Szykany regulaminowe
Wcześniej, w styczniu 1984 r., Romuald Szeremietiew pisał do korespondenta „Financial Times” – który podczas jednej z konferencji prasowych rzecznika rządu Jerzego Urbana pytał o status więźnia politycznego – iż więzienie w Barczewie jest jednym z trzech najcięższych w PRL, mimo to umieszczono w nim wielu więźniów politycznych. Odsiadują oni wyrok na jednym oddziale z więźniami niebezpiecznymi oraz chorymi na choroby zakaźne. Szeremietiew prostował także wypowiedzi Urbana na temat uprawnień uzyskanych przez więźniów politycznych po wiosennych protestach z 1983 r. w Barczewie. W grudniu 1983 r. stracili oni możliwość nauki języka obcego, pozbawiono ich książek, własnych ubrań oraz wprowadzono ścisłą izolację, uniemożliwiającą kontakt między celami. Szeremietiew wymieniał także dodatkowe szykany regulaminowe, stosowane w Barczewie wyłącznie wobec politycznych, oraz przypadki pobić. „Umieszczeni jesteśmy na parterze, w celach o pow[ierzchni] ok. 6,5 m² – przeznaczonych przez Niemców dla 1 więźnia (my siedzimy po 2 lub 3). Cele są prawie całkowicie zastawione pryczami, stołem itp., tak że najwyżej 1 osoba na raz może chodzić ciasnym przejściem między pryczami. Drewniana podłoga, w niektórych celach częściowo przegniła, położona jest na betonie wylanym bezpośrednio na ziemi. Grzyb na ścianach ostatnio przymalowany. Pawilon ten służy dla więźniów kierowanych tu karnie z normalnych oddziałów oraz dla przestępców hitlerowskich” – pisał Szeremietiew. (...)
Przedostające się do opinii publicznej informacje o fatalnych warunkach przetrzymywania więźniów w Barczewie spowodowały, że 11 maja 1984 r. gościły tam Anna Trzeciakowska i Ligia Iłłakowicz-Grajnert z Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom. Wizyta, a także rozmowy więźniów z kierownictwem zakładu karnego doprowadziły do przerwania głodówki przez Kropiwnickiego i Słowika. Zapewne wpływ na to miała także podjęta 15 maja próba samobójcza Piotra Bednarza. Decydującym powodem zaprzestania protestów była prośba Episkopatu Polski, by do zakończenia rozmów z rządem na temat amnestii więźniowie powstrzymali się od akcji protestacyjnych. W ocenie hierarchii kościelnej szkodziły one pertraktacjom.
Nam to siedzenie na dobre wyjdzie
Umieszczenie skazanych konfederatów w jednym więzieniu, do tego w jednej celi, było pomysłem, który narodził się na szczeblu kierowniczym MSW. „Takie posunięcie okazało się trafne, zwłaszcza z dwóch powodów. Z jednej bowiem strony pozwoliło rozpoznać ewentualne dalsze zamierzenia wymienionych co do działań przeciwko państwu, z drugiej zaś doprowadziło do uzewnętrznienia się narastających już wcześniej animozji osobistych między nimi, a następnie wręcz do istotnych rozdźwięków pomiędzy R[obertem] L[eszkiem] Moczulskim a pozostałymi członkami ścisłego kierownictwa KPN. Niewątpliwie też okres ten pozwolił bliżej poznać wszystkich wspomnianych, w tym zwłaszcza ich sylwetki osobowościowe” – tłumaczyli oficerowie MSW zaangażowani bezpośrednio w inwigilację KPN.
Przytoczony fragment opracowania – poza przypisywaniem działaniom operacyjnym SB doprowadzenia do konfliktu w kierownictwie KPN – sugeruje, że podczas pobytu w Barczewie cała trójka poddana została ścisłej obserwacji, która posłużyła do opracowania sylwetek charakterologicznych każdego z uwięzionych. Jeżeli faktycznie tak było, uzyskano doskonałe narzędzie do działań operacyjnych.
Konfederatów najpewniej podsłuchiwano w celach. Stenogramy podsłuchów co prawda nie zostały odnalezione, jednak cytowane przez [gen. bryg. Zbigniewa] Pudysza i [płk. Jerzego] Karpacza wypowiedzi potwierdzają to poszlakowo. Duet oficerów SB przytaczał dosłownie m.in. słowa Tadeusza Stańskiego z lipca 1983 r.: „Zacząłem się bawić w rewolucjonistę, to muszę to kontynuować. Nie ma innej możliwości [...] Wygrywamy, Strauss przyjechał. Wygrywamy, a oni się cofają i cofać będą”.