Po lekturze wyjątkowo tendencyjnego felietonu red. Jana Maciejewskiego można dojść do wniosku, że w geopolityce nie tylko nie trzeba wykazywać się oryginalnością ani samodzielnością myślenia, ale wręcz jest to niewskazane. Czytelnik magazynu „Plus Minus” został zaszczycony jego stanowczym zdaniem i nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że nie bazuje ono na dość cenionym w dzisiejszym świecie doświadczeniu i specjalistycznej wiedzy, lecz na – najwyraźniej niedocenianej – męskiej intuicji. Autor felietonu z dumą prezentuje swój brak wiedzy w kwestii „odwróconego Kissingera” lub „tej całej geopolityki”, powołując się na wypracowany latami autorytet własnej obserwacji.
Jak Jan Maciejewski broni Jacka Bartosiaka
Nie sposób nie zastanowić się nad tym, czy Jan Maciejewski kiedykolwiek miał okazję poznać łacińską paremię ignorantia iuris nocet. Jak udowodnił Jacek Bartosiak, ignorancja prawa szkodzi, zaś po przeczytaniu wspomnianego felietonu nie da się również nie dojść do wniosku, że ignorancja nie obroni się w żadnym wypadku. Redaktor Maciejewski „przerywa milczenie”, którego w istocie nikt prócz niego nie odnotował. Zapewne czekał tyle czasu, aby opowiedzieć czytelnikom o kilku kwestiach z wyjątkowego punktu widzenia.
Czytaj więcej
Najzabawniejsze jest to, że „debartosiakizacja” życia publicznego miałaby polegać na odebraniu mu tytułu naukowego.
Czy doświadczył on akademii? Nie, ale dobrze zna jej „kundlizm”. Czy zna się na nauce? Nie, ale wie, że od wiedzy i rzetelności ważniejsze są medialność i żarliwa pasja. Czy widział dowody i opinie sporządzone w toku postępowania wyjaśniającego w sprawie doktoratu Jacka Bartosiaka? Również nie. Nie było to jednak przeszkodzą w wyrobieniu sobie własnego zdania na ten temat. Szczerze zazdroszczę autorowi felietonu pewności siebie w głoszeniu radykalnych poglądów na tematy, w których sam klasyfikuje się jako ignorant.
W myśl błyskotliwych argumentów przedstawionych w tekście brak literek przed nazwiskiem nie powinien w żadnym stopniu przeszkadzać Jackowi Bartosiakowi w przekazywaniu oświeconej prawdy. Jak pokazuje rzeczywistość, utrata doktoratu jednak boli jak jątrząca się rana. Do tego stopnia, że należało „przerwać milczenie” i stanąć w obronie persony górującej nad polską nauką niczym Himalaje nad Tatrami.