Propozycja zwijania funduszy regionalnych przez Komisję Europejską to niestety czysty, jak byśmy to w Polsce powiedzieli, „pisizm”. Wynika z braku wiary brukselskich urzędników w sens demokracji, która, jak wiadomo, kształtuje się na poziomie postaw obywatelskich i mechanizmów oddolnych, a dopiero jej zwieńczeniem są instytucje centralne. Funkcjonujące zdrowo tylko w racjonalnym balansie z samorządnością. Mamy to zresztą zapisane w DNA europejskiej demokracji, traktatach i polskiej konstytucji, w postaci zasady pomocniczości.
Czytaj więcej
Ursula von der Leyen nie lubi polityki spójności. Regiony boją się, że rozpocznie stopniowy demontaż jednego z filarów unijnej integracji.
Ursula von der Leyen chce zastosować mechanizm centralny
W kwestii funduszy regionalnych Polska historycznie zaproponowała, w dużym rozproszeniu, położenie akcentu na ich pozyskiwanie i dystrybucję, z pozostawieniem organom administracji centralnej funkcji nadzorczej i kontrolnej. To z perspektywy kreowania postaw obywatelskich nad Wisłą (komunizm wytworzył ich poważny deficyt) stanowi wartość nie do przecenienia. Unijna administracja, a w szczególności Ursula von der Leyen myśli – jak słyszymy – inaczej. Na miejsce aktywizacji i witalizacji regionów proponuje mechanizm centralny. Środkami dysponowałby rząd. I on byłby rozliczany z ich wykorzystania. Na dodatek mechanizm ich zagospodarowywania byłyby elastyczny. Kraje byłyby rozliczane i to rozliczanie, oprócz możliwości łatwego przesuwania środków, wiązałoby się zapewne z innymi kryteriami, jak choćby zgodność polityki stolic z oczekiwaniami Brukseli, bodaj i oportunizm.
Tu i ówdzie usłyszymy brawa, oto Komisja szykuje bat na takich pseudoreformatorów, jak Orbán czy Kaczyński
To ryzykowany mechanizm, bo regiony ponosiłyby skutki skonfliktowania centrali z Brukselą, niezależnie od realnych postaw, potrzeb czy orientacji politycznej ich władz. Do czego to może prowadzić, widzieliśmy przy KPO. Lokalne samorządy w tych częściach kraju, gdzie rządziła opozycja, ponosiły dramatyczne skutki konfliktu rządu z Brukselą. Zakładam, że w wielu stolicach, gdzie dominuje inny, bardziej scentralizowany mechanizm, taka polityka znajdzie akceptację. Co więcej, tu i ówdzie usłyszymy brawa, oto Komisja szykuje bat na takich pseudoreformatorów, jak Orbán czy Kaczyński.