to kończy sprawę, bo demokratyczne państwo nie będzie ścigać kobiety, która protestuje wobec nieprzestrzegania zasad humanitaryzmu. Represje wobec protestujących przeciw przemocy kobiet to standardy władzy w Rosji czy Białorusi. Okazało się, że państwu PiS bliższe są owe standardy, bo prokuratora oskarżyła aktorkę o zniesławienie Straży Granicznej. Dla sądu, do którego sprawa trafiła, rozstrzygnięcie było oczywiste: umorzył postępowanie na posiedzeniu bez przeprowadzania rozprawy, uznając, że kobieta korzystała z przysługującego jej konstytucyjnego prawa do swobody wypowiedzi, a jej słowa były dozwoloną opinią nieodnoszącą się do nikogo konkretnego.

Sąd odwoławczy utrzymał to orzeczenie w mocy i nawet w państwie PiS sprawa wydawała się zakończona. Na nowo kłopoty aktorki zaczęły się wraz z wyborami wygranymi przez opozycję. Gdy zwycięzcy zapowiadali zreformowanie wymiaru sprawiedliwości, by prokuratura nie była wykorzystywana do walki państwa z obywatelami mającymi od władzy odmienne poglądy, dawni dygnitarze prokuratury nadal robili swoje. Prokurator Robert Hernand – ten sam, który próbował uniemożliwić wejście do budynku prokuratury p.o. prokuratora krajowego Jacka Bilewicza – wniósł w sprawie aktorki skargę nadzwyczajną. Zapewne w celu podważenia autorytetu nowego państwa, które zapowiadało odejście od metod państwa autorytarnego.

Co prawda przygotowana przez niego skarga zawierała merytoryczne błędy, popełnienie których skutkowałoby dla aplikanta koniecznością powtórzenia roku, jednak jakość argumentów prawniczych nie ma znaczenia, gdy przedstawia się je w nowo utworzonych izbach Sądu Najwyższego. Tam, gdzie rozstrzygają organy niespełniające kryteriów sądu i orzekają osoby powołane na stanowiska sprzecznie z prawem, jak w piosence „wszystko się może zdarzyć”.

Tak było w przypadku znanej autorki, zwłaszcza że owe głowy były pełne marzeń za powrotem autorytaryzmu i w składzie neosędziów skarga nadzwyczajna została uwzględniona. Jest mi wstyd, bo owa aktorka była jedną z osób, które najodważniej i najgłośniej zabierały głos przeciw działaniom totalitarnego państwa. Jako jej obrońca w państwie PiS nie miałem problemu z jej obroną, a jej prawdziwe kłopoty zaczęły się dopiero za nowej władzy, która pozwoliła, aby przedstawiciele starego systemu nadal ją oskarżali.

Aktorka została z tym sama, bo poza Sylwią Gregorczyk- Abram, z którą przygotujemy skargę do Strasburga, nikt się jej sprawą nie zainteresował. Prokurator popierający skargę przed neosędziami wstydził się to robić, tłumacząc, że nie ma wyjścia i musi. Pytanie tylko, kto w kraju, który mieni się demokratyczny powoduje, że trzeba oskarżać niewinne osoby?

Wstydzę się, bo jako adwokat muszę stawać w Sądzie Najwyższym przed neosędziami, których przez tyle lat próbowaliśmy wyeliminować z możliwości orzekania i którzy nadal w poczuciu całkowitej bezkarności decydują o losach ludzi w okresie autorytarnego mroku broniących zasad demokracji.

Wstydzę się, bo prawo nadal jest narzędziem polityki.

W końcu wstydzę się jako adwokat, bo jeszcze rok temu nie miałem problemu z obroną ludzi oskarżanych za ujmowanie się za zasadami demokracji, których oskarżało totalitarne państwo, a obecnie nie potrafię im pomóc w państwie, które obiecało szanować idee państwa prawa.

Nie rozumiem, jak to się stało, że w obronie ludzi, którym bliskie są idee demokracji, przeciwnikiem nie do pokonania jest państwo, które miało te wszystkie standardy gwarantować. Trudno być prawnikiem, żyjąc w prawniczym absurdzie i mając ową wyniszczającą wewnętrznie świadomość, że nie jest się w stanie nic zmienić.

Wstyd mi, że o losach osób oskarżanych o to, że stanęli po stronie zasad, decydują nadal ludzie, którzy te zasady naruszyli, a ich obecni strażnicy na to pozwalają. Demokracja nie jest wtedy, gdy coś nazywamy demokracją, tylko wtedy, kiedy ona naprawdę funkcjonuje.

Autor jest adwokatem, sędzią Trybunału Stanu

Oto kalendarium mojego wstydu. W 2021 r. rozpoczyna się kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Niezależnie od tego, przez kogo został wywołany i w jaki sposób powinien być rozwiązany, nie budzi wątpliwości, że uchodźcy, którzy zostali zwabieni nad granicę, znaleźli się w tragicznej sytuacji. Głodni i przemarznięci, ukrywali się w lasach, próbując przekroczyć granicę; część z nich zginęła, część trafiła do ośrodków dla uchodźców, a części udało się dostać do wymarzonego raju.

Pozostało 91% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Paweł Moczydłowski: Kiedy sąd uchyla areszt, funkcjonariusze oddychają z ulgą