Michał Szułdrzyński: Jaka będzie „Rzeczpospolita”

Chciałbym, aby „Rzeczpospolita” pod moim kierownictwem była punktem odniesienia zarówno dla wszystkich stron sporu, jak i tych, którzy się w nim nie potrafią odnaleźć. I by czytelnik czuł się tutaj „u siebie” bez względu na to, jakie ma sympatie, na kogo głosuje, czy może właśnie jest już konfliktem zmęczony.

Publikacja: 07.10.2024 04:30

Michał Szułdrzyński, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"

Michał Szułdrzyński, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"

Foto: Rzeczpospolita

Jeśli zastanawiali się Państwo, jaka będzie „Rzeczpospolita” kierowana przez nowego redaktora naczelnego, spieszę wyjaśnić: „Rzeczpospolita” to najstarszy, najczęściej cytowany i ceniony tytuł prasowy w Polsce. I taka pozostanie. Będziemy wraz z zespołem kontynuować zapoczątkowane przez moich poprzedników na tym stanowisku starania, by dla jednych pozostać, a dla innych stać się źródłem rzetelnej wiedzy ze świata biznesu, finansów, prawa, administracji, samorządu i wielu innych dziedzin. Numerem jeden dla profesjonalistów.

Docierać do prawdy w oceanie bodźców i nowych technologii

W codziennym zalewie informacji, w oceanie bodźców, które do nas nieustannie docierają, wyszukujemy to, co ważne, analizujemy to, co ma wpływ na życie i pracę naszych czytelników, śledzimy trendy rynkowe, finansowe, kulturowe, pokoleniowe, cywilizacyjne. I o tym wszystkim opowiadamy naszym odbiorcom bez względu na to, czy sięgają po najświeższe wydanie „Rzeczpospolitej”, serwis rp.pl, naszą aplikację mobilną, czy też szukają przygotowanych przez nas materiałów na platformach wideo i podcastowych. Dziennikarstwo zaczyna się od zainteresowania światem, który nas otacza, wpływa na nas i  nieustannie się zmienia, za tym idzie próba zrozumienia tego świata, a następnie opowiedzenia go swoim odbiorcom. I w tak rozumianą misję dziennikarstwa głęboko wierzę. I ta misja jest niezmienna, choć przekształcają się technologie, choć zmienia się sposób dotarcia do odbiorcy, choć jedne firmy technologiczne powstają, a inne upadają.

Dlatego „Rzeczpospolita” będzie adwokatem rozwoju i wzrostu – lecz nie tego wąsko pojmowanego jako wzrost PKB, ale również dotykającego całego otoczenia instytucjonalnego, prawnego, kapitału kulturowego i politycznego

Czy 16 lat temu, gdy dołączałem do zespołu „Rzeczpospolitej”, ktoś przypuszczał, że dziś będziemy mieli dostęp do wiedzy o całym świecie w urządzeniu
mieszczącym się w naszej dłoni, które najczęściej uruchamiamy natychmiast po przebudzeniu, nim jeszcze przywitamy się z bliskimi? Czy ktoś uwierzyłby, że dla milionów ludzi pierwszym źródłem wiedzy będą podcasty słuchane w drodze do pracy, w samochodzie, metrze, tramwaju, autobusie lub pociągu, na rowerze albo na siłowni, podczas przygotowywania śniadania? „Rzeczpospolita” ze swoim podejściem do świata, analizy, osadzenia spraw w szerszym kontekście, będzie obecna na wszystkich tych polach, gdzie można uprawiać tak rozumiane dziennikarstwo. Jeśli w przyszłości odbiorcy mediów będą korzystać z metaversum, okularów rozszerzających rzeczywistość czy inteligentnych zegarków nowej generacji – bądźcie Państwo pewni – będziemy wszędzie tam, gdzie nasi użytkownicy.  

Nie rezygnujemy ze wspierania ważnych dla nas wartości

Dalej będziemy opisywać świat i dostarczać wiedzę, ale nie zamierzamy rezygnować ze wspierania tych wartości, które uważamy za najważniejsze. Przedsiębiorczość, wolny rynek, praworządność, demokracja, integracja europejska, silne więzi atlantyckie – to właśnie na tych wartościach opierają się nowoczesne społeczeństwa Zachodu. I są one obecnie podmywane przez rozmaite zjawiska. Dlatego „Rzeczpospolita” będzie adwokatem rozwoju i wzrostu – lecz nie tego wąsko pojmowanego jako  wzrost PKB, ale również dotykającego całego otoczenia instytucjonalnego, prawnego, kapitału kulturowego i politycznego. Wiemy dobrze, że rewolucja technologiczna, społeczna czy też globalizacja wywołują niepokoje i lęki, które znajdują upust w polaryzacji, populizmie, wzroście nacjonalizmu, co może doprowadzić do zatrzymania wzrostu – podobnie, jak skutki kryzysów klimatycznego lub demograficznego. W sprawach społecznych bliskie mi są postulaty sformułowane przez wybitnego prawnika prof. Marcina Matczaka w jego ostatnich książkach. Opisał w nich liberalny, ewolucyjny konserwatyzm, polegający na uznaniu, że zmiana w społeczeństwie jest nieunikniona.

Czytaj więcej

"Rzeczpospolita" najbardziej opiniotwórczym tytułem prasowym dekady

 Jednak jeśli jakieś zmiany będzie wspierać państwo, to ciężar dowodu, że są dobre i konieczne, powinien spoczywać na tych, którzy chcą ich dokonać, a nie na obrońcach status quo. Wszak pewne zmiany – jak choćby wyrównywanie luki płacowej między płciami – są bez wątpienia dobre. Ale inne, liczne zjawiska – od epidemii samotności, związanej z przeniesieniem się życia nastolatków do sieci, kryzysu zdrowia psychicznego czy uzależnienia opioidowego, szczególnie od fentanylu, co z USA przychodzi również do Europy i Polski – to zmiany na gorsze. „Rzeczpospolita” jednak – tak jak było to przez ostatnie lata – nie będzie nikomu poglądów czy sympatii narzucać. Wolimy raczej ukazywać różne strony sporów, pokazywać poszczególne racje, analizować argumenty i pokazywać, skąd się wzięły, jak ewoluowały. Od kilku dni w głowie dźwięczą mi słowa, które na najnowszej płycie śpiewa Kazik Staszewski. „Uciekam z Polski, której zaczynam się bać/ Uciekam z Polski, bo prosto nie da się tu stać (…), bo nie stoję po żadnej stronie/ A tego się to już zupełnie nie da obronić”. Wbrew pozorom nie jest to manifest naiwnego symetryzmu i głoszenia, że nie ma różnicy między partiami. Nie, one są i to istotne. Wizje obozów byłej i obecnej władzy są radykalnie odmienne. Ale to nie znaczy, że nasza debata musi przeobrazić się, jak śpiewa Kazik, w „plemienną nap…ankę”.

„Rzeczpospolita” jest medium dla wszystkich

Być może on trochę przerysowuje, ale – jako artysta – ma prawo do pewnych uogólnień. Dla mego pokolenia był ważny, gdy portretował koniec komunizmu, trudy transformacji, zachłyśnięcie się nową kapitalistyczną rzeczywistością. Gdy w covidzie oburzał się, że „twój ból jest lepszy niż mój” po wizycie prezesa PiS na zamkniętym cmentarzu – oddawał emocje dużej części społeczeństwa. I gdy dziś śpiewa, że chce uciec tam, „gdzie nie ma Tuska i nie ma Kaczyńskiego”, oddaje pewną społeczną emocję związaną z polaryzacją i głębokim sporem. Chciałbym, aby „Rzeczpospolita” była punktem odniesienia zarówno dla wszystkich stron tego sporu, jak i tych, którzy się w nim nie potrafią odnaleźć. I by w „Rzeczpospolitej” czytelnik czuł się „u siebie”, bez względu na to, jakie ma sympatie, na kogo głosuje, czy może właśnie jest już obecnym konfliktem zmęczony. I by nikt z Polski nie musiał uciekać.

Jeśli zastanawiali się Państwo, jaka będzie „Rzeczpospolita” kierowana przez nowego redaktora naczelnego, spieszę wyjaśnić: „Rzeczpospolita” to najstarszy, najczęściej cytowany i ceniony tytuł prasowy w Polsce. I taka pozostanie. Będziemy wraz z zespołem kontynuować zapoczątkowane przez moich poprzedników na tym stanowisku starania, by dla jednych pozostać, a dla innych stać się źródłem rzetelnej wiedzy ze świata biznesu, finansów, prawa, administracji, samorządu i wielu innych dziedzin. Numerem jeden dla profesjonalistów.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki