Nie jestem szczególnym entuzjastą obecnego, dominującego modelu dochodzenia do zawodu sędziego – poprzez szkolenie prawniczych gołowąsów w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Nie dlatego, że miałbym jakieś zastrzeżenia co do jakości odbywającego się tam kształcenia czy przygotowania merytorycznego absolwentów szkoły. Po prostu najbardziej oczytany w doktrynie prawnik, nie wiem, jak biegły w rozwiązywaniu kazusów, nie będzie miał takiego doświadczenia jak stary wyga, który z niejednego pieca chleb jadł. Który nieraz, pracując np. jako adwokat czy radca prawny, widział, jak kombinują oskarżeni, jakie wyrafinowane wałki potrafią kręcić białe kołnierzyki, których tylko granica cienka na włos dzieli od skutecznego biznesmana do przestępcy w garniturze. Ale jest jak jest. Skoro jednak odłożyliśmy na bok model sędziego jako korony zawodów prawniczych i postawiliśmy na KSSiP, to chociaż zasilajmy wymiar sprawiedliwości świeżą krwią w sposób sprawny, a nie psujmy ją na starcie, każąc absolwentom miesiącami czekać na objęcie w sądach referatów, które nastąpi „lada chwila”.
Czytaj więcej
Państwo marnuje potencjał absolwentów KSSiP. Prawnicy mają pomysły, jak temu zaradzić.
Absolwenci KSSiP. Na papierze wszystko gra
W teorii wszystko jest proste. Absolwent KSSiP zdaje egzaminy końcowe, szkoła wysyła jego dokumentację do Krajowej Rady Sądownictwa, ta podejmuje uchwałę o przedstawieniu prezydentowi RP wniosku o mianowanie do pełnienia urzędu na stanowisku asesora sądowego w sądzie rejonowym. Prezydent wydaje stosowne postanowienie (które wymaga kontrasygnaty premiera), uroczyście wręcza nominację i od tego momentu świeżo upieczony asesor może objąć swój referat i zacząć orzekać.
W praktyce co i rusz ten mechanizm się zacina, absolwentom kończy się stypendium (przysługuje maksymalnie do trzech miesięcy od zakończenia aplikacji sędziowskiej) oraz ubezpieczenie, zatem do czasu zaprzysiężenia pozostają bezrobotni. Nie są w stanie podjąć żadnej sensownej pracy poza dorywczą, bo w każdej chwili mogą być zaprzysiężeni. W rezultacie bywa, iż rejestrują się jako bezrobotni, co daje im prawo do ubezpieczenia. Nie dzieje się tak co roku, ale co jakiś czas i owszem.
Tegoroczne mecyje z mianowaniem na stanowiska asesorów sądowych trwają wyjątkowo długo. Najpierw Kancelaria Prezydenta tak bardzo chciała zdążyć przed upływem okresu, w którym absolwentom szkoły przysługuje stypendium (narzekając przy tym, że dokumenty zbyt długo przetrzymuje Kancelaria Premiera), że wyznaczyła termin uroczystości mianowania z 24-godzinnym wyprzedzeniem. Nie wszyscy zdążyli. Okazało się, że i tak nie zaproszono wszystkich absolwentów, więc wyznaczono drugi termin. Ale i wówczas nie wręczono wszystkich nominacji, bo w międzyczasie wydarzyła się powódź i premier nie miał głowy do podpisywania dokumentów. Jak woda opadła, również. Nie zanudzając szczegółami, grudzień za pasem, a ostatnich ośmiu tegorocznych absolwentów, którzy przecież swoje egzaminy zdali w maju – i którzy nie mają żadnego wpływu na tempo wykonywania obowiązków przez szkołę, radę, premiera czy prezydenta – wciąż czeka. Teraz piłka jest po stronie głowy państwa. Kiedy nastąpi wręczenie nominacji? – W najbliższym czasie – odpowiada Kancelaria Prezydenta.