- Samolot Maduro stał już na pasie startowym z zamiarem lotu na Kubę - oświadczył we wtorek wieczorem amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo. Jego zdaniem Nicolas Maduro zamierzał opuścić Wenezuelę we wtorek rano jednak zmienił zdanie po interwencji Rosjan, którzy przekonali go, że powinien pozostać w Caracas.
W chwili gdy Maduro zamierzał się podobno ewakuować, przewodniczący parlamentu Juan Guaidó, uznany przez ponad 50 państw świata za tymczasowego prezydenta, ogłaszał w mediach społecznościowych, że ma poparcie armii i nic już nie uratuje reżimu Maduro od upadku. Dowodem miało być uwolnienie przez grupę żołnierzy Leopoldo Lopeza, znanego opozycjonisty, z aresztu domowego. Jednak w towarzystwie Guaido nie pojawił się we wtorek żaden generał. Dowódcy armii byli za to widoczni na spotkaniu z prezydentem Maduro, we wtorek wieczorem, przed jego przemówieniem do narodu w którym ogłosił, że zamach stanu się nie udał.
Tymczasem doradca prezydenta Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton zapewniał, że minister obrony oraz dwu innych ważnych przedstawicieli reżimu wypowiedziało posłuszeństwo Maduro i przeszło do obozu Guaidó. Nic takiego się nie stało i część międzynarodowych mediów uznała, że Waszyngton blefował aby wywołać w Wenezueli pożądaną reakcję.
Z kolei skierowane do obywateli wtorkowe wezwanie Guaidó do uczestnictwa w ostatnim etapie "Operacji Wolność" nie pozostało bez odzewu. W starciach ulicznych we wtorek zostało rannych kilkadziesiąt osób.
Takich starć, demonstracji, protestów i kontrmanifestacji zwolenników Maduro było już w ostatnim czasie w u Wenezueli bez liku. Guaidó kilkakrotnie ogłaszał już też koniec ery Maduro. Bezskutecznie. Głównie dlatego, że za Maduro stoi armia. Lojalności generałów nie naruszyły zapewnienia generałów amnestii ani też groźby amerykańskiej interwencji wojskowej. W zasadzie nie mają wyjścia. Wielu generałów to mafiosi zarabiający na handlu kokainą i obietnice amnestii odczytują prawidłowo jako fałszywe. Wielu innych dowódców armii ma na koncie zbrodnie reżimu, które nie zostaną zapomniane. W dodatku o lojalność armii dba swymi metodami służba bezpieczeństwa, w której roi się od kubańskich specjalistów. Mimo to grupa wojskowych poprosiła o azyl w brazylijskiej ambasadzie w Caracas.