„Na łóżku leży chłopiec zawinięty w śpiwór. To w zasadzie nawet nie łóżko, tylko piankowy materac rozłożony na podłodze i przykryty grubym kocem (…) przez okno wpadają poranne promyki wiosennego słońca. Jest ciepło i sucho.” Tak zaczyna się znakomita, uhonorowana nagrodą NIKE, reporterska opowieść Cezarego Łazarewicza „Żeby nie było śladów”. Tak zaczyna się też film Jana Matuszyńskiego, który jest przeniesieniem na ekran wielu opisywanych w tej książce sytuacji niemal 1:1.
- Dla mnie to był kawałek historii jaką znałem z młodości, Janek Matuszyński tych czasów nie przeżył i zrobił opowieść uniwersalną — mówi skromnie Cezary Łazarewicz. - W książce padają dziesiątki nazwisk, w filmie widząc generała nie musisz wiedzieć że to Jaruzelski. Rozumiesz, że to wysoki przedstawiciel władzy państwowej, który manipuluje w sprawie chłopaka zakatowanego na komisariacie.
A więc poranek 12 maja 1983 roku to ostatnie zwyczajne przedpołudnie Grzegorza Przemyka, osiemnastolatka, syna poetki-opozycjonistki Barbary Sadowskiej. Niedługo potem chłopak wyjdzie z domu, by z kolegami uczcić dobrze zdaną maturę z polskiego. Na Starówce do radosnych chłopaków podbiegnie zomowiec. Niewiele od nich starszy. Zażąda okazania dowodu osobistego. Grzegorz odmówi. Zomowiec załaduje go do suki. Za kolegą do auta wskoczy jeszcze Jurek Popiel. Będzie świadkiem potwornego pobicia Grzegorza na komisariacie na Jezuickiej. Usłyszy, jak jeden z oficerów rzuci: „Bijcie tak, żeby nie było śladów”. Potem jest rozpacz matki, ambulans, który wiezie Grzesia na pogotowie, na Hożą, lekarz, który chce „narkomana” skierować do psychiatryka na płukanie żołądka, noc w domu i szpital. Operacja, gdy po otwarciu brzucha lekarze mogą tylko zaszyć pacjenta z powrotem. W środku jest miazga, nie ma ani jednego kawałka jelita, który dałoby się połączyć w przetokę, jakkolwiek zrekonstruować.
Czytaj więcej
„Sundown” meksykańskiego reżysera Michela Franco to opowieść o odchodzeniu i bolesnych relacjach z najbliższymi
Ale to zaledwie początek filmu. Tak jak książki. Dalej zaczyna się opowieść o państwie totalitarnym. O systemie, który chroni milicjantów wszelkimi sposobami. „Sprawa Przemyka” staje się polityczna, trafia na najwyższe szczeble władzy. W naradach bierze udział sam generał Jaruzelski. Służby bezpieczeństwa usiłują z chłopaków zrobić narkomanów, a głównym bohaterem filmu staje się Jurek Popiel. To jego – jedynego świadka pobicia na komisariacie – trzeba zastraszyć i uciszyć. W operacji „Junior” nadzorowanej przez Ministra Spraw Wewnętrznych Kiszczaka terroryzowana i szantażowana jest rodzina chłopaka. Służby bezpieczeństwa podsuwają też inne rozwiązanie: do śmiertelnego pobicia doszło w karetce, którą dwóch ratowników przewoziło półprzytomnego Grzegorza na Hożą.