Ktoś mógłby powiedzieć, że twórcom horrorów odbija. W pogoni za oryginalnością wymyślają swoim bohaterom coraz to durniejsze przeszkody. W 2023 r. widzowie mogli zobaczyć zabójczego leniwca i Kubusia Puchatka, a nawet przeklętą kamienną rękę. Teraz pojawia się nawiedzony basen. Na szczęście twórcy wykorzystują go do opowieści o… cenie zdrowia.

Ray był utalentowanym baseballistą, jednak zachorował na stwardnienie rozsiane i zakończył karierę. Właśnie wprowadza się wraz z rodziną do nowego domu, który wybrał ze względu na basen. Chce w nim ćwiczyć, podtrzymywać formę. Nie wie jeszcze, że pochodząca ze studni głębinowej woda przywróci mu zdrowie, oczekując w zamian ofiary.

Czytaj więcej

„Żegnajcie laleczki”: Jeden z braci Coen w wersji queer

Pytanie jest ciekawe – ile jesteśmy w stanie poświęcić dla zdrowia? Pieniądze? Życie dziecka? Ray nie analizuje tego w sposób logiczny, pozostając pod szkodliwym wpływem okrutnej toni, ale my, widzowie, możemy się przecież zastanowić. Najbardziej oczywista odpowiedź niekoniecznie znajduje odbicie w rzeczywistości, przecież wielokrotnie wybieramy siebie. Szkoda, że nie udało się ubrać tych rozważań w udane kino. „Przeklęta woda” nie do końca sprawdza się jako horror. Nie budzi obrzydzenia, nie buduje napięcia, nie zaskakuje zagadką. Zbyt często snuje opowieść w tak powolnym tempie, w jakim opowiadało się 40 lat temu. Współcześni widzowie zapewne uznają ten obraz za nudny.

Twórcy horrorów jednak się nie poddają. W marcu do kin wkroczy „Urojenie”, w którym czarnym charakterem będzie pluszowy miś. A w kwietniu mordować będzie winda z „Elevator Game”.