No i cóż tam słychać, panie prezesie?
– Nie jestem prezesem.
– A ja sądziłem, że pan dyrektor jest prezesem.
– Nie jestem dyrektorem.
– Pan doktor wybaczy, ale przecież wiem, że pan piastował różne godności.
Aktualizacja: 22.11.2024 01:02 Publikacja: 21.06.2024 10:00
Jacek Bartosiak
Foto: PAP/Rafał Guz
No i cóż tam słychać, panie prezesie?
– Nie jestem prezesem.
– A ja sądziłem, że pan dyrektor jest prezesem.
– Nie jestem dyrektorem.
– Pan doktor wybaczy, ale przecież wiem, że pan piastował różne godności.
– Nie jestem doktorem.
– Przecież muszę do pana w jakiś sposób się zwracać!”.
Melchior Wańkowicz już chciał spuentować ten cudowny dialog cytatem z filozofa Franza Fiszera, który w analogicznej sytuacji huknął na rozmówcę: „Jak już chcesz mi dogodzić, to mów od razu – Panie Boże!”, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Pewnie z obawy przed zarzutem o erystyczny plagiat. A skoro już o tytułach i plagiatach mowa, to czas „przerwać milczenie” w kwestii najgłośniejszej afery akademicko-medialnej ostatnich tygodni.
Czytaj więcej
Kochanie i tworzenie to nic innego jak stan pogłębiającego się zdziwienia. Nie ufam maślanym oczom ani nadętym minom; tylko i wyłącznie rozdziawionym z niedowierzania gębom.
Przyznam się państwu, że wolałbym Jacka Bartosiaka nie znać ani nie lubić. Pisałoby mi się wówczas o sprawie jego doktoratu dużo lżej i pewnie zrobiłbym to już dawno temu. Jakby tego było mało, w kwestii akademickich stopni jestem absolutnym jaroszem, dumnym posiadaczem średniego wykształcenia. Do tego kompletnie nie znam się na całej tej geopolityce, nie odróżniam rimlandu od heartlandu, a „odwróconego Kissingera” od „podwójnego Nelsona”.
Niektóre rzeczy mówione i pisane przez Bartosiaka wywołują mój intuicyjny, czasem bardzo silny sprzeciw. Z innymi intuicyjnie się zgadzam. Ale przyjmuję, że zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku mogę się mylić. Natomiast co do jednej kwestii intuicja nigdy mnie jak dotąd nie zawiodła. Każe mi ufać ludziom, których pasją jest jakiś temat, rzecz lub sprawa. I omijać szerokim łukiem tych rozpalonych do czerwoności wyłącznie z powodu czyjegoś powodzenia lub sukcesu. Pasjonatów umniejszania cudzych zasług. Wspomniany Wańkowicz ukuł dla tej postawy bardzo precyzyjny neologizm; postawę taką nazwał „kundlizmem”. Przekonanie, że „jeśli naokoło będzie się spluwało, będzie się obniżało wszystko i wszystkich, jeśli poziom wszystkich w opinii się obniży, to moja małość zostanie wyżej o pół cala na tym pagórku, na który mozolnie się wdrapała”.
Szanuję Jacka Bartosiaka za pasję, którą potrafi zarażać innych; za to, że wyrywa swoich słuchaczy i czytelników ze stanu „idiotyzmu życia codziennego”. To całkiem sporo. A co do armii jego zaprzysięgłych wrogów, trudno jest mi się ustosunkować. Z kilkoma nielicznymi wyjątkami tych panów bowiem nie kojarzę. I wydaje mi się, że tu jest właśnie pies pogrzebany. Że ogromna część z nich uważa się za „Bartosiaków”, których świat jednak nie poznał; przyszli do swoich, a ci ich nie przyjęli. Przekonani są więc, że póki nie obalą tego „fałszywego proroka”, sami nie zostaną rozpoznani jako prorocy prawdziwi.
Czytaj więcej
Na pewno „wypadkiem”, ani tym bardziej „tragicznym”, nie jest to wszystko, co Izrael wyczynia w Strefie Gazy. Jak przed laty już stwierdził izraelski socjolog Baruch Kimmerling, „największym obozie koncentracyjnym w historii”. Od kilku miesięcy będącym w stanie rozmyślnej i metodycznie realizowanej likwidacji.
Najzabawniejsze jest jednak to, że „debartosiakizacja” życia publicznego miałaby polegać na odebraniu mu tytułu naukowego. To przekonanie rozmówcy Wańkowicza, że jeśli go jakoś nie „zatytułuje”, to w ogóle nie mają o czym ze sobą rozmawiać, a choćby i był jakimś radcą lub doradcą, bo inaczej okaże się nikim – jest cechą ludzi, z którymi naprawdę nie ma o czym gadać. A jeśli chodzi o tytuły naukowe – to naprawdę z rzadka bywają one dzisiaj dowodem lub miarą czegokolwiek.
Jeśli gdzieś kundlizm panuje niepodzielnie i absolutnie, jest powietrzem, którym się oddycha, regułą, do której każdy musi się dostosować, to jest nim właśnie uniwersytet. Generalna zasada (od której rzecz jasna istnieją wyjątki) jest taka, że im więcej literek i tytułów przed nazwiskiem, tym mniej warto się tym, co ich posiadacz ma do powiedzenia przejmować. A im niższy ten uniwersytecki pagórek, tym większa cholera bierze, kiedy ktoś wychynie ponad niego choćby o pół cala.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
No i cóż tam słychać, panie prezesie?
– Nie jestem prezesem.
Straszenie dziś Polaków wojną jest niepotrzebne i szkodliwe. Choć niestety nie jest absurdalne.
Głośne „Imperium mrówek” Bernarda Werbera doczekało się wersji komputerowej!
100 lat po Noblu za powieść „Chłopi” zainteresowanie utworem nie słabnie.
Sean Carroll zamierza przedstawić kluczowe działy fizyki i pozyskać dla niej „czytelników bez przygotowania”. Czy mu się to udaje?
Europejczycy są coraz bardziej przekonani, że mogą wpłynąć na ochronę klimatu poprzez zmianę codziennych nawyków
Horrorowa logika staje w „Nieumarłych” na głowie, kiedy martwi wracają do żywych. Grozę zastępuje w nich bowiem żałoba.
Straszenie dziś Polaków wojną jest niepotrzebne i szkodliwe. Choć niestety nie jest absurdalne.
Praca pod tytułem „Komediant” – banan przyklejony taśmą do ściany – była najsłynniejszym dziełem sztuki 2019 roku. Teraz podczas aukcji w Nowym Jorku sprzedana została za 6,24 mln dolarów. Jej autorem jest kontrowersyjny włoski artysta Maurizio Cattelan.
Redakcja znanego na całym świecie słownika Cambridge wybrała słowo 2024 roku. Zdaniem ekspertów jego popularność pokazuje rosnącą w społeczeństwach popularność afirmacji.
Średnio co 16. dziecko, które rodzi się obecnie w Polsce, jest cudzoziemcem. Ale są województwa, gdzie już jedna dziesiąta noworodków nie ma polskiego obywatelstwa.
Przemyt ponad 180 migrantów do Niemiec zorganizował gang, w którym działała mieszkająca tam Polka i jej syn. Organizatorzy procederu zostali sprowadzeni do Polski i już usłyszeli zarzuty.
„Opiekunami” 17-latków za kierownicą mają być ich niewiele starsi, bo już 24-letni, koledzy. Nikogo nie przypilnują, bo sami często uprawiają piracką jazdę i chwalą się tym w internecie – ostrzegają eksperci.
– Potrzebujemy planu, skutecznego działania, współpracy. Nasze środowisko wcale nie jest podzielone – mówi prezes Polskiego Związku Koszykówki Grzegorz Bachański.
Siedem lat temu interwencje ratujące życie były sporadyczne, może jedna na miesiąc. W październiku tego roku przeprowadziliśmy 147 interwencji, w których zagrożone było życie lub zdrowie dziecka – mówi Anna Turzyniecka, główna specjalistka Dziecięcego Telefonu Zaufania Rzeczniczki Praw Dziecka, interwentka kryzysowa i seksuolog.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas