Ruski porządek

Chcąc zrozumieć, skąd się wzięła wojna w Ukrainie i co się teraz dzieje w Rosji, trzeba sięgnąć w przeszłość aż do rewolucji październikowej.

Publikacja: 18.11.2022 17:00

Ruski porządek

Książka Felsztinskiego i Popowa „Od Dzierżyńskiego do Putina” nie jest jednak historią sowieckich i rosyjskich służb, choć z pozoru tak wygląda. Stanowi próbę wyprowadzenia obecnego stanu rzeczy z tradycji rządów ZSRR i Rosji, gdzie zmagania o władzę pomiędzy bezpieką a partią były stałym elementem. Raz dominowała jedna, raz druga strona, w latach przesileń za każdym razem towarzyszyły temu zagony trupów. To upodobanie do fizycznej likwidacji oponentów zakończyło się, choć nie całkiem, za rządów Chruszczowa i potem już nie przejawiało się w tak okazałej formie. Co nie znaczy, że konfrontacja ustała.

Kwestia ta znalazła rozwiązanie w 1991 r., kiedy to rozleciał się Związek Sowiecki i partia komunistyczna zniknęła. Nic nie broniło, by na czele państwa stanął wódz bezpieki, jak to się już zdarzyło za Andropowa. Tym razem jednak system władzy wydaje się spetryfikowany na dłużej: Władimir Putin został wiecznym prezydentem, a wraz z nim władzę w Rosji na wszystkich szczeblach przejęli ludzie służb.

To pierwsza korzyść z lektury: unaocznienie, jak przeżarte bezpieką jest społeczeństwo rosyjskie. Nie ma dziedziny, w której nie roiłoby się od agentów, ukrytych i jawnych. Ich życiorysy są przerażająco monotonne: studiował, został zwerbowany, od tego czasu działał w takich a takich instytucjach, wykazał się tym i tym, zawsze posłuszny interesowi bezpieki. Ludzie ci, w wielkiej części w stopniach generalskich, tworzący podstawowy korpus dawniej KGB, dziś FSB, dysponują potężnymi możliwościami i środkami, także za granicą.

Cała ideologia, jaka temu towarzyszy, nosi nazwę „ruski mir”, czyli dosłownie „ruski świat” czy też „ruski pokój”. To drugie określenie pasuje jak żadne do wojny Rosjan w Ukrainie i w Syrii, gdzie sztuka wojenna zeszła na drugi plan, a liczą się tylko mord i zniszczenie. Ale sens hasła „ruski mir” to raczej ruski porządek. Sukcesorzy KGB i NKWD mają swoją wizję świata, który musi respektować rosyjskie interesy, a jeśli nie, ruszy spadkobierczyni „niezwyciężonej” Armii Czerwonej i zamajaczą grzyby atomowe na horyzoncie. Dobrze więc, że cywilizowany świat powiedział – wprawdzie z opóźnieniem – putinowskiej Rosji „stop”, bo nie wiadomo, czym by się to skończyło.

„Od Dzierżyńskiego do Putina” czyta się z wypiekami na licach, jak opowieść o jakimś fantastycznym kraju, który demonstracyjnie urąga regułom cywilizowanego świata. Reżim Putina za nic ma dobro obywateli, kłamstwo i dezinformacja grają tam pierwszorzędną rolę, olbrzymie sumy przechodzą z rąk do rąk, co zresztą w tym biednym w sumie kraju nie jest żadną nowością. Strategia ruskiego porządku przewiduje najpierw odzyskanie ziem i państw utraconych w wyniku rozpadu ZSRR; w drugim etapie ma dojść bodaj do znanego skądinąd „und morgen die ganze Welt”. Wszystkie chwyty są tu dozwolone. Trzeba rozbić Unię Europejską i NATO, osłabić USA i w dalszej kolejności zawładnąć światem. Jasne ukazanie perspektyw, jak je widzi Putin i strona rosyjska, jest drugą korzyścią z lektury.

Felsztinski z Popowem nie tylko zasypują czytelnika szczegółami, nazwiskami, życiorysami, wiedzą o posunięciach tajnych i intencjach nie od razu oczywistych. Przede wszystkim uświadamiają grozę tego, co dzieje się w Rosji: utworzenie państwa mafijnego, gdzie liczą się tylko preferencje mafiosów. Ludzie nie mają tu nic do powiedzenia. „Nie ma więcej kraju takiego jak Rosja. Istnieje pogardzane i znienawidzone państwo oraz pogardzany i znienawidzony naród, który zamieszkuje ten kraj”, podsumował Felsztinski. Nic dodać, nic ująć.

Książka Felsztinskiego i Popowa „Od Dzierżyńskiego do Putina” nie jest jednak historią sowieckich i rosyjskich służb, choć z pozoru tak wygląda. Stanowi próbę wyprowadzenia obecnego stanu rzeczy z tradycji rządów ZSRR i Rosji, gdzie zmagania o władzę pomiędzy bezpieką a partią były stałym elementem. Raz dominowała jedna, raz druga strona, w latach przesileń za każdym razem towarzyszyły temu zagony trupów. To upodobanie do fizycznej likwidacji oponentów zakończyło się, choć nie całkiem, za rządów Chruszczowa i potem już nie przejawiało się w tak okazałej formie. Co nie znaczy, że konfrontacja ustała.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi