Gen. Kukuła, ulubiony generał głównego dewastatora polskich sił zbrojnych Antoniego Macierewicza, mianowany przez prezydenta Andrzeja Dudę szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, ogłosił kilka dni temu, 4 października we Wrocławiu, co następuje: „Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa. I nie zamierzam ani ja, ani myślę żaden z was, przegrać tej wojny. Wygramy ją, wrócimy i będziemy nadal budować Polskę…”.
Czy NATO i Unia Europejska wiedzą o tej wojnie?
Oświadczenie szefa sztabu nasuwa kilka pytań. Po pierwsze, na jakiej podstawie, z jakiej analizy wysnuwa on wniosek o nadchodzącej wojnie. I z kim miałaby być ta wojna, jakiż to agresor nie docenia gen. Kukuły, który odniesie nad nim zwycięstwo. „Wszystko wskazuje”, mówi generał, ale niby co wskazuje… Mam nadzieję, że to nie jest tajemnica, której należy strzec przed Polakami.
Czytaj więcej
- Za naszych rządów liczebność polskiej armii przekroczyła 200 tysięcy - oświadczył na konferencji prasowej wicepremier i minister obrony narodowej, Władysław Kosiniak-Kamysz.
Po drugie, czy to do szefa sztabu należy ogłaszanie Polakom, że idą na wojnę, wprawdzie zwycięską, ale jednak wojnę. Pojawia się tu problem cywilnej kontroli nad armią. Uważam, że tego rodzaju hiobowe wieści powinniśmy otrzymywać od najwyższych przedstawicieli rządu. Wprawdzie premier już pół roku temu ogłosił, że żyjemy w „epoce przedwojennej”, ale to nie to samo, co stawanie Polaków z bronią w ręku.