Kto ma znać tę granicę, jak nie my właśnie, którzy tyle wieków znajdowaliśmy się po niewłaściwej jej stronie? Granicę oddzielającą ludzi od „ludzkich zwierząt”. Tych chronionych przez prawa, regulacje i konwencje od wszystkich, którym prawo to nie tyle zostało odebrane, co nigdy nie weszli w jego posiadanie. Bez względu na to, czy są dziećmi, kobietami, starcami – stali się „stroną konfliktu” tylko przez fakt, że oddychają. Ośmielili się żyć w tym właśnie miejscu i czasie. Dzisiaj są to Palestyńczycy z Gazy. Ale kiedyś byliśmy to my. Granica, za którą nie obowiązują już prawa wojny ani człowieka, nie przebiega tylko w Palestynie. Kiedyś dzieliła też Europę.
Czytaj więcej
O ileż łatwiej wyznawać jest własną bezradność, niż uwierzyć, że Bóg umarł za nasze grzechy. Przehandlować zbawienie duszy za dobre samopoczucie i jeszcze dostać 30 srebrników reszty. Z ciężarem winy jeszcze jakoś dawaliśmy sobie radę. Ale Odkupienie… to już było naprawdę nie do wytrzymania.
Jerzy Stempowski był w 1945 roku naocznym świadkiem zlikwidowania przez zachodnich aliantów oddziałów – składających się w ogromnej części z kobiet, dzieci i starców – kozackich. „Likwidacja ta ustalała w sposób demonstracyjny podział Europy na dwie kategorie. W jednej znajdowali się ludzie korzystający z praw wyborczych i gwarancji konstytucyjnych, w drugiej ci, których można strzelać jak zające, gnieść tankami i pławić w rzekach, bez tego, aby wykonujący te czynności mieli świadomość przekraczania zasad moralnych i przepisów etykiety towarzyskiej obowiązujących w ich krajach”. Józef Mackiewicz, który opisał te zdarzenia w „Kontrze”, przywołuje relacje kilku świadków o płynącej Drawą na wznak kobiecie z przywiązanym na piersiach niemowlęciem. Oboje wyłowiono martwych. Nie zdążyli się przeprawić na drugą stronę rzeki wyznaczającej granicę człowieczeństwa. Zabili ich Anglicy; ci sami, którzy jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej przysięgali, przysięgi swe uwierzytelniając „honorem brytyjskiego oficera”, że nigdy, ale to przenigdy nie wydadzą ich Sowietom. Wiedząc już wówczas doskonale, że właśnie to – wysyłając swych jeńców na pewną śmierć – mają zamiar uczynić.
Kłamstwo jest jedną z wież strażniczych, strzegących tej granicy. Wobec jednych jest zbrodnią, w stosunku do drugich – racjonalną strategią.
Kłamstwo jest jedną z wież strażniczych, strzegących tej granicy. Wobec jednych jest zbrodnią, w stosunku do drugich – racjonalną strategią. Inną z wież, umiejscowioną w jeszcze bardziej strategicznym miejscu, jest milczenie. O tym, że państwo izraelskie dopuszcza się w Strefie Gazy zbrodni wojennych, „cywilizowany świat” mógł usłyszeć dopiero wówczas, gdy ofiarą jednej z tych zbrodni stali się jego obywatele, ci z „właściwej strony granicy”. To, i tylko to, zmusiło władze Izraela do przebąknięcia pod nosem paru słów o „tragicznym wypadku”. Próbując narzucić wobec zdarzenia, które miało raczej cechy egzekucji z zimną krwią, narrację co najmniej mało prawdopodobną. Ale na pewno już wypadkiem, ani tym bardziej „tragicznym”, nie jest to wszystko, co Izrael wyczynia w Strefie Gazy. Jak przed laty już stwierdził izraelski socjolog Baruch Kimmerling, „największym obozie koncentracyjnym w historii”. Od kilku miesięcy będącym w stanie rozmyślnej, zaplanowanej i wykonywanej metodycznie likwidacji.