W nocnych klubach staje za konsoletą, puszcza kawałki, nowe, ale i te, przy których sama kiedyś się bawiła, miksuje, podryguje. Czasem do trzeciej nad ranem. Podrywa do tańca tłum młodych ludzi. Ale też chodzi na spotkania z seniorami, którym powtarza: „Nie będziemy młodsi. Musimy pokochać siebie takimi, jakimi jesteśmy”.
Mało kto dałby jej tę osiemdziesiątkę. Siwe włosy starannie uczesane, czerwona szminka na ustach, duże okulary z podkolorowanymi szkłami, staranny manikiur. Ogromna energia i poczucie wolności.
– Jestem stara. Ale mogę pokazać, że potrafię żyć – mówi w filmie „Vika!” Agnieszki Zwiefki.
Wirginia Szmyt rzuca starości rękawicę. Nie godzi się, by oznaczała ona rezygnację z aktywności, z własnych przyjemności i zainteresowań. Przypomina, że seniorzy mają prawo do bycia sobą. Ona sama pracowała kiedyś z osobami niepełnosprawnymi, potem przez 30 lat z trudną młodzieżą w poprawczaku. Przeszła na emeryturę, gdy skończyła sześćdziesiątkę. Wytrzymała rok „nicnierobienia”. Potem zgłosiła się do Klubu Seniora, gdzie założyła kabaret i organizowała spotkania i potańcówki dla starszych ludzi. A że brakowało na wszystko pieniędzy, sama zaczęła miksować muzykę. Tak się zaczęło.
Dzisiaj Vika, bo taki jest jej artystyczny pseudonim, jest didżejką od blisko ćwierć wieku. Agnieszka Zwiefka portretuje w swoim dokumencie kobietę pełną radości życia, trzeźwo patrzącą na świat, żyjącą w zgodzie ze sobą i własnym temperamentem. – Trzeba pokochać siebie taką, jaką się jest – mówi Vika w jej filmie. Ma do siebie dystans. W czasie sesji zdjęciowej żartuje: – Z 80-letniej babci chcecie zrobić modelkę? Mąż się w grobie przewraca.